Tegoroczne warsztaty świętokrzyskie odbywały się pod znakiem słońca. Najkrótsze noce w roku nie sprzyjają długiemu spaniu, tym bardziej jeśli rano – a nawet przed rankiem – wyjeżdża się fotografować wschód słońca z Łysej Góry, zachód słońca obserwuje się nad świętokrzyską mozaiką pól, a później jeszcze trzeba trochę pogadać o fotografii. Słońca było dużo, nie tylko o wschodach i zachodach, ale też przez całe dnie, było nam więc ciepło, oj ciepło. I nawet wieczorem nie było lepiej, bo dyskusje o zdjęciach bywają gorące.
Pierwszego dnia warsztatów odwiedziliśmy cystersów w Wąchocku. Kompleks klasztorny jak zwykle stanął na wysokości zadania, dostarczając mnóstwo ciekawych, choć trudnych tematów do fotografowania w swoich mrocznych (i kontrastowych, co tu kryć) zakątkach. Piątkowy zachód słońca okazał się chwilą dla koneserów: nie było oczywistego, kolorowego nieba, ale blask na nim bywał momentami iście nieziemski. Przed poranną sesją zdążyliśmy jeszcze porozmawiać na parę fotograficznych tematów i przez chwilę się przespać.
Sobotę zaczęliśmy tuż po północy (trzy godziny po północy, konkretnie) na zupełnie pustej o tej porze Łysej Górze. Widok na morze mgieł był efektowny nawet bez specjalnego podświetlenia.
Po śniadaniu udaliśmy się do starachowickiego Muzeum Przyrody i Techniki; muzealne eksponaty – a są ogromne! – stały tak jak zwykle, ale dodatkowo mieliśmy do dyspozycji niecodzienną ekspozycję: stare samochody, od papieskiego Stara po radziecką Czajkę… i mnóstwo jeszcze innych. Nie ma to jak zabawa z układaniem chromowań, blasków i cieni w kadry jedyne w swoim rodzaju.
Sobotnie popołudnie spędziliśmy na podróży do czasów jeszcze dalszych, a jej miejscem było stare chłopskie obejście w Bodzentynie, urządzone tak jakby mieszkańcy przed chwilą wyszli w pole. Wieczorem, przy tradycyjnej świętokrzyskiej aroniówce, omawialiśmy plon warsztatów.
W niedzielę udaliśmy się do Kielc, by fotografować szalenie efektowny Pałac Biskupów Krakowskich i wprawiać w osłupienie tamtejszych kustoszy, bo takich gości – zwiedzających każde pomieszczenie co najmniej kwadrans i kładących się przy tym na podłogach – jeszcze nie widzieli. Po dobrym obiedzie, w równie dobrym nastroju Uczestnicy rozjechali się do domów – ale to jeszcze nie nasza ostatnia wizyta w Świętokrzyskim!