Fotowyprawa Toskańska wiosna, 13-21 kwietnia 2013 – relacja
Dziesięć kwietniowych dni spędziliśmy na fotografowaniu jednego z najsłynniejszych fotograficznie regionów świata. Wydawałoby się, że to mnóstwo czasu, ale czasu nieustannie brakowało, a tematów i kadrów było aż za dużo!
Niewiele jest miejsc równie sławnych wśród fotografów (ale też malarzy!), jak Toskania. Sława tego regionu Włoch jako miejsca niezwykle malowniczego, sprzyjającego twórczym inspiracjom, liczy już parę wieków i jest w pełni zasłużona. Dziesięć dni, bo tyle trwała ta fotowyprawa, wydaje się wystarczająco długim okresem, by nie tylko zwiedzić nieduży w sumie region, ale wręcz znudzić się nim. Nic z tego!
Choć oszczędzaliśmy na spaniu, wykorzystaliśmy prawie wszystkie okazje do fotografowania najładniejszych miejsc o wschodzie i o zachodzie słońca, to i tak wykorzystaliśmy tylko ułamek możliwości, jakie fotografowi oferuje piękna Toskania. I dlatego jeszcze tam wrócimy!
Prawie pod ręką
Była to nasza trzecia (po Maroku i Etiopii) fotowyprawa i druga organizowana wspólnie z Klubem Podróży „Horyzonty”. Była to jednocześnie najbliższa i najtańsza (jedno wynikało z drugiego) z fotowypraw – potrzebny do przebycia dystans pozwalał zrezygnowanie z drogiego transportu lotniczego. Kilkunastogodzinny przejazd autobusem przez Czechy i Austrię pozwolił nie tylko obniżyć cenę imprezy do przystępnych 2,5 tysiąca złotych, ale także dał nam do dyspozycji własny transport na miejscu i własnych kierowców. Było to o tyle istotne, że mieliśmy zachcianki na wyjazdy i przyjazdy o bardzo nietypowych godzinach. Obawialiśmy się, że nawet najbardziej życzliwy włoski kierowca mógłby nie zdzierżyć kolejnego wyjazdu o piątej rano na wschód słońca, zwłaszcza gdybyśmy go jeszcze pozbawili w trakcie dnia sjesty. Tymczasem nasi kierowcy nie tylko dzielnie znosili nasze poranne i wieczorne sesje, uznając, że jesteśmy jeszcze większymi wariatami niż „ptasiarze”, ale nawet zgłosili chęć wożenia nas podczas jesiennej edycji tej fotowyprawy. Fotografowanie w Toskanii wciąga każdego bez wyjątku.
Rano pejzaż, w południe architektura
Cały pobyt był zaplanowany pod kątem fotograficznym, a więc priorytetem były ładne miejsca o optymalnych porach dnia. W praktyce oznaczało to, że przed śniadaniem i przed kolacją jechaliśmy do jednej z wcześniej upatrzonych lokacji pejzażowych, aby o złotej godzinie fotografować krajobrazy, a w środku dnia zmagać się z architektonicznymi bryłami. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim były jeszcze posiłki, a wieczorem – wykłady, dyskusje i sesja pytań i odpowiedzi na wszelkie problemy związane z użyciem aparatu i edycją zdjęć.
Przyznaję, że pewne kłopoty były z realizacją ostatniego punktu programu. Z jednej strony mieliśmy niezłe warunki do realizacji sesji dyskusyjno-obróbkowych, bo – wyjątkowo na fotowyprawie – wszystkie noclegi mieliśmy w tym samym hotelu, który był naszą stałą bazą wypadową, a więc nie traciliśmy czasu na pakowanie się i przeprowadzki. Jednak wczesne pobudki, długie godziny na nogach i sporo ruchu w ciągu dnia sprawiało, że po paru dniach uczestnicy przy kolacji padali nosami w talerze, a namówienie ich na wieczorną sesję edukacyjną szło nam coraz trudniej. Podjęliśmy jednak wewnętrzne postanowienie, że następnym razem będziemy bardziej bezwzględni… a przynajmniej spróbujemy być bardziej zachęcający.
Nie znaczy to, że zabrakło dyskusji, pytań, odpowiadania na wątpliwości i dyskutowania twórczych i technicznych możliwości. Wszystko to odbywało się w trakcie fotografowania – czekanie aż wschodzące słońce oświetli potrzebny obszar to dobry moment na pogawędki. Także wędrówki po uliczkach urokliwych kamiennych miasteczek, gdy co chwila wpadali na siebie uczestnicy fotowyprawy, stanowiły okazję do wymiany nie tylko porcji żartów, ale także wymiany pomysłów, podrzucenia sugestii, jak sobie poradzić z pobliskim motywem, czy podzielenia się wrażeniami.
Wzgórza, domki i cyprysy
Oczywiście najbardziej oczywistym powodem podróży fotografa gdzieś na południe od Sieny i Arezzo są łagodne pejzaże – miękkie łuki wzgórz z domkami na szczycie, wijące się drogi obsadzone cyprysami, no i same kępy cyprysów, z tą najsłynniejszą, której fotografia otwiera ten artykuł. Widzieliśmy i fotografowaliśmy te krajobrazy – w końcu po to właśnie tam pojechaliśmy! Ich fotografowanie było dość nietypowe, jeśli chodzi o optymalny dobór sprzętu. Przeważnie myśląc o krajobrazach, fotoamatorzy odruchowo sięgają po obiektyw szerokokątny. Ale tym razem – nic z tego! Toskańskie wzgórza fotografuje się długimi ogniskowymi – często zaskakująco długimi. Tajemnica takiego doboru sprzętu tkwi w tym, skąd się fotografuje. Te wzgórza tak ładnie się układają jedno za drugim, a kolejne plany są dobrze widoczne, bo wszystkie takie zdjęcia robione są lekko z góry. A jak fotografować pejzaż z góry? Są dwie możliwości: użyć samolotu lub wspiąć się na szczyt jakiegoś sąsiedniego wzgórza. Stosowaliśmy, podobnie jak większość toskańskich fotografów, metodę tańszą, czyli robienie zdjęć ze wzgórza. Wówczas jednak odległość od interesującej scenerii jest spora i sięga czasem kilkuset metrów. Aby przy takim dystansie uzyskać odpowiedni kadr (pojedynczy domek na wzgórzu), potrzeba użyć obiektywu o bardzo wąskim kącie widzenia. Choć udało się zrobić interesujące kadry ogniskowymi krótszymi niż 50 milimetrów, to jednocześnie wiele ciekawych ujęć pejzażowych wymagało zastosowania ogniskowych 200, 300 i 400 mm – i to na aparatach z matrycami APS-C!
Uliczki Montepulciano, mury Sieny
Były jednak też okazje do użycia krótszych ogniskowych, przede wszystkim w trakcie spacerów po wąskich uliczkach średniowiecznych miasteczek, ale również przy fotografowaniu wnętrz kościołów. Sytuacje miejskie były wysokokontrastowe – różnice ekspozycji dla ścian oświetlonych słońcem i dla obszarów skrytych w cieniu były tak duże, że w większości sytuacji kilka ekspozycji z myślą o łączeniu w HDR było rozsądną decyzją. Jeszcze trudniej było w kościołach, bo w wielu z nich – np. w katedrze w Sienie – można było robić zdjęcia, ale bez użycia statywu. Co ciekawe – tolerowane były monopody, co wprawdzie nie rozwiązywało wszystkich problemów, ale zwiększało szanse na nieporuszone zdjęcie. Konfiguracja aparatu pod kątem robienia zdjęć składowych do HDR-a bez użycia statywu była jednym z tematów pierwszych wieczornych wykładów, więc wszyscy byli przygotowani co najmniej teoretycznie. Reszta to już spacery po Sienie, Monteriggioni, Montepulciano czy San Gimignano w poszukiwaniu ciekawych kadrów i dobrych kompozycji.
Tylko dla fotografów!
Jak zapewne daje się wyczytać z relacji, fotowyprawa, choć nieśpieszna i dająca sporo czasu na wypracowanie dobrej kompozycji i wyczekanie światła, była dość intensywna i bogata w wydarzenia. Była też zorganizowana inaczej, niż wszelkie wycieczki turystyczne, a w sposób typowy dla fotowypraw: z dużą ilością sesji o wschodzie i zachodzie słońca, sporą ilością czasu w najbardziej atrakcyjnych wizualnie miejscach. Tempo było bardzo zmienne – rano pędziliśmy, by zdążyć na pierwsze promienie dnia, a później mieliśmy dużo czasu na „wychodzenie” sobie ciekawych kadrów. Mimo tego, że na nogach spędzaliśmy większą część każdej doby, to nadal Toskania pozostaje miejscem, gdzie mnóstwo kadrów czeka na fotografów. Co z tym zrobić? Trzeba wrócić! My wrócimy już we wrześniu, ponownie pod dobrą opieką Klubu Podróży „Horyzonty”, aby sprawdzić, jak te same scenerie będą wyglądały jesienią. Ale to zapewne nie będzie nasza ostatnia jesień w Toskanii, podobnie jak to nie była ostatnia wiosna. A jeśli ktoś już wie, że chciałby sobie zarezerwować miejsce na przyszłoroczną fotowyprawę do Toskanii, to proszę o zgłoszenie za pomocą formularza kontaktowego poniżej.
Partnerem fotowypraw i organizatorem z uprawnieniami biura podróży są Horyzonty.pl
Najczęściej zadawane pytania dotyczące fotowypraw i odpowiedzi na nie można przeczytać tutaj.
[si-contact-form form=’4′]