W maju 2022 prowadziliśmy fotowyprawę do Toskanii. Relacja z tej edycji warsztatów fotograficznych wśród falujących pól, cyprysów i średniowiecznych miasteczek – poniżej.
Wiosenna fotowyprawa do Toskanii rozpoczęta. Bez komplikacji dolecieliśmy do Bolonii, a stamtąd dojechaliśmy do willi pod Pienzą, która na tydzień stała się naszym domem. Dom jest tak pięknie położony, że pierwszy poranny plener zrobiliśmy ze wzgórza, do którego szliśmy może 200 metrów. Żeby zobaczyć słynne wzgórza z cyprysami i willami, wystarczy otworzyć okno. Dodatkowym atutem mieszkania w sercu Val d’Orcia jest czas dojazdu na plenery – czasem kilka minut, czasem kwadrans. Blisko, szybko, więc… można dłużej pospać. To o tyle istotne, że po raz pierwszy jesteśmy w Toskanii w maju, a teraz wschody słońca są przed 6 rano.
Toskania w kwiatach
Jak wygląda Toskania w maju? Zieleń trawy i młodych zbóż jest nieco głębsza niż w kwietniu, natomiast nowością są kwiaty. Kwiaty są na polach, wokół willi, na oknach i przed bramami w miasteczkach. Pola Toskanii są w maju zielone, ale też wcale często czerwone – czasem od maków, ale znacznie częściej od kwitnącej koniczyny.
Wygląda też na to, że kryzys covidowy całkiem się skończył, bo ludzi tu sporo. W Pienzie w południe trudno znaleźć miejsce w kawiarni (choć trzeba pamiętać, że Pienza jest najbardziej turystycznym z tutejszych miasteczek). Jednak o 6 rano widać ludzi, którzy przyjechali porobić sobie zdjęcia w makach. I to nawet niekoniecznie zdeterminowani fotografowie ze statywami, ale miłośnicy komórkowych selfie potrafią wstawać o takiej porze! Na szczęście w planach na następne dni mamy głównie miejsca mniej popularne niż Pienza w południe, a i plenery to w znacznej części miejsca mało znane – a przynajmniej taką mamy nadzieję.
Toskania: w poszukiwaniu nowego spojrzenia
To jest nasz 17. wyjazd do Toskanii. Może się wydawać, że widzieliśmy już wszystko: słońce, chmury, deszcz, burzę, tęczę, światło, brak światła. My jesteśmy przekonani, że jeszcze dużo przed nami – słońce inaczej przebijające się przez chmury, niezwykły układ chmur, zaskakujące promienie światła. To samo miejsce, ta sama pora roku, inny czas – inna fotografia. Z pewnością też – inne spojrzenie.
Nie powtarzamy kadrów, które już zrobiliśmy – niewielką część z 17 wypraw do Toskanii można obejrzeć w portfolio. Ten sam kadr w innym świetle, przy innym układzie chmur, przy polu zaoranym zamiast zazielenionego – to inny kadr.
Można też aktywnie poszukać nowego spojrzenia. Staramy się chodzić w miejsca, gdzie wcześnie nie postawiliśmy statywu. Czasem coś z tego ciekawego wynika, często nie, ale zawsze to doświadczenie, że teraz wiemy, jaki jest widok z nowego miejsca. Z dronem umieszczanie aparatu w nowym miejscu jest o tyle łatwiejsze, że chodzić nie trzeba, a punkt widzenia może być naprawdę wysoko. Pierwsze dwa zdjęcia to znana wszystkim (nawet tym, co nigdy w Toskanii nie byli) kępa cyprysów. Znane cyprysy trochę inaczej – z wysokości około 50 metrów. Tak wysokiego statywu nie mamy.
Trzecie zdjęcie zostało wykonane w podczerwieni. Do tej pory nasze wiosenne fotowyprawy do Toskanii odbywały się w kwietniu, a to dobra pora na fotografie, ale nie w podczerwieni. Wiosna zbyt młoda, zboże niziutki, zamiast zielonych liści często pączki. W maju wiosna w rozkwicie, potencjał do zdjęć w świetle IR jest. I szukamy dalej nowych, osobistych Toskanii.
Toskania: pejzaże i większe wyzwania
Nasza fotowyprawa do Toskanii upływała w stałym rytmie plenerów porannych, plenerów wieczornych i czegoś pośrodku. Pośrodku mieściło się oczywiście śniadanie i pyszne toskańskie obiadokolacje, przygotowywane w willi Bonello, gdzie mieszkaliśmy przez tydzień.
Nawet jak ktoś nie wstał na wschód słońca, to zaraz po obudzeniu widział przez okno falujące wzgórza, cyprysy i odległe wille. W drodze na śniadanie – wzgórza i cyprysy. Toskania non stop!
Schodzimy do studni
Między poranny a wieczorny plener trafiały największe wyzwania – a to ciemna piwnica z beczkami wina, a to kontrastowe światło w wąskich uliczkach Chiusdino czy Pienzy. Najtrudniejsza okazała się słynna studnia świętego Patryka w Orvieto – nie tylko pod względem fotograficznym. Studnia jest spora – prawie 60 metrów głębokości. Schodzi się na dół po blisko 250 stopniach (i później drugie tyle należy pokonać, aby się wydostać). Schody umieszczone są w czymś w rodzaju tunelu, ślimakiem otaczającym studnię. Zejście jest szerokie, od samej studni oddzielone ścianą z okienkami. Jest bezpiecznie i jasno, ale i tak dla części naszej grupy zejście na dół okazało się wyzwaniem. A zejść warto, bo z samego dołu można spojrzeć do góry i poczuć się, jakby za chwilę miał się odbyć start do innej galaktyki.
Fotograficznie też nie było łatwo. Przy podniesieniu obiektywu do góry kontrast był olbrzymi – bracketing 5 klatek co 2 EV to minimum, które pozwalało zarejestrować zarówno jasny szczyt, jak i kolorowy, choć mroczny dół studni świętego Patryka. A później wystarczy te zdjęcia poskładać w HDR. W przypadku, gdy nie ma w kadrze szczytu studni, jak powyżej, jest łatwiej – wystarczył bracketing 3 zdjęć.
Maj w Toskanii
Do tej pory nasze wiosenne fotowyprawy do Toskanii odbywały się kwietniu, tym razem po raz pierwszy prowadziliśmy warsztaty fotograficzne w maju. Jaka jest różnica? Wschody słońca są wcześniej, a zachody później. Z jednej strony – mniej czasu na spanie, ale z drugiej – więcej czasu na fotografowanie.
Następna różnica – w maju Toskania kwitnie i bywa czerwona od maków. Nie zawsze są to maki – na czerwono kwitnie też koniczyna, ale z dystansu takie zielono-czerwone pola wyglądają całkiem ciekawie, niezależnie co tam naprawdę kwitnie. Maków zresztą było sporo. Rosły zarówno pojedynczo, jak i całymi grupami. Niedaleko kapliczki Vitaleta było ich całe pole – wyglądało całkiem fajnie, zwłaszcza że czasem z tych maków wystawała głowa lub obiektyw. 🙂
Maków podobno w tym roku było wyjątkowo dużo. Wyjątkowo było też sucho – słynne toskańskie błoto, które potrafi zwiększyć rozmiar buta dwukrotnie, tym razem nie stanowiło problemu.
Wszystko lata!
Wygląda na to, że ruch turystyczny wraca do normy z czasów przedpandemicznych. W środku dnia na uliczkach Pienzy było dość tłoczno. Sporo osób można było spotkać nawet na porannych plenerach – a wschód słońca był przed 6 rano! Przy znanym plenerze opodal willi Belvedere oprócz naszej grupy było jeszcze około 20 innych fotografów. Co ciekawe, mniej więcej połowa z nich oprócz aparatów i statywów miała drony. Momentami w powietrzu było kilka Mavików jednocześnie. Signum temporis.
Katastrof lotniczych nie było, ale spotkany przy kępie cyprysów polski fotograf ślubny opowiadał, że nad opactwem San Galgano prawie zderzył swojego drona z maszyną jakiegoś chuligana, który przyleciał zza sąsiedniego wzgórza. Spory ruch jak na obszar nad zabytkiem, wokół którego widnieją tabliczki z przekreślonym dronem… Powyżej fotografia opactwa San Galgano ze zdecydowanie przyziemnej perspektywy.
Techniki specjalne
Podstawowe wyposażenie na sesje plenerowe wśród krajobrazów Toskanii to statyw i aparat z teleobiektywem. Do miasteczek warto zabrać krótsze, a nawet bardzo krótkie ogniskowe i przeważnie można obyć się bez statywu. My tym razem zabraliśmy też trochę nietypowego sprzętu. Oprócz aparatu przerobionego do rejestracji zdjęć podczerwonych korzystaliśmy z dość dziwacznego obiektywu Lensbaby. Z pewnością nie jest to sprzęt pierwszego wyboru, ale przy siedemnastej wizycie w Toskanii można sobie pozwolić na nieco ryzyka. W tym przypadku ryzyko sprowadza się do tego, że z takiego fotografowania nic ciekawego nie wyjdzie, zwłaszcza że ustawienie ostrości obiektywem Lensbaby jest dość karkołomne. Jeśli jednak się uda trafić w to, co chcieliśmy, a rozmyć resztę, to można zaakcentować rozetę na katedrze z Orvieto tak jak widać wyżej.
Uczestnicy z dużym zainteresowaniem chłonęli informacje o różnych technikach fotograficznych. Wygładzające cerę właściwości fotografowania w podczerwieni sprawiły, że vox populi zażądał, aby tradycyjne zdjęcie grupowe zostało zrobione właśnie w technice IR.
Zaangażowanie uczestników fotowyprawy było tak duże, że relację z tych warsztatów fotograficznych kończymy już po powrocie z Toskanii. Wieczorne spotkania warsztatowe miały pełną frekwencję, a dyskusje o zdjęciach trwały do późna nawet w ostatni wieczór przed wyjazdem. To był bardzo intensywny fotograficznie tydzień, a Toskania w maju jest tak piękna, że następnym razem także wybierzemy się w porze, gdy można mieć nadzieję na kwitnące maki.