Jak to na Santorini

Fałszywa opozycja

Wśród dziedzin sztuki fotografia jest szczególna i unikatowa, choć nie w sposób, z którego można by być dumnym. O co chodzi? O akceptację banalnej prawdy, wręcz truizmu: solidne rzemiosło jest podstawą, na której można budować artyzm. Zanim się zostanie pisarzem, należy nauczyć się tworzyć poprawne gramatycznie zdania. Zanim się zostanie muzykiem, wskazane jest poznanie nut i gam, wsparte żmudnymi ćwiczeniami praktycznymi. Zdarzali się muzycy, co nut nie znali, i pisarze-dyslektycy, ale nie słyszałem, aby ktoś traktował te braki jako atut czy element niezbędny do bycia artystą. Tymczasem w fotografii co i rusz można trafić na opinie, jakoby opanowanie ekspozycji i ustawiania ostrości przeszkadzało w tworzeniu sztuki, a wiedza i umiejętności tylko hamują twórczą inwencję. Ostatnio zaskoczył mnie David duChemin, zasłużony edukator przecież, z filipiką przeciwko ostrości, pisząc: „Nikt nigdy nie patrzył na najlepsze fotografie stulecia, wzruszając się z powodu doskonałej ostrości lub perfekcyjnego histogramu”. Z pewnością ma rację, ale buduje fałszywą opozycję formy i treści. Sama ostrość nie wzbudza namiętności, ale jej brak tam, gdzie jest brakiem – wywołuje rozczarowanie i poczucie zmarnowanej okazji. Ostrość powinna być tam, gdzie być powinna, a rozmycie czy poruszenie tam, gdzie ich miejsce.

Jak to na Santorini

Technika musi być dopasowana do estetyki. Jeśli nie ma techniki, to i estetyki nie widać – widać tylko braki w technice. Co więcej, jeśli ktoś nie radzi sobie z rudymentami, to i na kwestiach artystycznych trudno mu się skupić, bo zamiast koncentrować się na odczuciach i wrażeniach, walczy z tym cholernym aparatem, który przeszkadza mu w zrobieniu ładnych zdjęć. Ostrość i ekspozycja to nie antyteza sztuki i idei, tylko środki, które prowadzą do celu. To prawda, że nie ma co się zachwycać ostrością i histogramem, tak jak nie dyskutuje się o właściwie postawionych przecinkach czy nastrojonych skrzypcach. Dopiero, gdy coś z histogramem, przecinkami i skrzypcami jest nie tak, rodzi się temat do dyskusji.

PS. Przepraszam wszystkich rozczarowanych, którzy po tytule spodziewali się wpisu o polityce. 🙂 A zdjęcia, jak nietrudno zgadnąć, z Santorini.

Logika Firy, Santorini

  1. Ja przy tego typu dyskusjach lubię przypominać, skąd się wzięło słowo „majstersztyk”, które dzisiaj budzi jak najbardziej artystyczne skojarzenia. Pierwotnie mianem tym określano pracę czeladnika cechowego, który zanim dostał papiery mistrza, musiał się wykazać doskonałą znajomością fachu. Innymi słowy, najpierw rzemiosło, a potem tworzenie dzieł sztuki. Inaczej mamy do czynienia z twórczością przez duże „Tfu”.

    Natomiast nie zgodzę się z tobą Piotrze, że problem jest unikatowy dla fotografii. Może go lepiej widać, bo fotografują wszyscy, a malują, rzeźbią czy komponują tylko niektórzy, ale to co się dzieje w szkołach artystycznych i tzw. środowiskach… Temat na zupełnie inną, bardzo smutną pogadankę. Dość powiedzieć, że moja żona pracowała niegdyś na krakowskiej ASP i to, co miałem okazję widzieć i usłyszeć nie pozwala mi się zgodzić z tezą, że tylko fotografia taka ma (czy też ma do tego stopnia).

    1. Natomiast nie zgodzę się z tobą Piotrze, że problem jest unikatowy dla fotografii.
      Z jednej strony „uff, że nie jesteśmy tacy dziwni”, z drugiej jednak – to wcale nie jest pozytywne…

  2. Swoją drogą to ciekawe, co tam jest w tle za tą dziewczyną [z punktu widzenia fotografa, któremu pozowała], bo ja spotkałem w tym miejscu parę ślubną, a następna czekała w kolejce. Musi co była jakaś dobra miejscówka 😉

      1. Sprytnie kombinujesz Piotrze, ale fakt jest taki, ze ta pani jest nadal zbyt czerwona (i jakas taka plamiasta na twarzy), zatem teoria ze „solidne rzemiosło jest podstawą, na której można budować artyzm” nijak ma sie tutaj do rzeczywistosci.

  3. Problem stary jak świat i dotyczy wszystkich dziedzin naszego życia, tutaj jednak zawężamy go do sztuki, choć artysta mikrochirurg oka bardziej mi imponuje niż fotograf 🙂
    Dobry warsztat wszędzie jest podstawą, ale sądzę że nie należy trzymać się go kurczowo i absolutnie rygorystycznie. Najważniejsze jest wrażenie, jakie ta fotografia robi na odbiorcach, a tu decydująca jest chyba jednak tematyka. Nudnego tematu nie da się uratować najwspanialszym warsztatem. Bywają też przypadki kiedy perfekcja warsztatowa może popsuć zdjęcie np. technicznie wspaniały HDR może zniszczyć autentyczność zdjęcia. Staje się ono sztuczne, płaskie, robi wrażenie teatralnej dekoracji, choć wszystkie szczegóły są pokazane z najwyższą precyzją.
    Są też przypadki szczególne np. kiedy nie ma czasu na przygotowania i analizy, obraz nie jest technicznie doskonały, a efekt końcowy jest niesamowity.
    I jeszcze jedna uwaga.
    Twierdzenie że tylko znakomite opanowanie techniki i jej zastosowanie w praktyce daje wartościowy obraz może zniechęcić mniej odpornych, początkujących i podatnych na różne mody i maniery.
    Np taki przypadek: jestem w jaskini, nie mam czasu na rozmyślania, nie wolno mi użyć statywu ani lampy, nie mam ISO 64 000, nie stać mnie na aparat 10 razy droższy. Rezygnuję z fotografowania, bo i tak wg. teorii nic wartościowego nie zrobię.

  4. Znakomite opanowanie techniki daje dwie korzyści. Po pierwsze otrzymujemy obraz jaki chcemy a nie jaki nam się udało zrobić. Po drugie oszczędza rozmyślań nad technikaliami i pozwala się skupić na artystycznej stronie obrazu. Tym samym jest bardzo przydatne dla artystów, szczególnie tych dobrych 🙂

  5. Wydaje mi się, że może nie zrozumiałeś do końca przesłania artykułu duChemina a na pewno ten artykuł nie pasuje do Twojej tezy. David nie zachęca do robienia nieostrych zdjęć. Pisze tylko, żeby nie popadać w obsesję nad techniczną stroną fotografii. Zdjęcia Cartiera-Bressona są w większości umiarkowanie ostre. Nie czyni to tych zdjęć gorszymi, prawda? Mimo, że ostrości nie ma „tam, gdzie trzeba”. To samo z Capą i zdjęciami z lądowania w Normandii. Przykładów jest bez liku. duChemin zachęca do fotografowania czym się aktualnie ma i tłumaczy, że droższy aparat czy obiektyw nie zrobi lepszych zdjęć, co najwyżej bardziej ostre. Nie pisze jednak, że zdjęcie nieostre, jest bardziej artystyczne. Nie jest to żadna filipka przeciwko ostrości, tylko przeciwko złudnej nadziei tysięcy amatorów fotografii.

    1. Wydaje mi się, że może nie zrozumiałeś do końca przesłania artykułu duChemina

      Możliwe. Tej części z rantem przeciwko jakimś „najlepszym fotografom krajobrazowym” oraz „zobacz jak dobrze mój aparat wygląda” z pewnością nie rozumiem. Z pewnością nie rozumiem także, dlaczego twierdzi, że ludzie, którym zależy na technicznej perfekcji, nic poza tą technicznością nie mogą zaoferować („Here’s what I wonder: could it be that those fastest to jump on the need for technical perfection (whatever the hell that means) are those for whom technical perfection is all they have?”). Ansel Adams też się zalicza do upośledzonej grupy? Targający po świecie średni format Jack Dykinga również? http://www.dykinga.com/browse

      Zdjęcia Cartiera-Bressona są w większości umiarkowanie ostre. Nie czyni to tych zdjęć gorszymi, prawda? Mimo, że ostrości nie ma „tam, gdzie trzeba”. To samo z Capą i zdjęciami z lądowania w Normandii.

      Jak już jesteśmy przy Adamsie – dla jego zdjęć ostrość też nie jest istotna?

      Nie jest to żadna filipka przeciwko ostrości, tylko przeciwko złudnej nadziei tysięcy amatorów fotografii.

      Złudną nadzieją tysięcy amatorów jest to, że nie muszą się uczyć techniki, bo „nie ma znaczenia, czy polaroida, czy kamery RED, obiektywu Leiki czy Lensbaby”. Owszem, to nie ostrość definiuje dobrą fotografię (nie mam pojęcia z kim on tu dyskutuje, bo nigdy nie spotkałem się z taką definicją dobrej fotografii). Owszem, „it’s not sharpness that makes it great”, ale brak ostrości, brak poprawnej ekspozycji czy głębi ostrości – tam, gdzie powinny być – położą zdjęcie, w którym miały być ” beauty, and meaning, for stories, and for love”.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *