Linie na milimetr, aberracje, koma, guzikologia, szumy, wykresy… jak się w tym połapać? No, a przecież trzeba koniecznie się wgłębić w testy, jeśli się zamierza kupić aparat!
Nie, nie trzeba. Właściwie wszystkie współczesne aparaty dają jakość zdjęć wystarczającą do wszystkiego – nawet do powiększeń zajmujących pół ściany, jeśli ktoś sobie takie wymyśli. Wąskim gardłem nie jest rozdzielczość, ostrość, nawet oprogramowanie aparatu – tylko umiejętności i staranność fotografa oraz stabilność jego statywu. To jak wybrać aparat dla siebie? Czy to wszystko jedno, jaki kupimy? Nie wszystko jedno, ale procedura testowa jest bardzo prosta, nawet totalny laik jest w stanie ją wykonać prawie samodzielnie.
Otóż: bierzemy swój stary aparat (jeśli będziemy kupować drugi aparat) oraz taki, nad którego kupnem się zastanawiamy. Jeśli kupujemy dopiero pierwszy aparat, bierzemy dwa modele, nad którymi się zastanawiamy. I nie, nie pytamy na forach innych ludzi, co oni by woleli. Robimy zdjęcia przez, powiedzmy, godzinę – choć im dłużej tym lepiej, a najlepiej byłoby pojechać z tymi aparatami w plener. Po powrocie zgrywamy zdjęcia. Ważne: zgrywamy z każdego aparatu do osobnego folderu. A potem… nie, nie musimy ich nawet otwierać. Patrzymy, w którym folderze jest więcej zdjęć – ten aparat jest lepszy. I już! Dopiero jeśli liczba zdjęć w obu jest zbliżona, oglądamy zdjęcia, by ewentualnie stwierdzić, że z jednego aparatu nam się podobają bardziej niż z drugiego. Ale jest prawie niemożliwe by doszło do tego etapu.
Tak, przyznaję, ta metoda ma swoje minusy: trzeba skądś wziąć aparaty do przetestowania. Może jakiś znajomy ma i pomoże? Na upartego wystarczy nawet spędzić godzinę w Miejskiej Macalni, jeśli będzie na tyle przyjazna, żeby pozwolili pochodzić z aparatem (aparatami) po sklepie.
A skąd w ogóle tak rewolucyjny pomysł na test? Jest nas dwoje. Zdarzyło nam się czasem dostawać jakiś aparat do testu – ze trzy razy w życiu, ale pewne doświadczenie z tego wynikło. Poza tym, gdziekolwiek jedziemy, każde z nas ma swój aparat, więc mamy dwa – różne. I niezmiennie po każdym powrocie z pleneru widać, że na kartach jednego z nich znajduje się więcej zdjęć. Nie jest to aparat osoby, która więcej pstryka, bo często zamiast zmieniać obiektyw, wymieniamy się aparatami. To ten aparat, który jest lepszy – którym się lepiej fotografuje, więc chętniej się po niego sięga, a z tego wynika większa ilość wykonanych nim zdjęć.