Wszyscy będą fotografować komórkami i żadne lustrzanki nie przeżyją. Takie rewelacje pojawiają się co jakiś czas w różnych miejscach. Źródłem tych rewelacji jest malejąca zdolność do czytania ze zrozumieniem oraz zupełny zanik umiejętności kojarzenia faktów i wyciągania wniosków. Z pewnym zdziwieniem przyjmuję do wiadomości, że te wszystkie przypadłości dopadły też „Wyborczą”.
Dlaczego o tym piszę? Bo takie informacje, zwłaszcza podane przez tak poważne źródła, wzbudzają niepokój u fotoamatorów. „To może nie warto kupować nowego obiektywu?”, „Czy powinienem sprzedać szybko cały system lustrzankowy, zanim jest jeszcze coś wart?” itp. Sporo osób traktuje sprzęt fotograficzny jako inwestycję, która nie powinna bardzo tracić na wartości, inni obawiają się, że w razie awarii czy zużycia się sprzętu nie będą mogli uzupełnić strat, bo nie będzie nowych lustrzanek i obiektywów, wszędzie będą tylko komórki, a gdzieniegdzie co najwyżej jakiś bezlusterkowiec Olympusa czy Sony. Słusznie się obawiają?
Przyjrzyjmy się temu artykułowi z „Wyborczej” (choć uprzedzam, że nie chce mi się odkłamywać każdej zawartej tam bzdury, bo wyszłoby coś o objętości całej „Wyborczej”).
„- Coraz więcej osób robi zdjęcia już tylko smartfonami. Najwyższy czas coś wymyślić, bo będzie po nas – stwierdził w zeszłym tygodniu szef Nikona Makoto Kimura. Jego koncern czerpie aż 84 proc. wpływów z produkcji aparatów fotograficznych, coraz mocniej wypieranych przez smartfony.”
Typowe poplątanie z pomieszaniem. Faktem jest, że dzisiaj Nikon jest firmą głównie fotograficzną (u Canona przychody ze sprzedaży aparatów to ok. 40%), ale większość dochodów Nikon ma ze sprzedaży obiektywów i lustrzanek. Rzeczywiście, rynek kompaktów kurczy się w tempie 20% rocznie (choć na tym kurczącym się rynku Nikon potrafi nie tylko zarobić – gdy inni producenci kompaktów mają straty – ale nawet zwiększyć dochody w stosunku do poprzedniego roku, co jest niezłym osiągnięciem), natomiast rynek aparatów z wymienną optyką rośnie o 10% rocznie.
„Coraz doskonalsze aparaty w smartfonach to zła wiadomość dla producentów sprzętu foto, odmian którego jest więcej niż kiedykolwiek.”
Nie, to zła wiadomość dla firm, które produkują kompakty. A zwłaszcza dla tych, które produkują wyłącznie kompakty lub gdzie kompakty mają istotny udział w dochodach. Efektem tego jest odpadanie z rynku producentów kompaktów, co dzieje się już od pewnego czasu i będzie postępować. Nie ma Kodaka i Casio, Olympus zapowiedział rezygnację z produkcji prostych „point and shoot”, a Canon ma zmniejszyć liczbę nowych modeli.
„Tę nowość Canon z Nikonem postanowili zignorować. Ci liczący się producenci lustrzanek uznali, że nowe aparaty to tylko nieco lepsze kompakty i że raczej nie odniosą sukcesu. Mylili się. Gdy klienci odkryli, że niektóre bezlusterkowce potrafią robić zdjęcia prawie tak dobre jak niektóre lustrzanki, Nikon z Canonem znaleźli się w kropce.”
Kropka to zapewne miejsce, gdzie trzyma się kasę, bo spośród firm fotograficznych tylko Canon i Nikon mają na solidnym finansowym plusie działy produkujące aparaty i optykę. A wygląda też na to, że Canikon całkiem trafnie nie spieszył się do produkowania bezlusterkowców. W zeszłym roku wszyscy japońscy producenci (czyli bez Samsunga, który może się troszkę liczyć, i bez Leiki, która się zupełnie nie liczy) wyprodukowali nieco ponad 16 milionów lustrzanek i niespełna 4 miliony bezlusterkowców. Wychodzi na to, że w najlepszym razie tylko jeden na pięć aparatów z wymienną optyką to bezlusterkowiec. Ale… w pierwszej połowie tego roku (styczeń-maj) produkcja lustrzanek to prawie 4,9 miliona sztuk, podczas gdy bezlusterkowców – niepełny milion, czyli proporcje się zmieniają niekoniecznie na korzyść bezlusterkowców. Choć można oczywiście trzymać kciuki za Samsunga, którego w tym zestawieniu nie ma. 🙂
„To wszystko trwało zbyt długo. W zeszłym roku Canon sprzedał o 2 proc. mniej aparatów, w tym roku pogłębi ten spadek o 7 proc.”
To prawda, choć ilościowy spadek to zasługa gorszej sprzedaży kompaktów. Natomiast zysk całego działu produkującego aparaty wzrósł w stosunku do zeszłego roku.
„Dla odmiany Panasonic, Sony i Olympus nie zmarnowały czasu – odważnie weszły w bezlusterkowce i umocniły swe rynkowe pozycje.”
Umocnienie pozycji polega zapewne na tym, że okopały się tak głęboko, że ledwie je widać. Dominacja Canikona wśród aparatów z wymienną optyką (uwzględnianie kompaktów to inna bajka) nigdy nie była tak duża – mają razem około 80% rynku, a wspólnie z Sony (dobre trzecie miejsce) – około 95%. Sony zresztą trzecie miejsce umacnia od czasu przejęcia Minolty, a Panasonic i Olympus swoje pojedynczoprocentowe udziały w rynku też umacniają od lat.
„Jak odnaleźć się w rzeczywistości tworzonej przez innych? Makoto Kimura wie, że popyt na aparaty z górnej półki, np. profesjonalnego Nikona D4-SLR za 6000 dol., nie utrzyma firmy nad kreską.”
Z całą pewnością szef Nikona niczego takiego nie zasugerował. Chleb i masełko dla Canikona to lustrzanki z niskiej i średniej półki, a drogie modele pełnoklatkowe to nisza (ok. 5-7%), choć rosnąca i… wcale nie dużo mniejsza niż nisza bezlusterkowa. I bardziej dochodowa.
Powyżej jest trochę linków do danych źródłowych, dotarcie do których wyraźnie okazało się zbyt trudne dla pracownika „Wyborczej” albo też ich interpretacja go przerosła. Raporty dla inwestorów nie są porywającą lekturą, ale jeśli ktoś chce pisać o zmianach na jakimś rynku, to powinien sprawdzić fakty.
Co z tego wynika dla fotoamatora? Kilka pozytywnych wniosków:
- Lustrzanki nie znikną, nie zostaną zdelegalizowane, Canikon nie zostawi klientów na lodzie. Można się nie stresować i iść robić zdjęcia.
- Zwłaszcza Nikon nie zostawi fotoamatorów, bo jest już w ponad 3/4 firmą fotograficzną (Canon od biedy przeżyłby bez fotografii). Niemniej na obecnie oferowanych, nieco konserwatywnych lustrzankach Nikon zarabia całkiem dobrze (Canon jeszcze lepiej). Nie sprzedawać sprzętu Canikona na allegro, tylko iść i używać.
- Smartfony zjadają rynek kompaktów, zwłaszcza tanich i prostych „wyceluj i pstryknij”. Chyba nikomu ich nie żal.
- Fotoamatorzy są konserwatywni i wolą klasyczne lustrzanki, wcale za to nie gonią za nowinkami. A producenci będą oferować to, co się sprzedaje. Wizjer elektroniczny też wcale nie jest nieuchronny, bo różne jego wersje ćwiczy Sony i… nadal jest mniej więcej tam, gdzie była Minolta. Canikon nie ma specjalnych powodów, żeby naśladować rynkowe eksperymenty konkurenta, który nie jest w stanie go dogonić.
- Z jakiegoś powodu bezlusterkowce sprzedają się średnio, a nawet coraz gorzej. Nie tylko nie wygląda na to, żeby miały wyprzeć lustrzanki, ale jeśli miałbym wróżyć z fusów, to obawiałbym się o przyszłość tego segmentu rynku. W przeciwieństwie do tanich kompaktów – byłoby mi przykro, gdyby coś się stało bezlusterkowcom.
- Stół jest gotowy, jak pisała Ewa o oprogramowaniu. Także jest gotowy, jeśli chodzi o aparaty – tu się nie będzie zmieniać ani dużo, ani szybko. Dowolna lustrzanka kupiona w ciągu ostatnich 5 lat jest w pełni wystarczająca, żeby przynieść do domu fajne zdjęcie. Jeśli zdjęcia nie są dość fajne, to dlatego, że za mało się nad nimi pracuje. Jeśli jednak ktoś się upiera, że problemem jest sprzęt, to będzie mógł dzisiejszą lustrzankę wymienić jutro na jutrzejszą, a pojutrze na pojutrzejszą.
Dla wszystkich, którzy dzielnie dotrwali do końca jednego z dłuższych wpisów – drugi obrazek w nagrodę. Oba zdjęcia z Gruzji, oba byłyby raczej trudne do wykonania smartfonami, z różnych powodów.