Coraz większą karierę robi termin „hejter”, niegdyś epitet pojawiający się na internetowych forach dla geeków, ostatnio zaczyna funkcjonować w środkach masowego rażenia: od hejterów cierpią politycy, aktorzy, sportowcy, dziennikarze. Straszna plaga, prawie tak mordercza jak ptasia grypa.
Dla tych, co jeszcze się z tą zgrozą nie zetknęli, wyjaśniam, że hejter (od angielskiego „hate” – nienawiść) to malkontent, zawistnik i krytyk totalny, który w największym cudzie znajdzie mnóstwo usterek. Hejterowi nie podoba się nic, a sens życia znajduje w negowaniu i oczernianiu wszystkich i wszystkiego. Broń Boże nie należy mylić hejtera z krytykiem, bo hejterstwo z mniej lub bardziej racjonalną i uzasadnioną krytyką nie ma nic wspólnego, stanowi natomiast wyraz frustracji i ogólnej nienawiści do wszystkiego, a szczególnie do dzieł doskonałych i ich utalentowanych twórców. No i co najgorsze – podobno hejterów przybywa w takim tempie, że niedługo ich liczba może przekroczyć liczbę mieszkańców naszej planety. Może nawet kilkukrotnie.
Już całkiem bez ironii – owszem, hejterzy istnieją. Internet ma kilka mechanizmów, prowokujących ujawnianie najniższych instynktów (np. anonimowość i mechanizmy inteligencji tłumu). Niemniej prawdziwi frustraci stanowią niewielki procent internautów. Ale wygodnie jest wierzyć, że jest ich dużo, bardzo dużo.
Hejter – i nie trzeba nic więcej dodawać. Nie trzeba odpierać argumentów, zastanowić się nad racjami, przemyśleć własnych racji. Wystarczy określić kogoś hejterem, aby dostać zwolnienie z dalszej dyskusji. Ale posiadanie własnych hejterów daje coś więcej.
Nikt nie jest doskonały i każde dzieło ma swoje słabsze strony – za wyjątkiem arcydzieł spod rąk geniuszy. Geniuszem jednak trudno zostać, chyba że… ma się hejterów. Jeśli odbiór naszej twórczości dzieli się na zachwyty i hejty, to jest oczywiste, że tylko te pierwsze są racjonalne, a racjonalnej krytyki brak (skoro cała krytyka to hejterstwo). Ergo – jesteśmy geniuszem, którego działania nie wzbudzają racjonalnej krytyki, a więc nie mają żadnych prawdziwych wad.
Fajnie mieć hejterów. Zamiast niezadowolonych klientów – hejterzy. Zamiast rozczarowanych widzów – hejterzy. Zamiast oszukanych wyborców – hejterzy. I świat staje się prostszy. To pewnie część „kultury głaskania”, o której pisałem jakiś czas temu, ale dość przerażające jest, jak popularne staje się etykietowanie opinii odmiennych od pożądanych jako hejtu. Oczywiście, przyjemnie zamknąć się pod różowym kloszem, wszelkie negatywne informacje wystawiając na jego zewnątrz jako hejt, ale zamykanie się w sztucznym świecie to domena psychotyków. Ucieczka w psychozę przed krytyką własnych działań to dość ponura droga.
PS. Zdjęcia powyżej z drugiej edycji warsztatów w Wieliczcze. Na pierwszą relację z tych warsztatów zapraszam do uczestniczki Ewy: http://ekudlaty.blogspot.com/2015/02/noc-pod-ziemia.html. Ewa była taka szybka z tą relacją, bo wyjechała z warsztatów w sobotę, rezygnując z fotograficznej eksploracji trasy górniczej, którą przeprowadziliśmy w niedzielę rano.
PPS. Jeśli ktoś jeszcze nie zauważył, to lista tegorocznych fotowypraw poszerzyła się o Maroko, zaraz natomiast skończą się miejsca na Islandię. Zapraszamy!