Zerkam sobie na różne galerie, także sportowe, ale też inne tematyczne. Ot, taki MSNBC zamieszcza co tydzień najlepsze zdjęcia z mijającego tygodnia. Tak – tygodnia. Podobnie Reuters, Time i wiele innych serwisów prasowych. Im co tydzień wpadają takie zdjęcia, gdzie z serii kilkunastu trafi się parę perełek – dynamicznych, autentycznych, z perfekcyjnie złapanym „rozstrzygającym momentem”, ale też doskonałych technicznie.
Zerkam sobie na te różne galerie zdjęć prasowych, bo mam jakieś dziwne odczucia po obejrzeniu nagrodzonych zdjęć sportowych w rodzimym konkursie fotografii prasowej Grand Press Photo. W ogóle mam dziwne odczucia, a w części sportowej mam je szczególnie silne. Czy tylko ja mam wrażenie, że te zdjęcia są zimne, wyprane z emocji, które naturalnie towarzyszą sportowi? Że zwłaszcza w części reportażowej pokazują nie kluczowe momenty, ale przypadkowe? Że są manieryczne i pretensjonalne już nie tylko obowiązkową czernią i bielą, ale jeszcze zanudzają dziwactwami głębi ostrości uzyskiwanymi obiektywami tilt-shift?
Na świecie jakoś co tydzień trafiają się dobre zdjęcia sportowe. Wiem, że u nas też takie powstają. Ale nie są nagradzane. Bo u nas nadal obowiązuje sztuka moralnego niepokoju – gdzie nieważne, co jest pokazane, bo liczy się ekspresja głębi duszy twórcy. A im bardziej mętna ta głębia, tym większa ekspresja. No i dobrze jest wzmocnić artyzm przekazu udziwnieniami warsztatowymi – oprócz tradycyjnych brudnych konwersji czarno-białych, w obecnym sezonie obowiązuje tilt-shift oraz mapowanie tonów (z amatorskich galerii modę na draganizację portretów wywiało dawno temu, a do jurorów ta maniera właśnie dotarła). Czy ta nachalność oprawy ma maskować banalność treści?
Dlaczego nie możemy oglądać po prostu zdjęć sportowych, tylko mroczne impresje, dla których zmagania zawodników są tylko tłem? Nagradzając zdjęcia tak różne od tych, które prezentowane są w serwisach zachodnich mediów, jesteśmy awangardowi czy tylko prowincjonalnie pretensjonalni?
Na zdjęciu powyżej Marcin Held urywa wiązadła kolanowe Jeanowi Silvie. Brazylijczyk się nie zrażał i walczył dalej. Dopóki nie spróbował stanąć na prawej nodze.