Nie, nie chodzi o wyjące urządzenia alarmowe, tylko te drugie syreny: pływające w morzu długowłose pannice, wciągające niebacznych ludzi w odmęty. Wiecie, skąd się wzięły opowieści o nich? Górne zdjęcie jest pewną sugestią…
Morskie fale, naświetlane przez odpowiednio długi czas – nie za długi, nie za krótki, tak około sekundy – wyglądają czasem na zdjęciach jak włosy. Oczywiście, jeśli złapiemy je w najlepszej fazie, czyli wtedy, gdy się cofają. No więc tak sobie stałam ze statywem tuż nad morzem na islandzkiej plaży, fale chlupiące łagodnie pode mną, aparat przede mną, i łapałam fale. Dobrze szło, falowanie było takie w sam raz, na tyle mocne, że efektowne, ale na tyle słabe, że niegroźne. Zmieniałam kompozycje i czasy, eksperymentując z jednym i drugim. Eksperymentowanie wciąga, całkiem jak syreny. Trochę to trwało, aż wreszcie morskim pannom znudziło się łapanie ich za włosy. Przyszła duża fala – tylko jedna, oczywiście niespodziewanie. Jej przyjście zostało przypadkiem uchwycone na zdjęciu, które można obejrzeć poniżej. Jeden chlup – i koniec fotografowania, pora suszyć aparat*.
Wniosek z tej przygody: fotografowanie fal jest bardzo miłą rozrywką, ale trzeba uważać na nerwowe syreny!
* Spieszę uspokoić: na aparacie wylądowało w sumie tylko kilka kropel, nic mu nie jest. Cały prysznic poszedł na mnie. Mnie też nic nie jest 🙂