Szkocja w listopadzie? Brzmi mokro, zimno i nieco ekstremalnie? Nic z tego! Fotowyprawa do Szkocji, którą prowadziliśmy na początku listopada 2018 okazała się wyjątkowo mało deszczowa – co nie znaczy, że mokro nie było. Zapraszamy do relacji z tej fotowyprawy!
Szkocja: cudowne mokradła
Rozpoczęliśmy ostatnią (przed Brexitem, co będzie później, to się zobaczy) fotowyprawę do Szkocji. Przez zamknięcie jednej drogi wieczorna podróż przez Szkocję zmieniła się w podróż nocną. Dotarliśmy w końcu do hotelu i po nieco skróconym spaniu oraz solidnym brytyjskim śniadaniu ruszyliśmy na plenery.
Loch Nan Eilean – jezioro prawie do obejścia
Zaczęliśmy od nieco ponadgodzinnej sesji przy malutkim jeziorze Loch Nan Eilean. W ciągu tej godziny dałoby się to jezioro obejść dookoła trzy razy – gdyby dało się tam wygodnie i szybko przejść. Jednak to jest Szkocja, to jest wyspa Skye. Tu każdy krok należy stawiać ostrożnie, sondując czy stopa niespodziewanie nie zanurzy się w grząskiej ziemi albo czy kępa traw nie okaże się pułapką. Jezioro i leżące za nim góry to idealne miejsce do ćwiczeń z fotografowania odbić, ale także źdźbeł traw wystających z wody czy symetrycznych kompozycji, gdzie to, co nad wodą, dopełnia to, co się w wodzie odbija.
Sligachan – wspaniałe błota
Znad jeziora Loch Nan Eilean jest 5 minut jazdy do słynnego kamiennego mostu Sligachan. Pod mostem przepływa pięknie meandrujący strumień, a idąc w górę jego biegu, wchodzi się na mokradła. Przyznaję – chodzenie po bagnach wciąga, a błota Sligachan z roku na rok podobają mi się coraz bardziej. Kałuże, które trzeba obchodzić, kamienie, o które można się potknąć, trawy skrywające grząskie błota – wszystko to jest materiałem dla kompozycji. Leży ten materiał, wystarczy przyjść, pospacerować, popatrzeć i poukładać w kadrze. Jeśli nie podoba Ci się jedna kałuża, parę kroków dalej są następne. Głaz nie leży jak trzeba? Wybierz sobie inny. Wiele potrafi jeszcze zmienić światło, choć dzisiaj akurat nie zmieniało, bo cały dzień było pochmurno. Trochę kropiło, trochę mżyło, trochę było bezdeszczowo, ale słońce nie wyjrzało – ot, Szkocka loteria pogoda. Dzisiaj wylosowaliśmy, co wylosowaliśmy, zobaczymy co się trafi jutro.
Do czterech razy Elgol
Wada szkockiej pogody – kapryśność. Zaleta szkockiej pogody – dynamizm. W Szkocji deszcze się zdarzają, pochmurne dni są częste, słońce się trafia. Na szczęście też są wiatry, które przeganiają chmury i co chwila zmieniają warunki. Niekiedy na lepsze, niekiedy na gorsze.
Poranek w górach Quiraing
Każda fotowyprawa do Szkocji ma plenery udane, plenery deszczowe i plenery z fantastycznym światłem. I za każdym razem są to inne plenery. Jest to jakoś sprawiedliwie, bo każdy uczestnik może się pochwalić pięknymi kadrami z innych miejsc niż ci, którzy byli w innych latach. Wszyscy mają śliczne kadry i co roku te najładniejsze są z innych miejsc.
Tegoroczny wschód w górach Quiraing mieścił się w stanach średnich: nie padało, wiało umiarkowanie, ale słońce błysnęło przez chmury bardzo oszczędnie. Były jednak wystarczające warunki, by fotografować oczka jeziorek u stóp góry, krętą drogę, czy niknące w oddali szczyty, a także słynne drzewo rosnące na krawędzi urwiska – lokalną odmianę „sosenki”.
Per aspera…
Jeśli kogoś poranny plener rozleniwił komfortowymi warunkami, to sprowadzenie na ziemię nastąpiło już chwilę później, gdy zatrzymaliśmy się aby fotografować wodospad Blackhill. Sprowadzenie na ziemię było dosłowne, bo krótkie dojście do wodospadu wiodło przez błota i kałuże. Uczestnicy fotowyprawy z dużym zaangażowaniem i poświęceniem pokonywali te przeszkody terenowe. Dodatkowym utrudnieniem była prawidłowość znana bywalcom tutejszych plenerów, polegająca na tym, ze im wyżej się wchodzi, tym… wcale niekoniecznie jest bardziej sucho. Często im wyżej, tym grunt bardziej podmokły. Cokolwiek na temat prawidłowości mówią fizycy.
Wybrzeże Elgol na sucho
Nieoficjalną tradycją szkockich fotowypraw było to, że na wybrzeżu Elgol zawsze leje. Tak było przez trzy lata z rzędu. Ale nie tym razem! W tym roku nie tylko nie padało, ale nawet kilka razy błysnęło słońce. Grupa była tak szczęśliwa i pochłonięta fotografowaniem malowniczego skalistego morskiego brzegu, że zupełnie zignorowała konsekwencje przypływu. Zresztą, trochę to zrozumiałe – przypływ jest bardzo fotogeniczny, bo fale coraz mocniejsze, coraz dalej wdzierają się na skały, kipiele coraz gwałtowniejsze.
Tyle, że coraz większy zasięg fal oznacza, że wąski pas plaży, którym weszliśmy na kamienne płyty, w pewnym momencie został zalany przez morze. No i przy powrocie z plaży większość uczestników grała w grę zręcznościową: przeskakuj z kamienia na kamień tak, aby uniknąć zalewających fal. Niektórzy wygrali w tę grę suche buty, inni przegrali. Na kolację mieliśmy jednak komplet uczestników, czyli wszystko skończyło się dobrze.
Od góry: drzewko i góry Quiraing o świcie, wodospad Blackhill, słoneczny moment na wybrzeżu Elgol oraz nadciągający przypływ w Elgol.
Szkocki koniec świata
Wyspa Skye uraczyła nas dzisiaj pokazem swoich możliwości pogodowych. Był deszcz, był wiatr, były chmury i piękne, ale krótkotrwałe przebłyski słońca. Nie jest prawdą, jakoby fotograf krajobrazu nie musiał się spieszyć – w Szkocji musi być szybki, bo mu się pogoda zmieni i kadry uciekną.
Poranek nad Camas Malag
Dzień zaczęliśmy jak zwykle w nocy – przejazdem na plener, na którym czekaliśmy na wschód słońca. Dzisiaj padło na wybrzeże Camas Malag. A ponieważ wczoraj wieczorem na plaży Elgol mieliśmy przypływ, to o poranku był odpływ. Odpływ o tyle komplikuje sytuację, że jest dalej do wody. Ale nie po prostu dalej – dalej o kilkudziesięciometrowy pas z mokrych kamieni pokrytych wodorostami. Złamań nie odnotowano, a siniakami nikt się nie chciał chwalić. Cały plener odbył się w lekkiej mżawce, a jedynym uczestnikiem pleneru, który się nie stawił, było słońce.
Po śniadaniu zajrzeliśmy jeszcze do ruin kaplicy, obok której znajduje się niewielki cmentarz poległych podczas I wojny światowej mieszkańców tej okolicy.
Dużo świeżego powietrza przy Nest Point
Popołudnie spędziliśmy przy słynnym cyplu Nest Point. Tutaj mieliśmy kalejdoskop pogodowy – było wszystko oprócz śniegu i mgły, a wiatr był cały czas. Najbardziej zastanawiające były owce – jak one to robią, że ich te huraganowe porywy nie unoszą w siną dal?
Wiatr był odpowiedzialny za takie lokalne ciekawostki jak woda płynąca pod górę. Strumień kończący się niewielkim wodospadem był zawracany przez silny wiatr z naprzeciwka. Fotografowanie wieczorem w tych warunkach jest nieco utrudnione, zwłaszcza gdy światło słabnie. Należałoby wówczas użyć statywu, ale nawet wkopanie go w ziemię nie gwarantuje nieporuszonych zdjęć. Pozostaje wyczekiwanie momentów względnej ciszy (lub przynajmniej mniej gwałtownych porywów) i wtedy wciskanie spustu migawki. A później sprawdzanie na powiększeniu ostrości, zgrzytanie zębami, kasowanie rozmazańca i powtórka całej procedury.
U góry Camas Malag o poranku, fotografowane ze statywu ustawionego w wodzie (kalosze się przydają). Poniżej wybrzeże przy Nest Point i słynna latarnia morska.
Starzec i wróżki
Weszliśmy na Old Man of Storr i wędrowaliśmy szukając wróżek wśród kaskad Fairy Pools. Tylko dwa plenery dzisiaj, ale jakie plenery!
Old Man of Storr po raz czwarty
Na fotowyprawach unikamy zbędnego chodzenia – wszelkie chodzenie to czas stracony dla fotografowania. Podejść trzeba tylko tyle, ile trzeba – żeby móc fotografować. Całodniowe trekkingi to nie z nami. Najcięższe podejście wśród wszystkich fotowypraw ma miejsce właśnie na Skye – ale po prostu nie da się inaczej. Chcesz mieć fajne zdjęcia z kultowego miejsca fotograficznego? To zasuwasz godzinę pod górę. Trasa nie jest trudna, ścieżka dość szeroka i żwirowa, tylko pod koniec robi się błotniście. Ale kilkaset metrów pod górę robi wrażenie. Startujemy spod hotelu o 5.30, jedziemy prawie godzinę, a na górze powinniśmy być zaraz po 7 rano. Wtedy zaczynają się pojawiać kolorowe obłoki (jeśli ma się dużo szczęścia do pogody), a pół godziny później pierwsze promienie słońca dosięgają Starca ze Storr. Tym razem mieliśmy sporo szczęścia – nie padało, chmurki kolorowe były, choć zanim słońce wyszło, przykryły je ciężkie chmury.
Wróżki z Fairy Pools
Listopadowe dni w Szkocji są krótkie – zachód słońca już parę minut po 16. A że nasze plenery są długie, to przeważnie udaje się zmieścić w ciągu dnia tylko dwa: poranny i popołudniowy. Później są jeszcze dyskusje o zdjęciach, których czas jest ograniczony tylko wytrzymałością uczestników. 😉
Dzisiejszy popołudniowy plener to kilkugodzinna sesja w Fairy Pools – przy wijącym się strumieniu, którego liczne kaskady zmieniają się w małe stawy, a później znowu w rwący górski potok. Tych strumieni i kaskad jest około dziesięciu – niby w sam raz, żeby zdążyć wszystkie oblecieć w godzinę. Ale fotografowie nie oblatują, tylko studiują kompozycję, szlifują ekspozycję i zgłębiają prewizualizacje. Nic dziwnego, że niektórzy uzyskali tempo jednej kaskady na godzinę. Fairy Pools to jedno z tych miejsc, w które warto wracać, bo potencjał ma ogromny.
U góry Starzec ze Storr tuż przed wschodem słońca, poniżej basen wróżek na Fairy Pools.
Nie zawsze jest słońce
Jak już sami wiecie, Szkocja jest piękna, ale nawet w tak pięknym miejscu nie zawsze musi być słońce. Może go nie być nawet całkiem często, a bywa, że pada deszcz. Dzisiejsza pogoda przetestowała determinację uczestników fotowyprawy.
Poranek przy Brothers Point
Przejazd na poranną sesję trwał około godziny, więc ruszyliśmy przed szóstą rano. Brothers Point to cypel nieco podobny do Neist Point, tyle że mniejszy i bez latarni morskiej. No i zdecydowanie mniej popularny, więc byliśmy tam sami. Nieco mniejszy był też wiatr, choć jedynie trochę. Dopisała pogoda – wprawdzie obyło się bez spektakularnego wschodu słońca, ale było nieco kolorowych chmur, jeszcze więcej chmur dynamicznie pędzących, a przede wszystkim – nie padało.
Oprócz skalnego cypla do fotografowania były efektowne klify, skalista plaża i nieustanny przebój Szkocji – owce. Serio, serio. 🙂 Nikt jakoś nie chciał fotografować tak charakterystycznego elementu szkockiego pejzażu jak… błota, przez które co chwila brnęliśmy.
Portree w deszczu
Po porannym plenerze zajrzeliśmy do największego miasta wyspy Skye – kameralnego, sympatycznego Portree. Tym razem najwięksi twardziele odpuścili podziwianie uroczych kamieniczek, kolorowych domków na wybrzeżu czy eksplorowanie uliczek. Lało tak, że grupa bardzo szybko spotkała się z kawiarni Ariba na czekoladzie po aztecku. Czekolada pyszna, a z okien kawiarni jest bardzo ładny widok na port. Zdjęcie portu powyżej. 🙂
Pod ruinami zamku Duntulm
Lało też, gdy przyjechaliśmy na popołudniowy plener. Ruiny zamku Duntulm na urwistej górze, tuż nad morzem, ponad poszarpanymi skałami to ciekawy motyw. Przy tej pogodzie jednak grupa obeszła okolice i wróciła się suszyć do autobusu. Ja razem z dwoma wodoodpornymi Beatami ruszyliśmy jeszcze na ciekawe wybrzeże z wydłużonymi, wchodzącymi w morze skałami. I… przestało padać. Grupa jednak wykazała objawy zmęczenia i nie chciała wrócić na bardzo fajny nadmorski plener, więc po pół godzinie skończyliśmy sesję. Sporo entuzjazmu i zapału było za to przy wieczornej dyskusji o zdjęciach – i wcale nie musiał to być wpływ miejscowej whiskey. 😉
Tym razem uczestnicy szkockiej fotowyprawy i tak mieli dużo szczęścia do pogody. Padało relatywnie niewiele, a do tego mało intensywnie. Żaden aparat nie padł z powodu wilgoci, specjalnie dużo suszenia ciuchów też nie było – z pewnością mniej niż w poprzednich latach.
Na górze Brothers Point, w środku widok na port w Portree przez okno kawiarni Ariba, a na dole fragment wybrzeża przy zamku Duntulm.
Więcej fotografii z tej i poprzednich edycji fotowyprawy do Szkocji w naszym portfolio:
https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/szkocja/
Uczestnicy fotowyprawy do Szkocji 2018 w typowej szkockiej scenerii i pogodzie. 😉