Najlepsza książka dla zawodowca

Wcale nie o McNallym ani o DuCheminie. Owszem, od McNally’ego można się sporo nauczyć, a „Poza kadrem”  to najlepszy aktualny poradnik dotyczący kwestii związanych z prowadzeniem biznesu fotograficznego. Ja jednak polecam bardzo nietypową książkę, która nie ma ani jednego zdjęcia, jest okropnie gruba i wygląda wyjątkowo odstraszająco, ale jeśli jest pozycja, która pozwoli się przygotować na wymogi przyszłego rynku – to jest to właśnie ta cegła.

Cegła jest brązowa, ma prawie 850 stron i prawdopodobnie nie zawiera ani jednego słowa „fotografia”, „fotograf”, że o „megapikselach” nie wspomnę. Nosi tytuł „Studium historii” i wyszła spod pióra historyka Arnolda J. Toynbee’go. Co ma historyk do fotografii zawodowej? Zupełnie nic. Natomiast wnioski, które można z jego rozprawy wyciągnąć – mają sporo.

Książka jest opisem rozwoju cywilizacji i wskazuje przyczyny, dla których niektóre z cywilizacji rozwijały się, a inne nagle zatrzymywały w rozwoju lub wręcz wymierały. Podstawowy mechanizm jest prosty: „wyzwanie – odpowiedź”. Cywilizacja, która nie napotyka wyzwań, traci zdolność do zmian, rozwoju, kostnieje, zaskorupia się. Tymczasem prędzej czy później wyzwanie nadchodzi – a wówczas zaskorupiała cywilizacja nie jest zdolna do reakcji i zostaje zmieciona. Jednak w podjęciu wyzwania też kryją się pułapki:
– problem może być zbyt trudny, przerastający możliwości mobilizacyjne społeczności;
– może być też zbyt niewielki, nie wymuszający odpowiedzi – to tak, jakby wyzwania nie było
– cywilizacja funkcjonująca w skrajnie trudnych warunkach może nie mieć zapasu energii, by stawić czoła wyzwaniu
– odpowiedź na wyzwanie może wreszcie być po prostu niewłaściwa, wybrane rozwiązanie nieefektywne, a wydatkowana energia – stracona.

Cywilizacje żyją, gdy rozwijają się, stawiają czoło nowym wyzwaniom, dostosowują się do zmieniającej się rzeczywistości, zachowują elastyczność i zdolność do ewolucji. Cywilizacje zbyt długo funkcjonujące w stabilnym, bezpiecznym środowisku, tracą młodzieńczą drapieżność i żywiołowość – a wówczas pierwsze poważne wyzwanie staje się ostatnim.

Powyższe uwagi to oczywiście poważnej książki skrót skandalicznie skrótowy. Warto samemu poczytać analizy Toynbee’go. Nie jest zresztą konieczne przekopywanie się przez całe 800 stron – kluczowe jest pierwszych dwieście.

Co to ma wspólnego z fotografią? Z samą fotografią – nic. Natomiast z rynkiem fotograficznym (i nie tylko fotograficznym!) – całkiem sporo. Konieczność odpowiedzi na wyzwanie powstałe w wyniku zmieniającej się rzeczywistości – i konsekwencje niepodjęcia wyzwania lub błędnej odpowiedzi – to dzisiaj sytuacja, w jakiej stają nie tylko społeczności. The times they are a-changin’

 

  1. Piotrze, czy to przypadkiem moze taka delikatna sugestia ze polprzepuszczalne lustro Sony postawilo przyszlosc tego systemu dzis pod znakiem zapytania tylko po to aby w przyszlosci dac im wiecej sily kiedy kolosy takie jak Nikon czy Canon, dzis stosujace polityke zachowawcza, znajda sie w powaznych tarapatach? 🙂

      1. No tak, ktos mi juz powiedzial ze ukladam za dlugie zdania. 🙂 Probowalem jedynie znalezc jakies nawiazanie tego watku z fotografia.

  2. Trudno powiedzieć, być może Sony będzie tym wielkim przegranym. Trudno powiedzieć, bo choć w Pradze sezon turystyczny trwa cały rok i przez cały rok przyjeżdżają turyści z aparatami, to nie da się sprawdzić, która koncepcja wygrywa, Sony, czy C – N, ponieważ większość ma małpki i hybrydki i stara się zrobić zdjęcie w wyskoku na tle Hradczan, co oczywiście im nie wychodzi. Ale świadczy o pewnym deficycie intelektualnym.
    Czyli pozostają tylko statystyki sprzedaży. Na pewno będzie ciekawie. Ja poczekam na dalszy model Alfy, musi przyjść, ale kiedy i co to będzie, wiedzą jedynie bogowie żyjący na Fudżi-Jamie.
    A tak naprawdę, to z tematem kojarzy mi się Wenecja. Pewnie warsztaty tam trzeba będzie zorganizować.

  3. Co, JAK wygląda? Jak na tym zdjęciu na górze? Myślę, że jest spokojniej, przynajmniej na bocznych kanałach.
    A przewodnik by był, chociaż nie tak legalny, jak w Pradze. Ale kształci się, czyta, doszedł do przekonania, że najlepsza książka o Wenecji to „Venice” Petera Ackroyda, niestety, nie przetłumaczona na język polski. Ackroyd pisze o tym, co Piotr, jak cywilizacja wenecka straciła młodzieńczą drapieżność i żywiołowość. I zamieniła się w swoisty Disneyland, już w 19 wieku. I trwa w tym stanie do dziś. I wierzę, że tam pojedziemy i będą warsztaty na wodzie. A wschód słońca jest tam boski!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *