Jedenasta fotowyprawa do Toskanii (i szósta wiosenna) za nami, a poniżej relacja z tej fotograficznej przygody. Więcej zdjęć z tej i poprzednich edycji warsztatów fotograficznych w najpiękniejszym regionie Włoch do obejrzenia w naszej galerii: https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/toskania/
Toskania: wino, kobiety i śpiew, czyli rozgrzewka w Bolonii
Jedenasta fotowyprawa do Toskanii dotarła do celu, czyli Chianciano Terme. Po drodze tradycyjnie zrobiliśmy rozgrzewkę w Bolonii. Rozgrzewaliśmy migawki i spostrzegawczość, a żeby się nie przegrzać, chłodziliśmy się lodami.
Bolońskie arkady, smugi światła w katedrze czy zaułki w różnych odcieniach brązu pokazywaliśmy przy okazji poprzednich toskańskich relacji, więc tym razem nieco miejskiego życia i włoskich przyjemności. Dobra kawa na każdym rogu, pyszna kuchnia zakrapiana winem, muzyka na ulicach, słońce i przyjemne ciepełko wiosny – i już wiemy na pewno, że jesteśmy we Włoszech (choć miejscowy powiedziałby na pewno, że nie we Włoszech, tylko w Bolonii, a to różnica). Do tego wszędobylskie samochody, które często przeszkadzają w kadrowaniu, ale czasem też pomagają.
W Bolonii się dzieje. Wiosnę czuć w powietrzu i na ulicach: na każdym rogu tutejszego rynku ktoś muzykuje, gra, tańczy. Aż szkoda, że rynek nie ma więcej rogów. To miasto uniwersyteckie, a w niedzielę młodzież ma czas i chętnie spędza go na ulicach. Barwnie ubrani ludzie, zaułki pełne rzęsiście oświetlonych lokali i sklepów – jednym słowem, Bella Italia w całej okazałości. Jest na co kierować obiektywy!
Dzień zakończyliśmy czterodaniową włoską kolacją (antipasto, pasta, drugie danie i deser) oraz warsztatami fotograficznymi zakończonymi dyskusją pod hasłem „sto pytań na temat fotografii, które zawsze chciałeś zadać i wreszcie masz komu”. A jutro ruszamy na podbój toskańskich miasteczek.
Toskania w deszczu
Nawet idylliczna i łagodna Toskania nie zawsze jest słoneczna. Drugi dzień fotowyprawy trafił nam się zupełnie mokry – padało od rana do wieczora, choć z przerwami.
Pogoda nie zaskoczyła nas – prognozy poprzedniego dnia ostrzegały, że na słońce nie ma co dzisiaj liczyć. Zmodyfikowaliśmy więc plany tak, aby dzisiaj zrealizować jedyny dzień programowo pozbawiony porannej i wieczornej sesji krajobrazowej. Zamiast więc wśród pejzaży, czas upłynął nam na eksploracji dwóch miasteczek. Zaczęliśmy od labiryntów Pitigliano, tym razem wyjątkowo lśniących, błyszczących i wymytych, a po kilku godzinach przenieśliśmy się do niezwykłego Civita di Bagnoregio, gdzie tym razem niebo wyjątkowo pasowało do klimatu „miasta, które umiera”.
Pogoda sprawiła, że oba miasteczka mieliśmy na wyłączność. W Pitigliano nigdy nie ma dużo turystów, a Civita di Bagnoregio w środku tygodnia też nie jest zatłoczone (weekendy to inna historia). Tym razem jednak uliczki Pitigliano były puste, turystów brak, nawet mieszkańców widywało się rzadko. W trakcie drugiego pleneru sytuacja była podobna. Większość uczestników deszczu się nie wystraszyła i uzbrojona w pokrowce przeciwdeszczowe (na siebie i na swoje aparaty) eksplorowała kamienne zaułki, od czasu do czasu wzmacniając siły kawą czy pizzą.
Jutro ma być bezdeszczowo i oby tym razem prognoza była równie trafna, bo najwyższa pora na spotkanie z cyprysami i willami na wzgórzach. U góry Civita di Bagnoregio w deszczowych chmurach, w środku zakamarki Pitigliano, a na dole ciekawski Piaggio Ape wygląda zza rogu ciągu dalszego. Który nastąpi.
Zielone wzgórza Toskanii
Wiosna w Toskanii rozkwita, zieleń młodego zboża na wzgórzach jest nieprawdopodobnie intensywna, a pogoda pozostaje wiosennie dynamiczna.
W trakcie porannej sesji mieliśmy trochę słońca i trochę snujących się między wzgórzami mgieł. Mgły zawdzięczamy wczorajszym deszczom. Liczymy, że dzisiejsze opady zaowocują jutrzejszymi mgłami.
Po plenerze o wschodzie słońca i zasłużonym śniadaniu nieco czasu spędziliśmy w Pienzie – miasteczku, gdzie można kupić zapewne wszystkie gatunki toskańskiego sera. Dwie uczestniczki fotowyprawy tak bardzo nie chciały opuszczać Pienzy, że dały się zamknąć w wieży. Zanim jednak zdążyły machaniem chusteczkami przywabić jakichś rycerskich śmiałków, obsłudze wieży skończyła się sjesta i nastąpiło uwolnienie, zupełnie nieromantyczne.
Kolejnym punktem dnia była wizyta w klasztorze Monte Olivieto Maggiore, gdzie syciliśmy oczy architekturą i freskami artysty o wdzięcznym imieniu Sodoma. Resztę syciliśmy w przyklasztornej piwniczce z winem. Wieczorny plener uczył, że jak ma się do dyspozycji fantastycznie zielone, pofałdowane pola Toskanii, to nawet pochmurna pogoda nie przeszkadza w fotografowaniu.
Dzień dopełnił powrót na kolację, wieczorne warsztaty tym razem poświęcone zagadnieniom edycyjnym i dyskusjom na temat różnych szczególnych przypadków balansu bieli.
U góry mgły pod Pienzą, w środku sery w Pienzie, na dole pola pod cyprysami.
Obuwie na toskańskie pejzaże
Wyposażenie fotografa to nie tylko aparat, obiektyw i statyw. Niekiedy bardzo przydają się nieco mniej typowe akcesoria. A na plener przy willi Belvedere użyteczny był bardzo nietypowy rodzaj obuwia.
Kto był z nami na kilku ostatnich fotowyprawach do Toskanii, ten z pewnością zapamiętał pole, z którego fotografuje się willę Belvedere. Nawet w suchych miesiącach, pod wpływem rosy, o poranku ziemia tam zmienia się w błoto o przyczepności dobrego kleju. Odklejenie się od gruntu wymagało wysiłku, a zgrubne wyczyszczenie butów po sesji zabierało więcej czasu niż sama sesja. Tymczasem tego kwietnia suchym z pewnością nie można nazwać. Przy codziennych opadach (niezbyt intensywnych ani długich, niemniej opadach) obawialiśmy się, że wydobycie grupy po plenerze może wymagać wyciągarki. Jedna z uczestniczek wymyśliła, żeby na buty założyć worki foliowe. Pomysł okazał się świetny – błoto przyklejało się mniej, znikł problem późniejszego wydłubywania go ze wszystkich szwów i bieżnika butów, a cała grupa w niebieskich workach na śmieci na nogach prezentowała się po prostu uroczo. Po dwa worki na śmieci na osobę wchodzą niniejszym na listę sprzętu zalecanego na fotowyprawę do Toskanii. Serio, serio.
Dzisiaj, po kilku dniach straszenia 😉 i szkoleń z radzenia sobie w sytuacjach wysokiego kontrastu, uczestnicy fotowyprawy zmierzyli się z katedrą w Sienie i jej fotograficznymi wyzwaniami. Wnętrze katedry w Sienie jest tyleż piękne, co trudne do fotografowania: duże kontrasty w połączeniu z zakazem korzystania ze statywów zmuszają do fotografowania z ręki w dość ciemnym wnętrzu scen o wysokiej rozpiętości tonalnej. Problem brzmi trochę jak kwadratura koła, ale przy zastosowaniu kilku trików ten kwadrat da się zaokrąglić.
Zdjęcia u góry to willa Belvedere i jej okolice, a na dole wnętrze katedry w Sienie.
Mroki winnych piwnic i pożegnanie z Val d’Orcia
Czwartkowe spotkanie warsztatowe było tak owocne, że nie daliśmy już rady napisać relacji. Dyskusja nad zdjęciami uczestników fotowyprawy przeciągnęła się do północy, a że przed 6 rano ruszaliśmy na ostatni wschód słońca, więc sprawozdanie z szóstego i siódmego dnia fotowyprawy do Toskanii dopiero teraz.
W czwartek od samego rana nadal trwała emocjonująca ciuciubabka z rekordowo deszczową pogodą. Na czas pleneru o wschodzie słońca – tym razem pod willą z „Gladiatora” – deszcz przestał padać, co nadrobił jednak wczesnym popołudniem, pod koniec sesji w Montepulciano. Na szczęście dla nas, w tym miasteczku nie brakuje piwnic z winem, z czego dwie są naprawdę obszerne i fotogeniczne. Można się było nie tylko schować przed deszczem, ale także spędzić owocnie czas – na fotografowaniu beczek z winem lub też degustowaniu ich zawartości, co kto woli.
Nieco trudniej przyszło radzenie sobie z deszczem w Monticchiello. Na szczęście pod koniec dnia się wypogodziło, a w ramach rekompensaty pogodowej dostaliśmy piękną tęczę nad słynną zygzakowatą drogą z filmu „Pod słońcem Toskanii”. I tak najbardziej deszczowa z fotowypraw do Toskanii stała się pierwszą, która miała okazję fotografować tęczę.
Piątkowy poranek i ostatni pejzażowy plener to wreszcie typowa wiosenna pogoda – słońce i nieco malowniczych chmurek. Po śniadaniu czekała nas krótka sesja w malutkim Monteriggioni, a popołudnie i wieczór spędziliśmy w San Gimignano. To w tym mieście narodził się projekt Włoskich Numerów, więc pomiędzy świetną pizzą, najlepszymi na świecie lodami a fotografowaniem wież w różnych konfiguracjach znalazły się też chwile na polowanie na nowe numerki do projektu. Jest już prawie gotowy! Ale najlepiej było już po zachodzie słońca, gdy z turystów w mieście zostaliśmy właściwie tylko my: grupa fotografów, rozstawiona ze statywami na praktycznie bezludnych ulicach i placach.
W sobotę ruszamy na kilkugodzinne zwiedzanie Arezzo, a później wracamy do Polski. Następna fotowyprawa do Toskanii we wrześniu, a jeśli ktoś chce się zmierzyć z toskańskimi pejzażami bez ruszania się z domu, może przećwiczyć edycję zdjęć willi na wzgórzach i cyprysów z pomocą fotobooka „Siedem RAW-ów: Toskania”.
Uczestnicy fotowyprawy Toskania wiosna 2018 przy studzience w Monteriggioni.