Poprzedni wpis, ten w którym powyższe zdjęcie było na dole, wywołał pewne pytania: jak to było z tą kawą, i co ona ma wspólnego z obrazkiem, który ewidentnie kawy nie zawiera? No więc, to było tak:
Jakiś już czas temu, chodziliśmy sobie na Santorini po miasteczku na klifach, aż się zmęczyliśmy i przysiedliśmy w knajpce, ażeby napić się rzeczonej kawy. Kawa po grecku na greckim klifie, wśród greckiej architektury – to jest to. No więc siedzimy, pijemy, gadamy. No i rozglądamy się; nie żeby w jakimś konkretnym celu, ale skoro dookoła ładnie, to przecież nie ma powodu zamykać oczu. Na klifie często wieje, bo to jednak wysoko nad morzem, więc knajpka z jednej strony, dla ochrony klientów przed wiatrem, ma szklane przepierzenie. Słoneczko świeci na białe domki, po błękitnym niebie ganiają białe chmurki, bardzo to wszystko nastrojowo biało-błękitne. No i oba te czynniki, znaczy się domki i chmurki zamiennie, odbijają się w szybach – zależy, z której strony się patrzy. Na fotografii widnieje taka właśnie szyba – jedna z kilku – w której odbijają się domki na klifie, a przez nią widać chmury na niebie. Ogólne zaniebieszczenie jest częściowo efektem prześwitującego nieba, a częściowo nie do końca białej szyby. A żeby taką scenę w ogóle zauważyć, trzeba… po prostu posiedzieć chwilę w jednym miejscu, spoglądając tu i tam, z otwartymi oczami, a przede wszystkim z otwartym umysłem.
Do kompletu jeszcze zdjęcie z Toskanii, a to niżej to z Wenecji, zrobione na podobnej zasadzie – tzn. sfotografowane zostały szyby, w których pewne obiekty się odbijają, a inne obiekty są widoczne poprzez szkło. Odbicia to wspaniała sprawa: pozwalają połączyć na jednym obrazie to co z przodu, to co z tyłu, i czasem jeszcze rzeczy pomiędzy.