Skalny łuk niedaleko Spitzkoppe, Namibia

Wiek to tylko liczba

a świat można stworzyć w szopie

Na koniec tego negatywnego roku przyda nam się wszystkim pozytywne przesłanie, i oto ono. Natknęłam się dzisiaj na film o pewnym fotografie. Film jak film, nieco rozwlekły i przegadany, ale ten fotograf! A przede wszystkim jego zdjęcia! Nigdy takich wcześniej nie widziałam. Serio, wcale.

Gilbert Garcin mieszkał w Marsylii i handlował lampami. Mając 65 lat, grzecznie przeszedł na emeryturę. Ale zamiast jak normalni ludzie zasiąść w fotelu przed telewizorem, postanowił się czegoś nauczyć i padło na fotografię. Nigdy wcześniej nie robił zdjęć (no, trochę pstryków z wakacji pewnie popełnił jak wszyscy, ale to się nie liczy), nie interesował się malarstwem (choć jakieś obrazy pewnie musiał widywać, jak wszyscy, ale czy to się liczy?), po prostu prowadził sklep.

Skalny łuk niedaleko Spitzkoppe, Namibia

Nie zainteresował się jednak prostym dokumentowaniem życia – zamiast tego zaczął fotografie kreować. Fotografował siebie w różnych pozach, w „nijakim” ponadczasowym płaszczu, i czasem również swoją żonę. Potem te zdjęcia wywoływał, wycinał postaci nożyczkami (!) i w swojej szopie, gdzie urządził studio, na stoliku ustawiał z nich scenki, oświetlał prostymi lampami i fotografował ponownie. Oprócz papierowych postaci, w scenach udział biorą proste rekwizyty, jak piasek, kamyki, sznurki, kawałki drewna, gwoździki; same drobne, powszechnie dostępne rzeczy.

Rezultatem są niesamowite, surrealistyczne fotografie, przypominające obrazy Magritte’a i będące bardziej metaforami niż czymkolwiek innym. Wszystko, co widzimy na fotografiach, zostało sfotografowane; nie ma tu żadnego Photoshopa, to fotografia czysto analogowa, mimo że obrazy wydają się niemożliwe. Garcin nigdy nie przejawił chęci opanowania fotografii cyfrowej. Gilbert Garcin szybko zyskał uznanie w świecie fotografii artystycznej, miał wystawy w wielu krajach, kilka galerii prezentuje jego prace. Piszę to wszystko w czasie przeszłym, bo w tym roku artysta zmarł, w chlubnym wieku 91 lat. Jego fotografie nadal żyją; można je zobaczyć na przykład tu: https://www.anzenbergergallery.com/artist/1020/gilbert_garcin

lub tutaj: https://slash-paris.com/en/artistes/gilbert-garcin/portfolio

albo wpisać w Google „Gilbert Garcin photography” i przełączyć się na grafiki, będzie tego jeszcze więcej 🙂

Gdyby ktoś chciał zobaczyć film, który powyżej streściłam, to jest on jeszcze przez miesiąc dostępny na stronie Arte.

(Aktualizacja) Przestał być dostępny, jeśli ktoś ma linka do pełnej wersji, to prosimy o informację. Tu jest wersja skrócona: https://vimeo.com/69603341

Oprócz gadających głów jest w nim też pokazanych trochę zdjęć i metoda ich uzyskania, więc jeśli macie wolną godzinkę, to warto.

Wspomnianych na wstępie pozytywnych przesłań wynika z tej historii kilka.

Po pierwsze, wiek to tylko liczba, i nigdy nie jest za późno żeby nauczyć się czegoś nowego – i robić to z pasją.

Po drugie, do stworzenia wspaniałych fotografii nie trzeba wielkich środków – czasem wystarczy jakikolwiek aparat, stolik w szopie, lampka biurowa, trochę drobiazgów wygrzebanych z dna szuflady i pomysł. Z tych rzeczy najważniejszy jest pomysł.

Po trzecie, wystarczy mieć pomysł… wprawdzie już o tym mówiłam, ale zawsze warto powtórzyć.

P.S. Zdjęcie zamieszczone w tym wpisie jest czysto pretekstowe i nie ma nic wspólnego z twórczością Gilberta Garcina. No, może oprócz pary kamieni 😉

  1. Z ust mi wyjęłaś. Widziałam film i też mnie zachwycił ten pan i jego prace. Polecam zarówno dla edukacji, jak i wsparcia, bo nigdy nie jest za późno jeśli Cię cos na prawde kręci

  2. „Nigdy takich wcześniej nie widziałam. Serio, wcale.”

    Technika tworzenia stojących, figuratywnych kolaży stosowana przez Garcina ma długą tradycję, jej prekursorami byli m.in. Frantisek Dritkol, William Mortensen, Studio Manasse. Garcin dodał do tego rzutnik.

    „nie interesował się malarstwem (choć jakieś obrazy pewnie musiał widywać, jak wszyscy, ale czy to się liczy?), po prostu prowadził sklep.”

    Gilbert nie był sklepikarzem, tylko kierownikiem fabryki (co nie bez znaczenia, artykułów oświetleniowych). Dlaczego zakładasz, że nie interesował się malarstwem? Sam mówił w wywiadach, że inspirował go m.in. René Magritte i Paul Klee, jedna z jego prac jest nawet zatytułowana „Nocturne (D’apres Paul Klee)”. Zdjęcia chmur brał z obrazów 19-wiecznych pejzażystów. W dokumencie na Arte widać też, jak zwiedza muzeum. Był też miłośnikiem niemego kina i jego kolaże często nawiązują do znanych filmów. Gilbert już na starcie kariery artystycznej wyrobionym odbiorcą sztuk wizualnych.

    1. „Technika tworzenia stojących, figuratywnych kolaży stosowana przez Garcina ma długą tradycję”
      Technika jak technika, chodziło mi raczej o wrażenia. Technika to tylko środek do celu.
      „Gilbert nie był sklepikarzem, tylko kierownikiem fabryki (co nie bez znaczenia, artykułów oświetleniowych)”
      Znalazłam sugestie, że właścicielem sklepu z oświetleniem do domów. W każdym razie to nie jest istotna kwestia: tak czy siak wspólnego z fotografią ma to tylko tyle, że musiał wiedzieć co to jest Ra 😉 Ale i tak fotografował w czerni i bieli, więc nawet ta wiedza nie była specjalnie przydatna.
      Dlaczego zakładam, że nie interesował się malarstwem? Może to trochę nadinterpretacja z mojej strony, ale w filmie mówił, że surrealistów owszem poważa, ale nie są jego inspiracją. Zabrzmiało to trochę jak „odczepcie mi się z malarzami”. Może niesłusznie. W filmie widać go w muzeum, ale przecież film był kręcony na dłuuuugo po rozpoczęciu kariery fotograficznej. Nie wiemy, czy wcześniej też tam bywał. A jeśli tak, to czy dobrowolnie, bo to różnie bywa 😀
      „Był miłośnikiem niemego kina” – w czasach jego dzieciństwa, gdy sporo czasu spędzał w kinie prowadzonym przez wujka (czy dziadka? już nie pamiętam), nieme kino to było normalne kino. Oglądał normalnie Bustera Keatona i Charlie Chaplina, jak wszyscy. To tylko znaczy, że lubił chodzić do kina, a nie że miał wobec tego kina jakieś szczególne wymagania.
      Możemy sobie na własny użytek poustalać fakty i podyskutować o przypuszczeniach, ale to i tak są tylko poboczne rozważania, niezbyt ważne dla istoty rzeczy: że można się zająć czymś nowym nawet po sześćdziesiątce, być w tym dobrym i mieć świeże pomysły.

  3. Super zdjęcia, dla mnie czysty surr, też Syzyfowskie motywy i „marność nad marnościami i wszystko marność” czyli Kohelet, w tym wieku każdego popadnie … podziwiam też małżonkę, taka para z czasów J. Gabina.

    1. Małżonka ponoć niechętna była, ale czego się nie robi dla męża? 😉 A że wyglądają jak z czasów Jeana Gabina, to nie przypadek 🙂

    2. „to i tak są tylko poboczne rozważania, niezbyt ważne dla istoty rzeczy: że można się zająć czymś nowym nawet po sześćdziesiątce, być w tym dobrym i mieć świeże pomysły.”
      Oczywiście zgadzam się w pełni z tą puentą – mnie też casus Gilberta Garcina inspiruje, bo mam już sporo lat na liczniku…

  4. Ewo, to naprawdę budująca historia. Ja planuję przejść na wcześniejszą emeryturę w wieku 55 lat, więc będę miała całe 10 lat więcej, żeby stać się ikoną fotografii. Teraz jestem pewna, że mi się uda. ?

  5. „Rezultatem są niesamowite,surrealistyczne fotografie[…] będące bardziej metaforami niż CZYMKOLWIEK INNYM”. „Czysta” fotografia, a inne jest CZYMKOLWIEK INNYM.I tak stworzyła Ci się piękna nazwa.
    I marginalne skojarzenie: liczba, pomysł = Opałka.
    Adam Borzęcki

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *