Dobrego zawsze mało

Chodzi oczywiście o światło. Fotografowie studyjni mają fajnie – zawsze sobie mogą zrobić dowolnie fajne światła. Ograniczeniem są tylko pomysły. Poza studiem nie ma tak dobrze. Trzeba polować. A dobre światło zastane nie tylko bywa… czasami, ale jeszcze zawsze – słabe. Wschód czy zachód słońca, światło do portretów z północnego okna, cień i nieco interesującego światła odbitego od jakiejś ściany – zawsze mało, zawsze co najwyżej kilka EV na plusie. A do tego to są zawsze trudne ekspozycje – albo z prawie monobarwnym światłem, albo z subtelnymi półtonami, które stanowią o uroku. To trzeba naświetlić dobrze, bo każdy bit informacji przyda się w obróbce.

Dlatego jakoś nie wierzę w koniec ery statywów (przydatnych w części wspomnianych sytuacji) i jasnych obiektywów (dla drugiej ich części) i początek ery doskonałego wysokiego ISO, które miałoby rozwiązać wszystkie problemy z trudnymi do utrzymania czasami naświetlania. Kiedy jest fajne światło, potrzeba każdego dobrego bita. A na wysokich ISO jest ich mniej niż na podstawowej czułości matrycy.

Zdjęcie powyżej, paradoksalnie, na wysokim ISO. To było najsłabsze światło, w jakim kiedykolwiek robiłem portrety. Ten ciepły blask to nie zachód słońca. To odbicie na niebie od słońca, które już było poniżej horyzontu. Przysłona f/1.8, ISO 1600, a ekspozycja raptem 1/20 sekundy. A ten jasny kształt w tle to wcale nie Księżyc 🙂

  1. Ludzie mylą się traktując wysokie ISO w nowoczesnych aparatach jako lekarstwo na problemy. Co z tego, że szumów nie widać, skoro dynamika tonalna sceny fatalna? A fatalna nie dlatego, że technologia zła, tylko dlatego, że… światła było za mało :}

    1. …i uznają wysokie ISO za rozwiązanie problemu kiepskiego światła. Jak zdjęcia przy lampach sodowych wyglądają ohydnie, to co jest winą? Kiepskie wysokie ISO, prawda?

      1. Akurat w świetle lamp sodowych to i statyw nie pomoże 🙂 Nic tylko wymienić światło na bardziej „spektralne”

        1. Właśnie. W ogóle odpowiedzią na kijowe światło nie jest wyższe ISO czy jaśniejszy obiektyw, tylko poszukanie lepszego światła. Można zrobić własne, jak ktoś umie 🙂

  2. To wszystko, że część „fotografów” jest zwyczajnie niedokształcona w tej dziedzinie i błędnie stosują niektóre udogodnienia traktując je jak panaceum na wszystkie sytuacje

  3. Będzie może zbyt długo, bo u mnie zwykle rzadko ale długo.
    Nie narzekajcie, że „dobrego zawsze za mało” (w tym za mało światła). Zmieńcie podejście do problemu. Od świadomego początku (2006) zetknąłem się z problemem światła. I nie chodzi o „za mało” czy „za dużo”. Chodzi mi wyłącznie o jakość światła. Może być go mało, ale jak jest korzystne jakościowo – można zrobić bardzo ciekawe zdjęcia. I to nie angażując za mocno podnoszenia ISO. Jasność obiektywu owszem – tak, ale znowu zależnie od sytuacji, potrzeb i zamiaru. Moje najjaśniejsze obiektywy (stałki macro) mają tylko f/2,8, ale nie przekraczam zwykle poziomu ISO 200, a blokadę ustawiłem na ISO400. Jedynie do portretowania wnucząt przydałoby mi się podnieść trochę powyżej f/2, ale sobie daruję bo portrety robię rzadko, i bo staram się żeby mi nic nie właziło w kadr, i bo statyw albo monopod – do scen zawsze nie pozowanych;. F/2.8 musi wystarczyć, również w mieszkaniu przy rozproszonym świetle z okna.
    Ale wróćmy do „mało światła”. Od „świadomego początku” fotografuję o wschodzie słońca i jeszcze przed wschodem. Jedno z ujęć przed wschodem należy do najlepszych jakie udało mi się zrobić – z monopodu, ale teraz nie rozstaje się z trójnogiem. Ponieważ zdjęcia robię dla siebie, jest rzeczą naturalna, że wieszam je w mieszkaniu. O dziwo goście zarówno fotograficznie wyrobieni jak i normalni uznają „to” zdjęcie za najlepsze z wiszących. Tak było na wystawach, tak jest i w mieszkaniu.
    Mało jest światła po zachodzie słońca – tyle co z odbicia zza horyzontu, ale jakie jest ono ciekawe dla fotografa!!! Nie wracam automatycznie po zachodzie słońca do domu. Wręcz przeciwnie, jak zapowiada się ciekawy zachód słońca to dopiero wychodzę z aparatem a wracam jakieś pół godziny po zachodzie.
    A teraz „… kota ogonem” – za dużo dobrego (= za dużo światła). W ubiegłym roku zacząłem fotografować w środku dnia przy bardzo mocnym świetle słonecznym. Wbrew regułom, a po wstępnych próbach myślę, że pełne słońce w kontrze stanie się moim kolejnym ulubionym światłem do obrazowania roślin czy pająków.
    Zatem mało czy dużo światła to rzecz bardzo względna i dla mnie mało ważna.
    Ja Wam życzę tylko ciekawego światła, a z jego ilością to już radźcie sobie sami.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *