Stwierdzenie, że zamknięcie czasopisma „Popular Photography” było wydarzeniem zaskakującym, to eufemizm. Wzór i model wszystkich współczesnych czasopism o fotografii, od dziesiątków lat numer jeden na rynku, nakład liczony w setkach tysięcy sztuk, w każdym numerze mnóstwo reklam. I nagle – koniec. Co się stało?
Tutaj prezes wydawnictwa jako przyczyny wskazuje dyżurnego winowajcę, czyli popularność smartfonów. To mnie, delikatnie mówiąc, nie przekonuje. Owszem, ludzie kiedyś kupujący cyfrowe kompakty teraz pstrykają smartfonami, ale też oni nie kupowali czasopism fotograficznych, bo pstrykanie (a ostatnio samopstrykanie) to wszystko, co im potrzebne. Owszem, ludzie porzucający kompakty na rzecz smartfonów są problemem dla producentów aparatów, ale nie dla czasopisma adresowanego do maniaków płytkiej głębi ostrości, pejzaży o wschodzie i portretów na 5 Bowensów. Ale… w tłumaczeniu prezesa jest ziarno prawdy, bo problemy producentów odbijają się na ich budżetach reklamowych, a to z kolei odbija się na mediach nastawionych na finansowanie głównie z reklam. A „Popular Photography”, jak większość zachodnich czasopism, nastawione było na utrzymanie się z reklam, a nie ze sprzedaży egzemplarzowej. Jeśli tylko mieszkało się w USA, to roczną prenumeratę można było kupić praktycznie w cenie okładkowej pojedynczego wydania, do tego jeszcze z gratisową wysyłką. I, wbrew temu co pisze większość internetowych komentatorów, to nie jest efekt kryzysu prasy, ale kryzysu modelu biznesowego opartego na dochodach z reklam. Owszem, prasa jest tu szczególnie wrażliwa, bo ma wysokie koszty stałe (druk, dystrybucja), ale portale utrzymujące się z reklam (a zwłaszcza z reklam producentów sprzętu fotograficznego) nie mają powodów, żeby na upadek „Popular Photography” patrzeć z satysfakcją. Jeśli taki gigant nie dał rady, to kto sobie poradzi? Owszem, nakład „Popular Photography” spadał, ale z jakiego poziomu! W szczycie popularności nakład wynosił milion egzemplarzy, ale nawet jeszcze w tym roku, tuż przed zamknięciem, drukowano 320 tysięcy sztuk każdego wydania! Jeśli oni nie dali sobie rady, to po prostu model utrzymywania mediów fotograficznych z reklam jest martwy.
PS. Spadająca sprzedaż aparatów (i nurkująca sprzedaż kompaktów), to problem nie tylko producentów sprzętu, ale także sklepów – które również się reklamowały w czasopismach fotograficznych. Tutaj można przeczytać coś w rodzaju epitafium dla ostatniego sklepu fotograficznego w Atlancie – pięciomilionowym mieście, w którym teraz nie ma już ani jednego sklepu fotograficznego!
PPS. Oba zdjęcia z Toskanii. Na wiosenną fotowyprawę do Toskanii są dwa wolne miejsca, na jesienną – trochę więcej.