Kamienne drzewa Deadvlei, Namibia

Fotowyprawa do Namibii – czerwiec 2023

Zapraszamy do relacji z kolejnej naszej fotowyprawy do Namibii, która odbyła się w czerwcu 2023. Trwała ona 19 dni, z czego, po odjęciu przelotów, 17 dni spędziliśmy w Namibii. Jak policzył Tomek, jeden z uczestników, w trakcie tych niespełna trzech tygodni pokonaliśmy:

– lotniczo: 18585 km (dotyczy przelotów z i do Warszawy)
– drogowo: 5088 km
– pieszo: 42.7 km (to w moim wykonaniu – jest to oczywiście indywidualna sprawa)
– katamaranem: 38 km
– safari wokół We Kebi Lodge: 21 km
– rajd 4×4 po wydmach: 128 km
– minisafari z gepardami: 3.5 km

A w szczegółach było tak:

Namibia: duże koty i wielki kanion

Jesteśmy już w Afryce, fotowyprawa do Namibii rozpoczęta. Tym razem na pierwszym noclegu niespodzianek nie było. Poprzednio zawsze coś przychodziło w nocy: a to dwa nosorożce, a to nosorożec i antylopa. Za to my wybraliśmy się na dokarmianie kotków. Kotki były bardzo lokalne i nieźle wyrośnięte.

Gepard w Namibii

Gepard może być bliżej niż Ci się wydaje

Pierwsza zasada fotografowania nie tylko geparda: za chwilę może być on bliżej niż Ci się wydaje. I co wówczas zrobisz z teleobiektywem, którego ogniskowa wprawdzie kończy się na 400 czy 600 milimetrach, ale minimalny dystans ostrzenia to dwa metry?

Pierwsze zdjęcie geparda zostało zrobione na ogniskowej 300 milimetrów, ale chwilę później ciekawski kotek ledwie zmieścił się w polu widzenia ogniskowej 24 mm obiektywu 24-70.

Gepard w Namibii, zbliżenie

Bywało też jeszcze gorzej, bo jak gepard zaczął mruczeć i ocierać się o nogi, to już w ogóle nie da się robić zdjęć. Zostaje tylko głaskać.

Oswojony gepard w Namibii

Oczywiście nie wszystkie gepardy są tak przyjazne. Te dwa od małego wychowywały się blisko ludzi. W sąsiedztwie były jeszcze dwa inne – te już można było oglądać tylko przez siatkę, a i same gepardy nie zamierzały zbliżać się do ludzi bardziej, niż to niezbędne, aby złapać rzucony kawał mięsa.

Gepard w Namibii przy posiłku

Fotografowanie gepardów z bliska i z bardzo niskiej pozycji daje oczywiście lepszy efekt niż zdjęcia z platformy zamontowanej na samochodzie, ale możliwe jest tylko w przypadku „domowych” kotów. Te dzikie człowieka nie zaatakują, tylko po prostu uciekną. Niemniej zawsze się może zdarzyć, że nawet dzikie zwierzę podejdzie dość blisko do samochodu, więc dwa aparaty są w takich sytuacjach bardzo użyteczne. Na jednym teleobiektyw – do typowych, przewidywalny sytuacji, a na drugim coś z zakresu 24-70 czy 24-100 mm na te chwile, gdy zwierzęta są blisko. Co nie jest bardzo częste, ale też nie jest czymś niespotykanym.

Gepardy jeszcze będą – inne, ale nie mniej przyjazne.

Wielki Kanion numer 2

Nasz następny, podwójny plener to Kanion Rzeki Rybnej, bardziej znany pod angielską nazwą Fish River Canyon. Plener był podwójny, bo zrobiliśmy sesję wieczorną i poranną. Na obu nasza grupa była zupełnie sama, towarzyszyły nam tylko ptaki. Co pokazuje, jak bardzo niedoceniana jest Namibia, bo Fish River Canyon to drugi największy kanion rzeczny na świecie, ustępujący rozmiarem tylko Wielkiemu Kanionowi Kolorado. Tam zawsze są tłumy, tu nie ma nikogo.

Kanion Rzeki Rybnej, Namibia

Na zdjęciach trudno oddać skalę czegoś tak ogromnego. Umieszczenie sylwetki na pierwszym planie pomaga tylko trochę, bo daje skalę dla najbliższych skał, ale nie pokazuje głębokości i szerokości kanionu. Tymczasem na dno można zejść, jak najbardziej, są wytyczone szlaki. Jednocześnie przy wejściu są tablice informujące, że niedozwolone są jednodniowe spacery – bo okażą się wcale nie jednodniowe. Najkrótsza sugerowana trasa obejmująca zejście, przejście części Fish River Canyon i wyjście, wymaga trzech dni. W trakcie trzeba sobie oczywiście dwukrotnie rozbić obozowisko gdzieś na dole. I mieć nadzieję, że zabrało się odpowiednio dużo żywności i wody.

Kanion Rzeki Rybnej, Namibia

My oczywiście ograniczyliśmy się do wygodnego pleneru z górnej krawędzi. Wieczorem fotografowaliśmy pod słońce, o poranku czekaliśmy, aż słońce wyjdzie zza naszych pleców i poświeci na dół.

Światło przed wschodem słońca

Fotografowie krajobrazu koncentrują się na świetle po wschodzie słońca lub tuż przed zachodem. Jest ono nie tylko ciepłe, ale też kierunkowe, niskie, a przy tym względnie miękkie, bardziej łagodnie rysujące kontury. W Namibii jednak znacznie ciekawsze jest światło przed wschodem słońca lub chwilę po jego zachodzie. Jest ono zupełnie fantastyczne, bo jednocześnie ciepłe, a przy tym miękkie, rozproszone i niekierunkowe.

Drzewa kołczanowe przed świtem, Namibia

Skąd się bierze takie światło? Z braku chmur i prawdopodobnie pyłu w powietrzu. Zanim słońce wzejdzie (albo już po tym, gdy zajdzie) świeci spod horyzontu, a światło odbija się i rozprasza w powietrzu, które wyraźnie jest jakieś inne niż na naszych szerokościach. Efekt jest taki, że najlepszy moment na fotografowanie takich pięknych miejsc jak las drzew kołczanowych jest mniej więcej pół godziny przed wschodem słońca.

Drzewa kołczanowe po zachodzie, Namibia

Oczywiście kilka minut po wschodzie światło również jest ciekawe, bo niskie i ciepłe, ale… mniej zaskakujące. Mniej więcej tego oczekujemy od porannego światła, efekty są ładne, choć nie zaskakujące. W Afryce jednak to światło poranne bardzo szybko zmienia się w dzienne – chłodne i ostre. Tak naprawdę moment wschodu słońca to jest już końcówka sesji – należy mieć nadzieję, że najlepsze kadry zrobiło się wcześniej, bo z początkiem dnia magia znika. Plenery fotograficzne są dość krótkie, ale bardzo owocne – nie ma kwestii, czy będzie światło – jasne, że będzie. Trzeba tylko zdążyć z niego skorzystać.

Drzewa kołczanowe po wschodzie, Namibia

No dobrze, drzewa kołczanowe magiczne są zawsze, nawet w środku dnia. Zupełnie niemożliwa forma roślinna nie ma prawa pochodzić z naszej planety, z pewnością ktoś ją tu przywiózł. Nam dodatkowo trafiła się w fazie intensywnego kwitnienia, co samo w sobie kwalifikuje się na cud.

Plac Zabaw Olbrzymów, Namibia, Giants Playground

W ramach ćwiczeń z cudów byliśmy też na Placu Zabaw Olbrzymów. To ciągnące się kilometrami kamienne konstrukcje, czasami ostentacyjnie lekceważące grawitację, środek ciężkości i prawa fizyki. Jeśli byłoby za mało niesamowitości, to czasem rosną wśród nich drzewa kołczanowe. Udało się uniknąć najgorszego, czyli zagubienia fotografów wśród bezkresu kamiennych form.

Stacyjka pośrodku niczego, Namibia

A później na chwilę zatrzymaliśmy się na stacji kolejowej, gdzie Sergio Leone nie nakręcił żadnego westernu. Ale jakby znalazł tę stację, to z pewnością by przyjechał do Namibii, żeby nakręcić pierwszy namibijski spaghetti western.

Tropienie wanien w miasteczku duchów

Czas na kolejny punkt w programie fotowyprawy do Namibii – miasteczko duchów Kolmanskop. Kiedyś wydobywano tu diamenty, na początku XX wieku diamenty się skończyły, więc miasteczko porzucono. I teraz stoi, zasypywane piaskiem i turystami. No dobra, piasku sporo, turystów zdecydowanie mniej, a my na obu sesjach mieliśmy je tylko dla siebie. Aczkolwiek jak wyjeżdżaliśmy po porannym plenerze na śniadanie, to właśnie do Kolmanskop wjeżdżała kawalkada samochodów.

Pustynia w Kolmannskop, Namibia

Samo Kolmanskop to nieduże, ale całkiem kompletne miasteczko. Jest linia kolejowa, sklep, rzeźnia, szpital, szkoła. Do szkoły dotarłem dopiero teraz – przy czwartej fotowyprawie do Namibii. Kolmanskop nie jest duże, ale dla fotografa jego eksploracja zajmuje dużo czasu. Nie pomaga też, że w środku jest ciemnawo i nawet przed zachodem słońca (albo po wschodzie) łatwo dobić do 30 sekund ekspozycji. Sugeruję zawsze stosowanie tutaj ISO 400 i wyższego w razie konieczności, bo aparaty dzisiaj dają całkiem dobry obraz na tych czułościach, a różnica między 15 sekundami naświetlania a minutą to dodatkowe zdjęcia, które można zrobić. Też – inne miejsca, które zdąży się odwiedzić.

Magiczna geometria Kolmannskop, Namibia

Po Kolmanskop chodzi się więc powoli, bo robienie zdjęć trwa dłużej niż można się spodziewać, ale też dlatego, że nie zawsze wiadomo, gdzie wejść. Co znaczy: gdzie warto wejść i gdzie da się wejść. Wchodzi się przez czasem przez drzwi, często przez okna – w budynkach, gdzie drzwi zostały dawno temu zablokowane przez piasek. Często wejście wymaga pewnej gimnastyki – tylko po to, by stwierdzić, że nie było warto się przeciskać. Niektóre pomieszczenia są po prostu puste – nie wszędzie są ładnie przysypane drzwi, okiennice czy… wanny.

Kolmannskop i wanna, Namibia

 

Mieliśmy tu lokalny quest w poszukiwaniu wanien. Wanny to część wyposażenia, które porzucono, gdy Kolmanskop przestało być potrzebne. Teraz niektóre z nich po prostu stoją, a niektóre są częściowo przysypane piaskiem, pogłębiając apokaliptyczny klimat. Wyszło, że wanny są cztery – jedna na zewnątrz domu kwatermistrza, dwie w samym domu, a ostatnia dość daleko, w jednym z domów niżej na wzgórzu. Chyba że jeszcze jakąś uda się znaleźć – następnym razem, za rok.

Dziki tłum w We Kebi

Nocleg w We Kebi dodaliśmy do programu fotowyprawy do Namibii w zeszłym roku. I wygląda na to, że zostanie na stałe. Sam lodge jest bardzo ładny i uroczo położony na trawiastej równinie otoczonej wzgórzami. Na terenie rozległej, otaczającej lodge farmy żyją dzikie zwierzęta. Dzikie, bo chodzą swobodnie, ale oczywiście ogrodzonej farmy nie opuszczą.

Nosorożce i antylopy, Namibia

Przed werandą głównego budynku lodge’y jest oczko wodne, do którego zwierzęta mogą przyjść się napić. W zeszłym roku przed oczkiem wodnym przemaszerowały dwa nosorożce. W tym roku był dziki tłum – od popołudnia (gdy przyjechaliśmy) do wieczora, a następnego dnia od wczesnego świtu. Był młodziutki nosorożec, urodzony w marcu rok temu. Było kilka innych nosorożców, gnu, oryksy, zebry i trochę drobnicy (żyrafy wymagały dojazdu do osobnej części farmy). Wszystko to tłoczyło się przed oczkiem wodnym, zupełnie nie zachowując żadnej hierarchii. Fotografowanie nosorożców nie było łatwe, bo co chwila przed nie wychodziła któraś antylopa lub zebra.

Nosorożec przy lodgy, Namibia

Zwierzęta czują się swobodnie, nie tylko ze sobą. W pewnym momencie jeden z nosorożców minął oczko wodne i przeszedł szorując bokiem po krawędzi werandy. Powyżej ostatnie zdjęcie przed odturlaniem się w dalej od brzegu werandy. Ostatnie nie tylko ze względu na pilną potrzebę zmiany miejsca pobytu, ale też dlatego, że na aparacie był obiektyw 100-400 mm, który ostrzy od prawie dwóch metrów, a chwilę później nosorożec był bliżej niż minimalny dystans ogniskowania.

Nosorożyca z młodym, Namibia

Czy to był niebezpieczny moment? Niezbyt. Nosorożec na werandę się nie wspina, a turyści nie powinni z niej złazić. Podobno dzień wcześniej ktoś próbował podejść do spokojnie wyglądającego nosorożca i chwilę później obaj wykonali krótki, bezkontaktowy bieg w stronę werandy. Przy kwaterowaniu otrzymuje się instrukcję, że na wypadek, gdyby jednak jakiś nosorożec zaplątał się w domki, absolutnie nie należy nigdzie biec. Należy zachować spokój i wydawać odgłosy. Można śpiewać. Jakby ktoś akurat nie czuł się wokalnie na siłach, to na wyposażeniu domku oprócz puszki z repelentem na insekty jest też puszka z repelentem na nosorożce. Ta na nosorożce zaopatrzona jest w trąbkę. Nie stosowaliśmy. To chyba jednak dziwny pomysł, żeby odsuwać nosorożca, jak można po prostu zmienić obiektyw na szerszy, prawda?

Zdobycie wydmy 45

I znowu się udało! Wydma 45 zdobyta po raz kolejny, na szczyt dotarł Tomek, do tego niosąc Sherpę. Przeważnie to szerpowie noszą, a tutaj Sherpę trzeba nosić. Na szczęście był to Velbon Sherpa – ma wprawdzie trzy nogi, ale nijak nie chce sam chodzić. Na szczęście waży niewiele, więc Tomek dał radę wciągnąć go na szczyt wydmy 45.

Wchodząc na Wydmę 45, Namibia

Wydma 45 ma 120 metrów wysokości, ale stojąc tuż przy podstawie widać tylko pierwsze 80 metrów. Później jest wypłaszczenie i następne 40 metrów do góry. To może zniechęcić – Zbyszek zawrócił przy tej przełęczy.

Czy warto wchodzić na wydmę 45? Fotograficznie jest to dość dyskusyjne – owszem, z góry można uchwycić okoliczne wydmy z nieco innej perspektywy niż z dołu, ale z dołu też jest co fotografować. A na wejście trzeba trochę czasu poświęcić, który można byłoby przeznaczyć na fotografowanie. Natomiast jest to niepowtarzalne doświadczenie: 120-metrowych wydm nie znajduje się na każdym rogu.

Zabawy światłem i perspektywą w Deadvlei

Deadvlei, czyli słynny martwy las jest magicznym miejscem przy każdym świetle, a nawet zupełnie bez światła. Szczerze mówiąc, lepiej wygląda bez światła (czyli przed wschodem, jeszcze w zupełnym cieniu) niż w pełnym słońcu, choć i wtedy zachwyca. My wprawdzie już wtedy wracaliśmy z pleneru, ale po drodze mijaliśmy pędzącą w drugą stronę grupę Azjatów obwieszonych aparatami i wielkimi obiektywami. Czy powinienem był im powiedzieć, że są nieco spóźnieni?

Kamienne drzewa Deadvlei, Namibia

Deadvlei wygląda pięknie w cieniu i w pełnym słońcu, ale najbardziej magiczny jest w krótkim okresie pomiędzy. Gdy akacje są jeszcze w cieniu, ale na otaczających glinianą nieckę wydmach są już smugi światła. Albo gdy tylko wąski pas wydmy jest w słońcu, a reszta nadal pozostaje w miękkim cieniu. Nie trwa to długo, więc trzeba się cały czas rozglądać dookoła i… chodzić.

 

Chodzenie jest potrzebne, aby sobie dostosować wielkość drzew do krawędzi wydm. Albo do krawędzi słonecznych smug. Albo też zmienić sobie wielkość jednego drzewa względem drugiego, przysunąć je do siebie lub rozsunąć. Nigdzie tak fajnie nie bawimy się perspektywą jak w Deadvlei. Płaski i rozległy teren daje zupełną swobodę zmiany pozycji. Czasem z tych ćwiczeń perspektywicznych wynikają dziwne rzeczy…

Perspektywa, drzewa Deadvlei, Namibia

Widzicie tę małą postać ludzką po prawej stronie? O, jakie te akacje są wielkie!

 

Perspektywa Deadvlei, Namibia

Ależ nie! Przecież te akacje są jak bonsai, tylko jedna solidnie wyrosła!

No właśnie, na równinie trudno określić, czy ktoś stoi dwa czy dwieście metrów od drzewa. Także prawdziwy dystans drzew od wydm łatwo ukryć, co pozwala regulować wielkość akacji względem diun.

Kamienne drzewa Deadvlei, Namibia

Na fotografii wyżej i poniżej w centrum występuje to samo drzewo. Raz jednak ledwo sięga oświetlonej krawędzi wydmy (bo byłem dalej), a na poniższym jest prawie wysokości całej wydmy (byłem bliżej). Oczywiście zmieniała się też ogniskowa: najpierw 210 milimetrów, później 160 mm.

Perspektywa w Deadvlei, Namibia

Teleobiektywy bardzo przydają się przy fotografii krajobrazowej, wbrew internetowym mądrościom, że do krajobrazu to tylko obiektywy szerokokątne. Szerokokątne, owszem, też mają swoje zastosowania, ale w Deadvlei uzyskujemy za ich pomocą takiego typu kadry:

Perspektywa Deadvlei, Namibia

Szeroki obiektyw wymusza, aby być blisko pierwszoplanowego motywu, a wtedy ten motyw robi się bardzo duży. Tutaj mamy więc akację-giganta i jej małe kuzynki gdzieś daleko w tle.

Prawda, że sympatyczne zabawy? Ale żeby tak się bawić na Deadvlei, trzeba przyjechać tam bardzo wcześnie, gdy słońce jest jeszcze za sąsiednią wydmą Big Daddy (350 metrów wysokości). A żeby tak wcześnie przyjechać, to trzeba spać na terenie parku narodowego Namib-Naukluft. I dlatego mamy tam dwie noce pod namiotami. Namioty zdecydowanie nie są tak fajne jak lodge, nad ranem mieliśmy ledwie kilka stopni powyżej zera, ale najpiękniejsze wydmy świata są warte wyrzeczeń. Generalnie jednak wyrzeczenia nie sprzyjają kreatywności, więc podczas całej fotowyprawy do Namibii uczestnicy odpoczywają i zbierają siły w komfortowych lodge’ach i hotelach, a noclegi w namiotach udało się zredukować do trzech.

Poranki i wieczory przy wydmach

Deadvlei to najbardziej znane miejsce w okolicy Sesriem, ale nie jest jedynym, dla którego warto tam przyjechać, mimo że przez dwa dni trzeba mieszkać pod namiotem. Oprócz wydmy 45 oraz martwego lasu jest w okolicy jeszcze sporo innych malowniczych wydm. Jest też wiele martwych akacji, które zjawiskowo komponują się z potężnymi wydmami.

Tu były akacje, Namibia

Wśród wydm spędziliśmy łącznie dwa poranki i dwa wieczory. Oprócz wydmy 45 odwiedziliśmy mniej znaną, ale nawet bardziej elegancką wydmę 40, a także pewne miejsce, gdzie ilość martwych drzew akacjowych przebija Deadvlei. Prawie się też ponownie udało mieć w kadrze balony o poranku. Niestety, balony wylądowały jakieś 3 km od nas – widzieliśmy je, ale z tej odległości były zbyt małe, by je komponować z wydmami. Odpuściliśmy jak zwykle kanion Sesriem, do którego normalne grupy turystyczne walą tłumnie z powodów dla mnie niezrozumiałych, bo to kanion ani ciekawy, ani pod żadnym względem szczególny.

Err20, Canon R6 i dlaczego warto mieć dwa aparaty

Nie wszystko na fotowyprawie jest pozytywne, zdarzają się też mniej przyjemne rzeczy. Doświadczył tego jeden z uczestników, którego aparat zamiast robić zdjęcia zaczął wyświetlać komunikat o błędzie Err20. Zgodnie z dokumentacją Canona, error 20 oznacza mechaniczne uszkodzenie. Co jednak mogło ulec uszkodzeniu mechanicznemu w bezlusterkowcu R6? Jak się okazuje – migawka. Próby wyeliminowania migawki nie do końca się udały. Wprawdzie migawka mechaniczna nie jest w R6 niezbędna, bo aparat dysponuje też migawką elektroniczną, ale… Po przełączeniu na migawkę elektroniczną i wyłączeniu funkcji opuszczania migawki przed matrycę w czasie zmiany obiektywu aparat działał przez dość krótki czas, ale w końcu zbuntował się zupełnie i tylko wyświetlał swój komunikat o Err20.

Słońce wzeszło nad Deadvlei, Namibia

Na szczęście uczestnik naszej fotowyprawy miał drugi aparat i nadal może fotografować, korzystając z Canona R8. Na fotowyprawach zawsze warto mieć dwa aparaty – właśnie na takie sytuacje. W Namibii dodatkową motywacją są spotkania ze zwięrzętami – czasem bliższe, niż można by się spodziewać. Wtedy po prostu nie ma czasu na odpinanie teleobiektywu i zakładanie obiektywu o krótszej ogniskowej.

Albo ma się pod ręką dwa aparaty z różnymi obiektywami, albo można co najwyżej zrobić sobie, ot, choćby detal pelikana, gdy cały pelikan się nie mieści w kadrze.

Namibia: dwa dni, mnóstwo tematów

Teraz będzie lekki skrót, bo inaczej relacje nigdy nie dogonią fotowyprawy, a może się okazać, że zostaną zdublowane przez przyszłoroczną fotowyprawę do Namibii.

Wydmy przy Sandwich Harbour, Namibia

Spod wielkich wydm ruszyliśmy na północ, czyli w stronę miejsc cieplejszych. Jesteśmy na półkuli południowej, tu wszystko jest na odwrót, nawet słońce opadając przesuwa się w lewo, a nie w prawo. Przekroczyliśmy zwrotnik Koziorożca, wpadliśmy na szarlotkę na słynną stację Solitaire (pięknie rdzewiejące wraki też pofotografowaliśmy). Przed Walvis Bay spotkaliśmy jeszcze spore stado flamingów – pasły się na jeziorkach u stóp nadmorskich wydm.

Zaprzyjaźnić się z pelikanem, Namibia

Następny dzień zaczął się wyjątkowo spokojnie, bo śniadaniem, a nie plenerem. Zaraz jednak po śniadaniu się zaczęło… Popłynęliśmy katamaranem na poszukiwanie delfinów. W poszukiwaniach pomagały nam foki i pelikany, z pewnością tylko dzięki tej pomocy odnaleźliśmy delfiny między kolonią fok a potężnymi platformami wiertniczymi. Znalezisko zostało wynagrodzone przydziałem szampana i ostryg (pelikan i foka dostali rybki awansem).

Pelikany na wybrzeżu Namibii

Po zejściu z pokładu katamarana zostaliśmy zapakowani na samochody terenowe i wyruszyliśmy na nadmorskie wydmy w poszukiwaniu lokalnych drapieżników. Jeden z drapieżników zapolował na nas. Gdyby nie to, że ten gekon mierzy może z 5 centymetrów długości, to byłoby po nas.

Gekon w Namibii

Pojeździliśmy trochę po nadmorskich wydmach. Nie są tak duże, jak te w okolicy Deadvlei – ot, jakieś 60-80 metrów wysokości. Są jednak znacznie bardziej zwarte, przez co ich grzbiety tworzą przepiękne kombinacje łagodnie zakrzywionych linii na tle nieba lub oceanu. No właśnie – ocean jako tło ma swój wkład w urok tego miejsca, bo granica między górami piasku a morskim żywiołem jest spektakularna. Widowiskowości dodaje silny i praktycznie nieustannie wiejący wiatr, podrywający strumienie piasku z grzbietów wydm. Wiatr jest tam stałym elementem krajobrazu, zresztą dzięki niemu te wydmy wędrują w tempie średnio 6 metrów na rok.

Nadmorskie wydmy w Namibii

Zmagania z piaskiem, wiatrem i czyhającymi gekonami zostały wynagrodzone szampanem (znowu) i kalmarami. W trakcie powrotu my spotkaliśmy szakala, a szakal fokę. Oba spotkania zakończyły się bezkontaktowo. Wróciliśmy już do hotelu w Swakopmund, a wspomnienia z nadmorskich wydm pozostaną z nami długo, podobnie jak piasek w zakamarkach ubrań i włosach.

Szakal i terenówka, Namibia

Skały, skałki i gwiazdy

Pozostajemy na stałym lądzie, ale tym razem sięgamy do gwiazd. Noc u podnóża góry Spitzkoppe była doskonałą okazją, aby fotografować nocne niebo. Niebo nad Namibią jest niewiarygodne: suche i czyste powietrze zapewnia fantastyczną widoczność drogi mlecznej. Grupie tak się fotografowanie gwiazd spodobało, że najpierw była sesja z jednej strony łuku, później z drugiej strony, następnie z dwoma okrągłymi głazami na pierwszym planie, a wreszcie z odległą górą oraz Małym i Dużym Obłokiem Magellana. Główną atrakcją Obłoków Magellana było to, że z Polski ich nie widać.

Gwiazdy nad Spitzkoppe, Namibia

Samo zdjęcie łuku to połączenie około 20 ekspozycji plus czarnej klatki – całość na ISO 6400, f/4, 30 sekund na ogniskowej 11 mm. Jak łatwo policzyć, zrobienie takiej sekwencji chwilę trwa. Jeszcze dłużej trwa dojście (po ciemku, ale przy świetle latarek) na właściwą pozycję pod skalnym łukiem, ustalenie kadru (metodą kolejnych przybliżeń) i zdjęcia próbne. A później ostrożne przemieszczanie na następną obiecującą miejscówkę, próbne kadry itp. itd. W nocy pod Spitzkoppe jest co robić!

Gwiazdy nad Spitzkoppe, Namibia

W dzień pod Spitzkoppe też zresztą jest ciekawie. Piękny łuk skalny ma spory potencjał fotograficzny także rano i wieczorem. W pobliżu jest też dużo skał rzeźbionych przez wiatr i deszcz w opływowe, miękkie kształty. Przyjechaliśmy tam po południu, zrobiliśmy sesję popołudniową, nocną i poranną, a w międzyczasie jeszcze była kolacja, spanie i śniadanie. Spaliśmy jakieś 50 metrów od łuku skalnego, więc na plener daleko nie było. To była nasza trzecia i ostatnia noc pod namiotami – było mniej zimno niż poprzednio i zdecydowanie warto poświęcić wygodę dla okazji do fotografowania takich krajobrazów!

Łuk skalny pod Spitzkoppe, Namibia

Reszta wydarzeń z ostatnich dni fotowyprawy do Namibii w telegraficznym skrócie. Zanim dojechaliśmy pod Spitzkoppe zajrzeliśmy do kolonii uchatek, liczącej od 20 do ponad 100 tysięcy zwierząt, w zależności od sezonu i od tego kto liczy. Nam się policzyć nie udało, uchatek było mnóstwo, do tego cały czas łaziły, utrudniając liczenie. Zanim opuściliśmy wybrzeże zajrzeliśmy na chwilę do popularnego wraku statku – nadal jest blisko przy plaży, ale do zbawczego brzegu się nie zbliża.

Uchatki na wybrzeżu Namibii

W skansenie ludu Damara mieliśmy okazję posłuchać głosek kląskających – niektórzy nawet próbowali kląskać.

Pani Damara, Namibia

Popołudniowa sesja przypadła na wąwóz z fantazyjnymi organami piszczałkowymi – skały przypominające gigantyczny instrument muzyczny pochłonęły grupę na dobre półtorej godziny.

Skalne piszczałki, Namibia

W wiosce ludu Himba

5 tysięcy wśród 7 milionów. Tak według naszego przewodnika, który wprowadził nas do wioski Himba, wygląda populacja ludu Himba w Namibii. Z pewnością jego szacunki można zakwestionować, bo on liczy wyłącznie tradycyjnie żyjących członków plemienia Himba. Jego zdaniem dzieci, które idą do szkoły, ubierają się w mundurki, a później zachodnie stroje, przestają być Himba. Nie chodzą w tradycyjnych strojach, nie pielęgnują świętego ognia przed chatą szamana, nie żyją z hodowli kóz i krów.

Himba i jej fryzura, Namibia

Postkolonialny skansen czy wolność wyboru własnego sposobu życia? Czy akceptacja tradycyjnego sposobu życia plemienia Himba to dyskryminacja, ograniczanie dostępu do dobrodziejstw cywilizacji i postkolonialna wyższość? A może to uznanie każdej kultury za równie uprawnioną i ważną? Tak, w tych chatach nie ma telewizji, lodówek, kuchenek, nie ma zresztą prądu. Po wodę trzeba chodzić czasem kilkanaście kilometrów. To też jedno z nielicznych miejsc w Namibii, gdzie nikt nie zna angielskiego, niemieckiego albo przynajmniej afrikaans. Część dzieci jest posyłana do szkoły, część pasie kozy. Te chodzące do szkół mają otwartą drogę do życia w XXI wieku. Te pasące kozy będą paść kozy całe życie. Będą też czyścić zęby tradycyjnie – gałązką z drzewa mopani. Widzieliście, jakie ta kobieta ma zęby?

Kobieta z plemienia Himba, Namibia

Kobiety plemienia Himba nie myją się. Jako dziewczynki, jeszcze przed dojrzewaniem, mogą się kąpać. Później woda staje się dla nich tabu. Ich kąpielą jest okadzanie dymem ze specjalnej mieszanki ziół. Brzmi dziwacznie, ale działa – stojąc obok Himby nie ma się wrażenia kontaktu z kimś kto nie mył się od miesięcy.

Toaleta Himby, Namibia

Na koniec naszej wizyty w wiosce kobiety Himba postanowiły zaprezentować nam swój taniec. Szoł dla turystów? Z pewnością. Ale gdy opstrykaliśmy i ofilmowaliśmy ten pokaz do zapchania kart pamięci, podziękowaliśmy i poszli, taniec trwał nadal, a tancerki świetnie bawiły się bez widzów.

Taniec ludu Himba, Namibia

Namibia: fotograficzne safari

Trzydniowe fotograficzne safari w parku narodowym Etosza tradycyjnie kończy nasze fotowyprawy do Namibii. W 2023 po raz czwarty miałem przyjemność fotografować w Etoszy, więc poniżej trochę wrażeń, a trochę przemyśleń na temat robienia zdjęć w trakcie safari. Choć opiera się to na doświadczeniach z Namibii, myślę, że znaczna część będzie przydatna także dla osób, które wybiorą się na fotograficzne safari w Kenii czy Tanzanii.

Czy trzy dni na fotograficzne safari wystarczy?

Lampart na drzewie, Namibia, fotograficzne safari

Wystarczy i nie wystarczy. 🙂 Z pewnością przywiezie się mnóstwo zdjęć, być może też kilka-, kilkanaście świetnych fotografii. W ciągu tego czasu spędzonego w Etoszy można liczyć na obfitość antylop, zebr, żyraf, słoni, strusi, sporo ptaków. Powinno się udać także spotkać lwy, nosorożce, są szanse na geparda – być może nawet na dystansach fotograficznych, a nie gdzieś na horyzoncie. Z drugiej jednak strony – jeśli mamy wymyślony określony kadr, marzymy o sfotografowaniu konkretnej sceny czy zdarzenia, to potrzebujemy dużo szczęścia, aby coś takiego trafiło się w tych trzech dniach.

Ot, powyżej na zdjęciu jest lampart. To pierwszy lampart jakiego widziałem – przy czwartej fotowyprawie do Namibii. I ten czwarty raz to zdecydowanie fuks – można w Etoszy spędzić miesiąc i nie zobaczyć w dzień lamparta. Co nie znaczy, że ich nie ma – są, ale w dzień śpią dobrze schowane.

Jak długi obiektyw do fotografowania zwierząt

Lew po obiedzie, Namibia, fotograficzne safari

Wbrew pozorom wcale nie jest tak, że im dłuższy obiektyw, tym lepiej. Jeśli koncentrujemy się na fotografowaniu dużych zwierząt, to 100-400 mm wystarczy. Jeśli nie wystarcza, bo lew czy nosorożec są za daleko, to dłuższa ogniskowa nie da nam wcale dobrych zdjęć. Rozgrzane, zapylone powietrze powoduje, że na dłuższych dystansach kształty są rozmyte i mało wyraźne, a na to żaden obiektyw nie pomoże. Jeśli lew czy nosorożec są dalej niż 100 metrów, to na dobre ujęcie nie mamy co liczyć – niezależnie od tego, jak dobry i drogi sprzęt mielibyśmy do dyspozycji.

Optymalne warunki do dobrych, szczegółowych zdjęć uzyskamy na dystansach do 50 metrów. Ba, czasem zdarza się, że coś ciekawego zdarzy się bliżej niż 10 metrów od samochodu! Ten lew powyżej leżał w krzakach tuż przy drodze.

Drugi aparat – nie tylko jako backup

Słonie na drodze, Namibia, park Etosza, dwa słonie i samochód

Na fotograficzne safari warto zabrać drugi aparat z krótszym obiektywem. Krótszy obiektyw na zapasowym aparacie to będzie 24-70 mm lub 24-100 mm, jeśli używamy na podstawowym korpusie zakresu 100-400 mm. Jeśli jednak ktoś zdecydował się na jeszcze dłuższe ogniskowe, typu 200-500 mm lub stałoogniskowy 400 mm, to na zapasowym aparacie przydatny może się okazać zakres 70-200 mm – na sytuacje, gdy zwierzęta będą naprawdę blisko. Powiedzmy sobie szczerze – może się zdarzyć, że przez całe safari w Etoszy nie użyjemy tego drugiego aparatu z krótszą ogniskową, bo nic tak blisko nie podejdzie. Równie jednak dobrze mogą się nawet kilkakrotnie zdarzyć sytuacje, gdy zwierzęta będą zbyt blisko, by objąć je ogniskową 100 mm. Na fotografii powyżej samochody stały niebezpiecznie blisko przechodzących przez drogę słoni, ale takie sytuacje się zdarzają. W poprzednich latach trafiła nam się hiena, która wręcz przytulała się do samochodu, chowając się przed lwicą, a innym razem szarżujący słoń był tak akurat na ogniskową 50 mm.

Drugi aparat na fotograficzne safari to także backup, na wypadek awarii podstawowego sprzętu. Shit happens, zepsuć się może wszystko, a jeśli w trakcie takiego wyjazdu jak fotowyprawa do Namibii stracimy jedyny aparat fotograficzny, to byłby to naprawdę dramat. Generalnie na wszystkich fotowyprawach lepiej mieć zapasowy aparat niż nie mieć, ale im dłuższy i dalszy wyjazd, tym ewentualna strata jest bardziej bolesna.

Obiektyw do fotografowania ptaków

Drop w Etoszy, Namibia, spacerujący ptak drop

O ile ogniskowa 400 milimetrów wystarczy do dobrych zdjęć dużych zwierząt, to na ptaki jednak jak najdłuższa ogniskowa bardzo się przyda. W Namibii ptaków jest mnóstwo, od kolorowego drobiazgu, przez dzioborogi, po ładną kolekcję jastrzębi, orłów i sępów czy dropie, jak ten powyżej. Ptaki nie są szczególnie płochliwe, ale też niekoniecznie siedzą na gałęziach tuż przy drodze, a z samochodu wysiadać w Etoszy nie wolno. Nawet dystans 10 metrów przy niewielkich ptakach oznacza, że zdjęcia wykonane ogniskową 400 mm trzeba mocno przycinać. Zoom 150-600 mm czy obiektywy jeszcze dłuższe oczywiście poprawią sytuację, choć bądźmy szczerzy – na ptaki nie ma zbyt długich ogniskowych.

Dużo jeżdżenia i czasem przystanki na fotografowanie

Lwica z lwiątkami, Namibia, fotowyprawa, fotograficzne safari

Tak właśnie wygląda fotograficzne safari w parku narodowym Etosza w Namibii. Zwierzęta spotyka się głównie przy oczkach wodnych (choć nie tylko, więc trzeba się cały czas rozglądać!), więc jeździ się od jednego wodopoju do następnego, czasem zatrzymując się po drodze. Zdarza się, że przyjeżdżamy do oczka wodnego, a tam pusto. Albo kręci się jakaś pojedyncza antylopa. I wtedy jedziemy do następnego wodopoju, licząc, że tam będzie ciekawiej.

Antylopa i zebry, Namibia

Bywa jednak i tak, że przy wodopoju jest wręcz tłok, zwierząt jest dużo, są interakcje (np. walki antylop), panuje spory ruch i dużo się dzieje. Nigdy jednak nie wiadomo, który wodopój okaże się bogaty w tematy, a który pustawy. Pomóc może wymiana wiadomości z kierowcami jadącymi z naprzeciwka – tak właśnie dowiedzieliśmy się o lamparcie. Zdecydowanie więcej jednak czasu spędza się na jeżdżeniu niż na fotografowaniu. Niemniej, jak już się zaczyna fotografowanie, to jest bardzo intensywne.

Konfiguracja aparatu na fotograficzne safari

Gepard w biegu, Namibia

Fotografuje się dużo, bo trudno do końca kontrolować, co będzie na zdjęciu. Tryb seryjny – jak najbardziej przydatny, im więcej klatek na sekundę, tym lepiej. Ta fotografia geparda to właśnie jedna z serii – ta, gdzie kot ma ładnie ustawione nogi i jest w fazie lotu.

Gepard dwunożny, Namibia, gepard w fazie biegu na dwóch nogach

Gepard ma jednak także mniej widowiskowe fazy biegu, np. taką, w której wygląda trochę jak kangur. Gołym okiem to nie bardzo widać, fazy ruchu wychodzą dopiero na zdjęciach z krótkim czasem naświetlania. I jeśli robi się zdjęcia pojedynczo lub nasz aparat fotograficzny ma niezbyt wydajny tryb seryjny, to można zawsze trafić na fazę kangura. Optymalna konfiguracja aparatu na fotograficzne safari to:

szybki tryb seryjny (6 kl/s jest OK, 10 kl/s jeszcze lepiej);

krótki czas naświetlania – co najmniej 1/1000 sekundy lub krócej;

podniesiona czułość ISO, aby tak krótki czas uzyskać – nawet w dzień to będzie zapewne między 800 ISO a 1600 ISO, w zależności od wybranej przysłony. Wcześnie rano i późnym popołudniem oczywiście czułość ISO idzie jeszcze wyżej – praktycznie, ile się da (i ile szumów na zdjęciu jesteśmy w stanie zaakceptować);

przysłona –  bezpieczniej jeśli jest lekko przymknięta, do f/8. Otwarta przysłona daje ładniejsze rozmycie tła, ale zwiększa ryzyko, że istotne fragmenty zwierzęcia wyjdą z głębi ostrości. Przysłona f/4 czy f/5.6 da ładniejsze zdjęcie, jeśli się uda, ale f/8 zwiększa szansę, że w ogóle się uda;

– priorytet przysłony lub tryb manualny. Oba wymagają pewnej czujności, bo choć światło będzie stałe od mniej więcej pół godziny po wschodzie do pół godziny przed zachodem, to inne rzeczy mogą się zmieniać. W trybie manualnym trzeba będzie reagować i zmieniać parametry, gdy nasz cel nie będzie na otwartym terenie, tylko w cieniu. W trybie priorytetu przysłony trzeba będzie zwracać uwagę szczególnie na zdjęcia wśród zieleni, która dla światłomierza jest ciemna, więc próbuje całość rozjaśnić (co grozi przepaleniami). Zawsze trzeba uważać na ptaki o białym upierzeniu, zwłaszcza z białymi grzbietami, które będą miały największą tendencję do wypalenia do białego. Warto co chwila zerkać na histogram, żeby sprawdzić, czy ekspozycja jest w porządku.

– odpowiedni tryb pracy autofokusa. Odpowiedni, czyli ciągły autofokus (AF-C w większości systemów lub AI-Servo w aparatach Canona). Bardzo istotny jest też wybór obszaru ostrości.

Wybór obszaru ostrości dla autofokusa

Sokół na drzewie, Namibia, fotografowanie ptaków, warsztaty fotograficzne

Aparaty dają tu spory wybór: pojedynczy punkt, grupa punktów, strefa (kilkanaście lub kilkadziesiąt punktów). Co z tego wybrać? Moja sugestia: pojedynczy punkt. Dlaczego nie grupa albo strefa? Bo bardzo często mamy sytuację taką, jak powyżej: przed naszym celem są gałązki, liście lub źdźbła traw. Jeśli zostawimy automatyce swobodę wyboru punktu ustawiania ostrości, to sobie wybierze to, co będzie łatwiej ustawić. I bardzo prawdopodobne, że będzie to gałązka przed celem.

Nawet pojedynczym punktem nie zawsze jest łatwo trafić między gałęziami czy trawami. Ze spotkania z lampartem połowa zdjęć poszła do kosza, bo lampart w kadrze był dość mały, a przed nim było sporo większych i mniejszych gałęzi, na które autofokus często łapał ostrość, zamiast na samego kota. Dlatego fotograficzne safari to czas, gdy zdjęć robi się bardzo dużo – nie tylko ze względu na tryb seryjny. Także mając w miarę statyczny cel warto zrobić wiele ujęć, dla bezpieczeństwa przeostrzając co chwilę na nieco inny obszar celu. Oczywiście ogólna zasada mówi, że ostrość należy ustawiać na oczy, ale przy takich dystansach dobrze, jeśli trafi się z ostrością na głowie zwierzęcia. Nie zawsze się to udaje, a co gorsza – ostrość złapana na gałązce przed celem oznacza, że sam zwierzak ostry nie będzie, ale też nie będzie wyraźnie rozmyty. Takiej nie do końca trafionej nieostrości nie bardzo widać na wyświetlaczu aparatu – dopiero po powiększeniu daje się zauważyć problem. W trakcie fotograficznego safari nie bardzo jest czas na takie dokładne powiększanie i analizowanie zdjęć, bo pouciekają nam ciekawe scenki. Dlatego dobrze jest ostrzyć na różne fragmenty zwierzaka, na wypadek gdyby przed głową była jakaś mało widoczna, a wredna gałązka.

Fotograficzne safari w Namibii – wyzwanie i przygoda

Stado gnu przy wodopoju, Namibia, park Etosza, fotograficzne safari

Kwestie techniczne są oczywiście ważne, aby udało się zrobić takie zdjęcia, jakie chcemy. Ważne, aby skonfigurować sobie aparat wcześniej, a później już koncentrować się na kadrach i decydujących momentach. Fotograficzne safari w parku Etosza nie powinno być okazją do poznawania zakamarków menu własnego aparatu, tylko wypatrywaniem kadrów i realizacją pomysłów na ciekawe ujęcia.

Żegnamy Namibię… na rok

Na koniec fotowyprawy wpadliśmy do fundacji, która opiekuje się gepardami i hoduje oraz sprzedaje… psy, które mają zapobiec zabijaniu gepardów przez farmerów. Nasz ostatni nocleg w Namibii był tuż pod płaskowyżem Waterberg. Część grupy weszła na szczyt, część nie weszła, bo po drodze tak zachwyciła się kolorami skał, że fotografowała je do zmroku. Rano było jeszcze krótkie spotkanie z pawianami, a później już jazda na lotnisko i powrót do Polski.

Uczestnicy fotowyprawy do Namibii 2023 w Deadvlei

Uczestnicy fotowyprawy do Namibii 2023 w Deadvlei

Ciąg dalszy nastąpi! Wracamy w czerwcu 2024 z jeszcze fajniejszym programem – Magiczna Namibia czeka! Więcej fotografii z tej i poprzednich fotowypraw do Namibii w naszej galerii:

Namibia