Inżynierowie z Nikona projektując D500 byli jeszcze nieco w XX wieku, gdy ustalali, jakie funkcje ten aparat ma mieć, a jakie są mu zbędne. Braki są tym bardziej bolesne, że ten model będzie ładnych parę lat na rynku, nim doczeka się następcy (może nie będzie aż tak wieczny jak D300s). Czego zabrakło, a czego mogłoby zabraknąć?
Wifi i Bluetooth – bardzo fajnie, ale dlaczego zamiast GPS-a? GPS-a nie ma, a obejście za pomocą smartfona, który przez Bluetootha może na bieżąco przesyłać dane nawigacyjne do osadzania w zdjęciach, jest mało eleganckie. Jest też, obawiam się, mało praktyczne, bo o ile każdy fotograf nosi ze sobą zapasowe akumulatory do aparatu, to teraz jeszcze powinien nosić dodatkowy akumulator (albo dwa) do smartfona, który szybciej padnie pod nieustannym obciążeniem GPS-a i komunikacji z D500. Użytkownicy iPhone’ów pewnie się ucieszą… 😉
Wbudowanej lampy błyskowej brak. Teoretycznie nieduża strata – w końcu te wbudowane lampy szczególnie ładnego światła nie dają. Czasem jednak trafia się sytuacja, że lekkie rozjaśnienie cieni by się przydało, a zewnętrznej lampy akurat nie ma pod ręką, więc ta wbudowana i stosowana z bliska jakoś ratuje sytuację. Użytkownikom D500 nie uratuje, ale to nie jedyny zgrzyt. Wbudowana lampa przydaje się też jako sterownik do bezprzewodowego wyzwalania błysku. Jasne, sterowanie radiowe jest lepsze niż optyczne, ale… wbudowanego sterownika radiowego D500 też nie ma. To ostatnie to naprawdę spore zaniedbanie (albo chciwość), bo wbudowanie sterownika radiowego do lamp błyskowych w korpus to byłaby zabójcza funkcja. A tak jak jest – D500 ma zerowe możliwości w zakresie używania lamp błyskowych, chyba że mamy przy sobie zewnętrzną lampę błyskową, a najlepiej najnowszą SB-5000 i jeszcze zewnętrzny sterownik radiowy WR-R10.
Nabywcy D5 mogą sobie wybrać, czy chcą wersję na karty CF, czy na zdecydowanie rzadsze i droższe, choć wydajniejsze XQD. Ba, już po zakupie można wysłać aparat do serwisu, gdzie go przerobią z XQD na CF lub odwrotnie. Kupując D500 wyboru nie ma i dostaje się aparat obsługujący karty SD oraz XQD – nawet jeśli ktoś nie potrzebuje topowej wydajności przy trybie seryjnym (zwłaszcza że bufor aparatu mieści 200 RAW-ów). Wersji SD i CF nie ma.
Liczba gniazd jest imponująca (choć D5 imponuje tu bardziej gniazdem LAN), niemniej trochę dziwi, że zastosowano gniazdo USB typu mini B, a nie najnowszy standard – typ C. Raz, że USB C jest (teoretycznie przynajmniej) szybsze, a dwa, że jest po prostu wygodniejsze, bo góra i dół wtyczki są identyczne, nie ma więc ryzyka pomyłki przy wciskaniu. Za to nadal mamy prehistoryczne gniazdo PC Sync, służące do łączenia aparatu za pomocą kabla ze studyjnymi lampami błyskowymi. Ktoś naprawdę będzie fotografował w studio z kablem ciągnącym się za aparatem, zamiast zastosować dowolny radiowy wyzwalacz lub choćby wyzwalać studyjne flesze z użyciem fotoceli i lampy błyskowej?
I jeszcze last oraz least – wideo. Tryb Full HD jest bardzo ok – z elektroniczną stabilizacją, ale 4K jest chyba tylko po to, żeby odfajkować pole w specyfikacji. W D500 obraz dla 4K jest wycinany ze środka matrycy, co daje mnożnik ogniskowej ok. 1,5x (niezależnie od „naturalnego” mnożnika dla APS-C, czyli razem mamy mnożnik ok. 2,2 względem pełnej klatki). Jakiego obiektywu należałoby tutaj użyć, aby mieć odpowiednik pełnoklatkowych 16 mm, ale bez rybioocznych deformacji? Ups, nie ma takiego obiektywu? Nawiasem, elektroniczna stabilizacja działa dla Full HD, ale nie dla 4K – choć tutaj przecież jest zapas obrazu na brzegach, z którego dałoby się wycinać dla redukcji poruszeń. Nawiasem, D500 nie ma mechanizmu detekcji fazy realizowanego za pomocą matrycy, co np. w nowych lustrzankach Canona bardzo fajnie sprawdza się przy filmowaniu poruszających się obiektów.
Nikon D500 to z pewnością bardzo udany aparat, w wielu aspektach podnoszący poprzeczkę wyznaczającą granice możliwości. Niewiele brakowało, żeby był jeszcze lepszy.
U góry zdjęcia z doliny Glen Coe w Szkocji.