Najbardziej gorące warsztaty fotograficzne w tym roku za nami. A przynajmniej mamy nadzieję, że to były te najgorętsze… Warsztaty w Pradze musieliśmy przekładać czterokrotnie. W efekcie spotkanie, które miało być zimą, udało się zrealizować pod koniec czerwca, w wyjątkowo gorący weekend. Ale i tak było bardzo fotograficznie i wyjątkowo.
Opustoszała Praga
Przyjechaliśmy w pierwszym możliwym terminie – ledwo dwa tygodnie wcześniej Czechy zezwoliły na wjazdy turystyczne z kilku zaledwie krajów, w tym z Polski. Mało kto się zdążył zorientować, że już można tu przyjeżdżać, więc mieliśmy prawie puste miasto – jak na tak popularne miejsce. Turystów, owszem, było widać, ale to głównie grupki młodzieży i pary, żadnych zwartych przemarszów azjatyckich wycieczek. Dość powiedzieć, że w niedzielne południe przeszliśmy przez Most Karola – swobodnie, bez przeciskania się przez tłum. O poranku w centrum można było spotkać ostatnich imprezowiczów, ale np. pod słynnym Orlojem było zupełnie pusto. Zapewne taka Praga już się więcej nie powtórzy.
Uciekamy w podziemia
Mamy szczerą nadzieję, że niepowtarzalne były też temperatury, przekraczające w ciągu dnia 30 stopni. Chowaliśmy się przed nimi w praskich pasażach – mimo że to były nasze jedenaste praskie warsztaty, to nasz przewodnik Włodek „Sewo” Krajewski zaprowadził nas do takich, których wcześniej nie fotografowaliśmy. Ich atrakcyjność była równie fotograficzna, co termiczna – dzięki klimatyzacji ulokowanych w pasażach sklepów temperatury były tam niższe, a modernistyczne dachy zarówno inspirowały, jak i chroniły przed słońcem.
W sobotnie południe schowaliśmy się w zabytkowej oczyszczalni ścieków. W ceglanym labiryncie spędziliśmy prawie 3 godziny – mieliśmy specjalne, fotograficzne wejście, które trwało ponad dwa razy dłużej niż normalne zwiedzanie. Oprócz okrągłych tuneli i odbić w wodzie sporą popularnością cieszyły się XIX-wieczne maszyny. Zdaniem uczestników długość pleneru była prawie wystarczająca… Oczywiście mogliśmy używać statywów i żadne wycieczki nie właziły nam w kadr.
Wschody i zachody nad Wełtawą
Sesje przy wschodzącym i zachodzącym słońcu były bardzo przyjemne z dwóch powodów: po pierwsze, niskie słońce tak nie grzeje; a po drugie, tym razem wyjątkowo długo paliły się lampy miejskie, co dało nam więcej czasu na komponowanie charakterystycznych praskich budowli, dachów i mostów z towarzyszeniem ciepłego światła latarni. Jak zwykle na praskich warsztatach fotograficznych, sobotni poranek spędziliśmy wysoko: tym razem byliśmy na wzgórzu, z którego widać wszystkie tamtejsze mosty. Niedzielny świt zastał nas natomiast nisko, tuż nad Wełtawą, a opustoszały Most Karola i okolice Rynku Starego Miasta wyglądały tyleż fotogenicznie, co niecodziennie. Oba wieczory również spędziliśmy nad rzeką: jeden polując na ruchome światła samochodów pod Tańczącym Domem, a drugi komponując statyczne światła i świetliste stateczki przy Moście Karola.
Praga wszystkich czasów
Rozpracowując fotograficznie praskie labirynty, przeszliśmy nie tylko sporą część miasta, ale również przemaszerowaliśmy przez różne epoki: od średniowiecznego Starego Miasta, przez renesansową Malą Stranę aż po futurystyczne kształty nowiutkiego osiedla Waltrovka, nawiązującego stylistycznie do istniejących tam niegdyś zakładów lotniczych. Zobaczyliśmy nowe dzieła Davida Cerny’ego, przywitaliśmy się z głową Franza Kafki (która tym razem zupełnie nie chciała się kręcić, ale odbicia dawała i tak wspaniałe), zjedliśmy kendliki i popili piwem – czyli tradycyjne punkty programu również zostały zrealizowane. A że mieszkaliśmy w samym centrum, w przesympatycznym hotelu Elite, to do wszystkich tych atrakcji mieliśmy rzut beretem.
Następne praskie warsztaty odbędą się już normalnie, w zimie. Może dla odmiany Praga się zaśnieży?
Więcej fotografii z tej i poprzednich edycji warsztatów fotograficznych w Pradze:
https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/praga/