Tarasy ryżowe Mu Cang Chai, Wietnam, z drona, fotowyprawa

Wietnam – wrzesień 2022

Pierwsza fotowyprawa do Wietnamu za nami! Od połowy września do początku października przez dwa tygodnie fotografowaliśmy Wietnam od górskich tarasów ryżowych na północy po Sajgon na południu. Poniżej relacja z tej fotowyprawy, miłej lektury!

Hanoi, herbata i ryż

Pierwsze dni fotowyprawy za nami, zdążyliśmy zakosztować uroczego chaosu ulic Hanoi i bajkowych tarasów północnego Wietnamu. Choć pogodę mamy bardzo zróżnicowaną, to Wietnamczycy są nieprawdopodobnie pogodnymi i spokojnymi ludźmi. Sporo tu jeździmy i obserwowanie ruchu drogowego jest nie mniej ekscytujące niż plenery wśród fantastycznych scenerii pół ryżowych i plantacji herbaty.

Zasady ruchu drogowego w wersji wietnamskiej

Sajgon w Hanoi, Wietnam, panoramowanie, ruch uliczny, kobieta na mocyklu, warsztaty fotograficzne

Trudno mi wyobrazić sobie europejskiego kierowcę, który nie osiwiałby po godzinie prowadzenia samochodu w Wietnamie. I nie chodzi tu o zatłoczone Hanoi – prowincjonalne drogi dostarczają wcale nie mniejszych emocji. Udało nam się odkryć podstawowe zasady wietnamskiego ruchu drogowego, które dość odbiegają od oficjalnych przepisów.

1. Są kraje z ruchem prawostronnym, są kraje z ruchem lewostronnym, Wietnam jest krajem o ruchu środkowym.

2. Środkiem szosy jedzie największy pojazd na drodze. Jeśli z przeciwka jedzie inny duży pojazd, mniejszy przykleja się do prawej strony. Osobówki ustępują busom, busy ustępują ciężarówkom. Bawół wodny nie ustępuje nikomu i zawsze jest największy.

3. Motorynki ustępują wszystkim, za to nie obowiązuje ich zakaz jazdy pod prąd. Tzn. oficjalnie z pewnością taki zakaz jest, ale motorynki najpierw się włączają do ruchu, a dopiero później, w miarę możliwości, przyklejają się do prawego pasa. Albo i nadal jadą lewym. Motorynki miewają różną szerokość, zależną od tego, co wiozą. Motorynki mogą być szersze od samochodów osobowych, gdy np. transportują drewniane belki w poprzek bagażnika.

4. Klakson jest używany często i chętnie, zasadniczo służy do zwracania uwagi mniejszym, że mają odsunąć się z drogi większemu. Dwa duże pojazdy nigdy na siebie nie trąbią.

5. Wyprzedzanie na trzeciego jest ok, także pod górę i na zakręcie. Wyprzedzanie na trzeciego w miejscu kontroli policyjnej i trąbienie przy tym również jest w porządku i nawet nie wzbudza zainteresowania drogówki. Linie ciągłe na drodze występują sporadycznie, więc trudno się dziwić, że wyraźnie nikt nie pamięta co miałyby oznaczać.

Co nie mniej zaskakujące, na tym drogowym Dzikim Zachodzie nie ma nawet odrobiny agresji, klakson służy porządkowaniu sytuacji, a wszyscy starają się zachować bezpieczną odległość przy manewrach, szczególnie uważając, żeby nie uszkodzić motorynkowego planktonu, niezależnie od tego, czy jedzie on z prądem, czy pod prąd. Jedziemy dużym busem kierowanym przez miejscowego kierowcę i obserwowanie sytuacji na drodze jest nieoczekiwaną, acz pasjonującą rozrywką, bo my prawie zawsze mamy pierwszeństwo.

Gdzie rośnie herbata

Plantacja herbaty, Wietnam, z drona, fotowyprawa

Plantacje herbaty tworzą fantastyczny krajobraz zielonych, zaczesanych w rządki kopuł. Co ciekawe, wyraźne rządki są dobrze widoczne z góry, natomiast z poziomu gruntu prawie ich nie widać. Wietnamskie krajobrazy w ogóle dobrze się fotografuje z góry. Nawet niekoniecznie potrzebny jest do tego dron (choć faktycznie bardzo się przydaje), w tak pagórkowatym terenie łatwo znaleźć jakieś wzniesienie.

Pracując w herbacie, Wietnam, kobieta, zbiory herbaty, fotowyprawa, portret

Herbatę zbiera się cały rok, więc zawsze jest szansa, że spotkamy Wietnamkę, która zrywa liście.

Wzniesienia oczywiście wymagają podejścia, choć można też skorzystać z taksówki. Rolę taksówek pełnią tu, a jakże, motorynki. Przy podjazdach do co bardziej atrakcyjnych widokowo wzgórz zawsze kręcą się jakieś motorynki gotowe podwieźć turystę. Za takie ułatwienie życia płaci się kilkadziesiąt tysięcy.

Wszyscy jesteśmy milionerami

Robota w ryżu, Wietnam, kobieta z plemienia Hmong, fotowyprawa, pole ryżowe

Wietnam przeszedł dość spektakularną inflację i obecnie najmniejszy nominał banknotu to 5000 dongów, co jest równowartością 1 PLN. Monety w ogóle nie występują, a do płacenia 20 000 dongów za kawę czy 40 000 za piwo dość trudno się przyzwyczaić. Kiedy ostatnio sięgaliście po banknot o nominale pół miliona?

Złote tarasy ryżowe

Złote tarasy pełne ryżu, Wietnam, wyprawa fotograficzna

Mamy za sobą kilka plenerów wśród tarasów ryżowych i muszę przyznać, że one naprawdę wyglądają jak nieprawdopodobna sceneria filmowa. Równiutkie linie-poziomice dzielące kolejne wąskie poletka, fantazyjnie powyginane i pozakręcane, od czasu do czasu udekorowane drewnianym domkiem na palach. Zdecydowanie należy je podziwiać z góry, w razie potrzeby korzystając z motorków-taksówek, żeby dostać się na odpowiednie wzgórze.

Wietnam: wzgórza i schody

Krajobrazy Wietnamu są mocno zróżnicowane – i to zróżnicowane w pionie. Na otwierającym zdjęciu jest klasyczny widok na słynną zatokę Ha Long. Wyrastające z wody wyspy-góry nie są szczególnie wysokie, ale strome i strzeliste. No i jest ich sporo – dobrze ponad tysiąc w całej zatoce.

Góry w zatoce Ha Long, Wietnam

Po zatoce Ha Long pływaliśmy statkiem-hotelem, więc mieliśmy tam zarówno popołudnie i zachód słońca, jak i wschód słońca oraz poranek. Zachód był sympatyczny, o wschodzie mieliśmy deszcz, momentami przechodzący w burzę.

Wyspy na zatoce Ha Long, Wietnam

Część grupy o poranku fotografowała z pokładu statku, część wybrała się na pływanie kajakiem lub łodzią do jaskini. Jaskinia jak jaskinia, ale burza, która naszą grupę złapała już pod dachem przystani, była spektakularna. Zwłaszcza że spora grupa Azjatów w takiej tropikalnej ulewie próbowała wracać kajakami.

Jaskinia podniebna

W jaskini na zatoce Ha Long, Wietnam

O ile poranna sesja w jaskini była umiarkowanie udana fotograficznie, to wcześniejsza popołudniowa jaskinia zrobiła wrażenie. Jaskinia mieściła się na jednej z wysp i znajdowała się dość wysoko. Wspominałem, że fotograficzne atrakcje Wietnamu są pionowe? Zdecydowanie warto było jednak przejść te kilkaset schodów – jaskinia była ogromna, pełna stalagmitów i pięknych form naciekowych, ładnie oświetlona zarówno lampami, jak i światłem dziennym wpadającym przez liczne otwory w sklepieniu. Fotograficznie warunki były trudne, poradzenie sobie z ekspozycją wymagało pewnej staranności i rozszerzania rozpiętości tonalnej matryc aparatów, ale w końcu to fotowyprawa!

Ninh Binh – takie Ha Long bez morza

Ninh Binh, Wietnam

O ile zatoka Ha Long jest znana i rozpoznawalna nawet przez osoby, które nigdy nie były w Wietnamie, to region Ninh Binh jest mało znany. Z jednej strony – niesłusznie, a z drugiej – na szczęście. Określenie, że Ninh Binh to takie lądowe Ha Long jest dość trafne – tutaj również mamy efektowne strome, choć w wysokościach bezwzględnych niewysokie góry, tylko że wyrastają one z płaskiej równiny, a nie morza. Na powyższym zdjęciu widać w tle miasto Ninh Binh – w przeszłości przez krótki czas stolica Wietnamu.

Meandrująca rzeka w Ninh Binh, Wietnam, fotowyprawa

Jak widać oba zdjęcia z Ninh Binh są robione z góry, ale żadne z nich nie jest z drona. W obu przypadkach odpowiednią wysokość uzyskaliśmy dzięki pracowitemu wchodzeniu po schodach. Drona używaliśmy dopiero, jak się schody skończyły. 🙂

Wietnamski smok z Ninh Binh, Wietnam, fotowyprawa

I nawet wietnamski smok okazał się w zasięgu spaceru.

Schody ze statku na zatoce Ha Long, Wietnam

Jeśli zaś chodzi o schody, to nasze ulubione były na statku-hotelu, którym pływaliśmy po zatoce Ha Long. Te schody były ładnie rzeźbione, niewysokie i co trzy metry oferowały możliwość odpoczynku: na parterze w kabinie, na piętrze w restauracji, a na górnym pokładzie w barze lub na tarasie.

Lotos z Ninh Binh, Wietnam, kwiat i kropla wody

Zdarzało nam się też robić zdjęcia nie tylko nigdzie się nie wspinając, ale wręcz kładąc się. Niska pozycja była szczególnie popularna w przepięknym ogrodzie lotosów. Kwiaty jak kwiaty, liście jak liście, ale krople wody były fascynujące.

Ścigając się z tajfunem Noru

Jesteśmy już po pierwszym (z trzech) przelocie wewnętrznym. Po sesjach wśród pól ryżowych, malowniczych gór i zatok północnego Wietnamu przelecieliśmy z Hanoi do Hue, oszczędzając sobie kilkanaście godzin jazdy. Lot trwał tylko godzinę, lecz niewiele brakowało, żeby został odwołany, bo do wybrzeży Wietnamu zbliża się tajfun Noru. Na szczęście skończyło się na półgodzinnym opóźnieniu i już jesteśmy w Hue, starając się zdążyć zrobić jak najwięcej zaplanowanych plenerów fotograficznych zanim dotrze tu Noru.

Rybak, Wietnam

Wielkie wiązanie

Na razie nic się tutaj specjalnego nie dzieje, ale wszędzie widać staranne przygotowania do przetrwania tajfunu. Nasz hotel o godzinie 20 zostanie zabarykodowany, w Hue widać też przyspieszone zamykanie sklepów i restauracji. O nas raczej nie trzeba się martwić – mieszkamy w hotelu „Saigon Morin”, który ma już ponad 100-letnią tradycję, więc niejeden tajfun przetrwał.

Sprzedawczyni bananów, Wietnam

Nie da się jednak ukryć, że tajfun Noru już wpływa na naszą fotowyprawę – niekoniecznie jednak tylko negatywnie. O poranku pojechaliśmy dzisiaj na rejs, którego celem miało być fotografowanie rybaków. Owszem, rybacy byli, ale na morzu było ich niewielu, bo zajmowali się głównie zabezpieczaniem sprzętu przed zbliżającym się tajfunem. Wracając z wybrzeża wpadliśmy też na lokalny targ – handel odchodził w najlepsze, ruch jak w ulu, ale sprzedawcy chętnie pozowali.

Kadzidełkowy zawrót głowy

Producentka kadzidełek, Wietnam, kobieta z kadzidełkami, fotowyprawa

Sympatycznie było też w wiosce, której mieszkańcy specjalizują się w produkcji kadzidełek. Można było pooglądać i pofotografować nie tylko kadzidełka i proces układania z nich kwiatów, ale też wyplatanie charakterystycznych słomkowych kapeluszy.

Kadzidełka, Wietnam

Cesarz to ma klawy pałac

Sesja przy cesarskim grobowcu w Hue, Wietnam

Zdążyliśmy jeszcze zajrzeć do cesarskiego grobowca, a także imperialnego pałacu w Hue. Oba miejsca były zaskakująco pustawe – trudno powiedzieć, czy mieliśmy takie szczęście, czy to zbliżający się tajfun odstraszył turystów. Większość odwiedzających stanowili tubylcy, w dużej części takie damskie dwójki, które wędrowały i urządzały sobie nawzajem sesje portretowe. Oczywiście korzystaliśmy z okazji.

W pałacu w Hue, Wietnam

Cesarski grobowiec jest fajny, natomiast pałac w Hue – rewelacyjny. Rozrzucone na terenie rozległej fortecy pawilony utrzymane są w różnym stylu. Są też takie zdobione malowanymi i szklanymi mozaikami. Wokół pawilonów wiją się sztuczne kanały, ogrody stanowią tu część architektury, a bonzai robią wrażenie nie tylko liczbą, ale przede wszystkim zakomponowaniem na tle kolorowych ścian.

Cesarski pałac w Hue, Wietnam

Momentami padało, przez kilka minut ulewa była nawet całkiem spektakularna, ale temperatura bliska 30 stopni i wysoka wilgotność sprawiają, że nawet w taką pogodę nie da się tu zmarznąć. Do jutrzejszego południa tajfun Noru ma się przesunąć na zachód, a my ruszamy na południe.

Wietnam: dziewczyny z dżungli

Tajfun Noru już za nami. Szczęśliwie ominął Hue, gdy w nim mieszkaliśmy – trochę wiało i padało, ale nic poważniejszego się nie stało. Bardziej ucierpiały miasta bardziej na południe – Da Nang i leżące blisko niego Hoi An. Wszędzie leżały pourywane gałęzie, a położone nad rzeką Hoi An zostało częściowo zalane.

Uliczka Hoi An po przejściu tajfunu Noru, Wietnam

Sprzątanie po katastrofie może nie idzie szybko, ale posuwa się do przodu. Na porannej sesji w uroczym postkolonialnym Hoi An praktycznie nie dało się podejść do brzegu rzeki. Po południu poziom wody opadł, a na uliczce powyżej zamiast połamanych gałęzi stały sklepowe stoiska i stoliki kawiarniane.

Rowerzystka na uliczce w Hoi An, Wietnam, panoramowanie, panning, warsztaty fotograficzne

Wietnamczycy zdają się podchodzić do całego zdarzenia z całkowitym spokojem. Poranne targowisko było tłoczne i gwarne, ruch na uliczkach panował spory, kto mógł – otwierał biznes, kto nie mógł – sprzątał i usuwał błoto, żeby klienci mieli szansę dotrzeć.

Rybak w lagunie, Wietnam, z drona, z góry, fotowyprawa

W ostatnich dniach odwiedziliśmy rybackie wioski, ale sesje nie były do końca takie, jakie planowaliśmy. W pierwszej wiosce przygotowywano się na przyjście tajfunu, wiążąc i unieruchamiając co się da, w drugiej usuwano uszkodzenia i porządkowano obejścia. Rybaków podczas pracy spotkaliśmy za to na jednej z lagun.

Sanktuarium w dżungli

Modelki z My Son, Wietnam, fotowyprawa, trzy dziewczyny w ao dai

W dżungli spotkaliśmy trzy wietnamskie dziewczyny, które oddawały się ulubionej rozrywce miejscowej młodzieży, czyli spacerom wśród ruin zaginionego miasta.

Modelki w ruinach My Son, Wietnam, sesja portretowa, warsztaty fotograficzne

No dobrze, to niezupełnie tak było. Ruiny nie były zaginione, pierwotnie było tu nie miasto, lecz sanktuarium królestwa Champa, a dziewczyny były modelkami, które przyjechały zapozować nam wśród historycznej scenerii.

Modelki w ao dai, Wietnam, fotowyprawa

To, co modelki mają na sobie, to tradycyjny wietnamski strój ao dai – składa się z tuniki i spodni, a występuje także w wersji męskiej. Co ciekawe, ao dai nadal jest w użyciu – to obowiązkowy ubiór urzędniczek i nauczycielek, często można w nim zobaczyć także np. kelnerki czy recepcjonistki.

Poranek u rybaków

Jesteśmy już w południowej połowie Wietnamu – wczoraj przylecieliśmy do Nha Trang, wieczorem lecimy do Sajgonu. Nha Trang jest znane jako kurort – na wybrzeżu stoją luksusowe hotele, plaże są piaszczyste, szerokie i ciągną się kilometrami, a woda w Morzu Południowochińskim jest ciepła jak zupa. W okolicy łatwo znaleźć także wioski rybackie, skąd pochodzą przeróżne owoce morza, z których znana jest miejscowa kuchnia.

Rybackie łodzie o poranku, Wietnam, fotowyprawa, Nha Trang

Na fotowyprawie nie należy spać za długo, więc wczesnym rankiem wybraliśmy się do jednej z takich wiosek. Połowy odbywają się tu tradycyjnie: kutry, sieci, zarzucanie, wybieranie.

Rozplątywanie sieci, Wietnam, warsztaty fotograficzne, rybacy w kapeluszach słomkowych

A po połowie – pracowite wytrzepywanie sieci z morskiej drobnicy. Tuż obok było targowisko, gdzie można było kupić świeżutkie zdobycze.

Szalupa rybacka, Wietnam, fotowyprawa

Ciekawy jest sposób dostawania się do zacumowanych w lagunie kutrów. Można wpław (i niektórzy tak robią), ale jakoś trzeba przywieźć na ląd sieci i połów. Transport na brzeg odbywa się takimi plecionymi i uszczelnianymi żywicą szalupami, jakie widać wyżej. Na górnym zdjęciu płynie w czymś takim jeden rybak, ale widzieliśmy też takie „łupiny orzecha”, w których siedziały 2, 3, a nawet 4 osoby.

Rybackie łodzie i szalupy, Wietnam, z drona, z góry, fotowyprawa, Nha Trang

Jak widać kutry i szalupy są cumowane w parach, więc każdy rybak ma własny transport na brzeg. Wbrew pozorom, takie „przerośnięte michy” są bardzo praktyczne: mają dużą wyporność i są stabilne nawet przy większej fali. Tyle tylko, że pływanie nimi wymaga dużej wprawy, bo okrągłe łódeczki mają  z natury tendencję do pływania w kółko.

Rybacy w zatoce koło Nha Trang, Wietnam, kutry rybackie, warsztaty fotograficzne

Był to jeden z nielicznych poranków, gdy wyszło słońce. Pogodę podczas całej fotowyprawy mamy dobrą, padało tylko przelotnie (nie licząc wieczoru i nocy z tajfunem Noru), ale przeważnie jest pochmurno. Na szczęście – bo jak wychodzi słońce, to klimat robi się ciężki. Wilgotność tu jest bardzo wysoka i odczuwalna temperatura jest wyższa niż rzeczywista, ale przynajmniej przypalenie nie grozi. Gdy jednak mieliśmy sesję z wietnamskimi modelkami w dżungli, na pół godziny wyszło słońce i zrobiło się trudniej – tak fotograficznie, jak i życiowo. Słońce o poranku nad Morzem Południowochińskim było jednak ok – jeszcze nie zrobiło się upalnie, a niskie światło pomogło fotografować sceny z życia rybaków.

Ludzie i krajobrazy, i ludzie w krajobrazach

Pierwsza fotowyprawa do Wietnamu za nami, więc czas na podsumowanie, wnioski i… zaproszenie na następny rok. Wietnam jest wspaniałym krajem dla fotografów, a z nami zwiedza się go bardzo wygodnie.

Północ kontra południe

Rowerzysta w Hoi An, Wietnam

Nie, nie zamierzamy reaktywować wojny wietnamskiej, ale byliśmy na północy w Hanoi, byliśmy w Sajgonie na południu, więc trudno nie porównywać tych regionów. Wnioski mamy dość jednoznaczne: jedzenie jest lepsze na południu, cała reszta fajniejsza na północy.

Obiad po wietnamsku, Wietnam, jedzenie, sajgonki, pałeczki, ryż, piwo

Kulinarna przewaga południa nie jest jednak dramatyczna – generalnie wietnamska kuchnia jest ok, acz rzeczywiście zachwycać się przyszło nam tylko w Hoi An (które, powiedzmy, jest pośrodku) i Nha Trang (już zdecydowanie bliżej Sajgonu). Owszem, pałeczkami można się nauczyć jeść, ale jeśli dla kogoś miałoby to być bardzo niekomfortowe, to w restauracjach bez problemu można dostać sztućce. Właściwie to im wyższy poziom restauracji, tym częściej nóż i widelec są podawane oprócz pałeczek.

Tarasy ryżowe Mu Cang Chai, Wietnam, z drona, fotowyprawa

Natomiast w kwestii krajobrazów północ ma zdecydowaną przewagę. Jeśli tarasy ryżowe wydają się Wam na zdjęciach bajkowe i nierzeczywiste, to faktycznie tak jest – są bajkowo nierzeczywiste. I jak najbardziej prawdziwe. Trudno sobie wyobrazić nakład pracy, którego wymaga stworzenie takich „poziomic” na tak stromych wzgórzach, niemniej miejscowi rolnicy świetnie sobie z tym radzą. Nie mniej zjawiskowe są plantacje herbaty, zwłaszcza oglądane z wzniesień.

Rozplątywanie sieci, Wietnam, warsztaty fotograficzne, rybacy w kapeluszach słomkowych

Drugi wielki temat w Wietnamie to ludzie. Ich się fotografuje równie dobrze na południu, co na północy. W górach są rolnicy na ryżowych tarasach, na wybrzeżach wioski rybackie, wszędzie – rzemieślnicy robiący przeróżne rzeczy. Mnie zadziwiają producenci charakterystycznych słomkowych kapeluszy (jak te na zdjęciu powyżej). Robi się je wyłącznie ręcznie – nie ma produkcji maszynowej. Jeden kapelusz powstaje w dwa dni (tyle zajmuje nie tylko plecenie go, ale też odpowiednie przygotowanie trzciny), a kosztuje 6 USD. I faktycznie są one popularne wśród Wietnamczyków, to wcale nie jest produkt dla turystów.

Grupa nam rosła i rosła…

Wietnamczycy generalnie dają się fotografować chętnie, czasem wręcz entuzjastycznie pozują do zdjęć. W efekcie co próbowaliśmy zrobić zdjęcie grupowe, to grupa robiła nam się coraz większa. Na fotografii powyżej, jeszcze w północnym Wietnamie, pierwszy od prawej jest nasz lokalny przewodnik, ale kogo on trzyma za rękę i co ów młodzieniec robi na naszym zdjęciu – nie mam pojęcia. 🙂

Grupa z modelkami ao dai, Wietnam, fotowyprawa Fotezja

Wśród ruin My Son (czyli „wietnamskiego Angkoru”) grupa nam się chwilowo powiększyła o trzy modelki. Modelki, z przykrością, musieliśmy zostawić, ale jesteśmy umówieni na przyszły rok.

Uczestnicy fotowyprawy do Wietnamu i sajgońska młodzież, Wietnam

W Sajgonie to już był całkiem sajgon. W autobusie później trzeba było sprawdzać nie tylko czy liczba uczestników się zgadza, ale też czy komuś metryka się nie odświeżyła. 😉

Latanie dronem w Wietnamie

Tarasy ryżowe, północny Wietnam, DJI Mini, dron, warsztaty fotograficzne

Jak widać, dron w Wietnamie bardzo się przydaje, pozwalając uzyskać niedostępną z ziemi perspektywę, ale też umieścić punkt widzenia w miejscu, do którego trzeba by iść długo i żmudnie. Scena powyżej przeważnie fotografowana jest z naprzeciwka – tam jest ścieżka, nawet zadaszony taras. Dojście w okolice miejsca, gdzie doleciał dron, zabrałoby pewnie z godzinę, bo po tarasach nie chodzi się łatwo.

Tarasy ryżowe jesienią widziane z drona, Wietnam

Po Wietnamie dronem lata się przyjemnie i całkiem często (albo nam pogoda bardzo sprzyjała). Jak zwykle nie latałem w miastach – m.in. dlatego, że jednak nie wykupiłem zezwolenia za 800 USD. Drugim powodem nielatanie w miastach jest coś, co miejscowi nazywają „dżunglą spaghetti” czyli niewiarygodna plątanina kabli, wisząca nad każdą ulicą. W Hoi An prawdzie widziałem dwa drony i kusiło, oj kusiło… Poza miastami problemu nie ma, a tutejsze krajobrazy wręcz proszą się o perspektywę z góry. Łodzie rybackie też fajnie wyglądają z góry. Drony w Wietnamie nie są jeszcze szczególnie popularne, a nawet stanowią niezwykłość – po lataniu nad Ninh Binh pewna Wietnamka wysłała swoich dwóch synów, żeby zrobili sobie zdjęcie ze mną. Fotografowanie więc szło w obie strony – my ich, oni nas.

Za rok – jeszcze fajniejsza fotowyprawa do Wietnamu

Zachód nad zatoką Ha Long, Wietnam

Tegoroczny program był fajny, ale my jak zwykle staramy się dobre jeszcze polepszyć, więc za rok fotowyprawa do Wietnamu będzie nieco inna. Przede wszystkim będzie o jeden dzień dłuższa, a zamiast Sajgonu i Nha Trang będzie więcej północnych krajobrazów i wiosek. Po zatoce Ha Long będziemy zaś mieli tzw. prywatny rejs, czyli cały statek będzie tylko do naszej dyspozycji. Dzięki temu będziemy mieli pełną swobodę gdzie płynąć, gdzie się zatrzymać i skąd fotografować zachód i wschód słońca. Na tę przyszłoroczną fotowyprawę do Wietnamu już zapraszam.

A więcej fotografii z naszego Wietnamu można zobaczyć w galerii:

Wietnam