C.K. Fotowyprawa po raz pierwszy
Jesień to ulubiona pora roku pejzażystów. Bogactwo kolorów, interesujące układy chmur, szansa na poranne mgły – wszystko to stwarza szanse na spektakularne kadry krajobrazowe. Postanowiliśmy spróbować tych szans i wyruszyć na organizowaną przez Klub Podróży Horyzonty fotowyprawę w austriackie Alpy, po drodze zahaczając o Czechy. Fotowyprawa trwała od 19 do 25 października – a był to szczyt złotej jesieni.
Mikulov na rozgrzewkę
Ruszyliśmy z Krakowa i przez Katowice i Bielsko-Białą wjechaliśmy do Czech, po drodze zatrzymując się wśród morawskich winnic. Ten dzień, zakończony noclegiem w Mikulovie, a także poranna sesja następnego dnia były fotograficzną rozgrzewką przed czekającymi nas atrakcjami. Uczestnicy mogli wówczas nie tylko rozgrzać migawki i zacząć przestawiać się na patrzenie kadrami i zwracanie uwagi na światło, ale także wykorzystać te chwile na zadawanie nam pytań, wyjaśnianie wątpliwości i przećwiczenie nowych umiejętności.
Przygotowani na cud
Fotografujemy cały czas, chyba że śpimy lub jemy. Jeśli nie fotografujemy, to rozglądamy się za dobrym kadrem, czekamy na ładne światło lub kluczowy moment. Chwila rozluźnienia może kosztować utratę dobrego kadru, a być może – najlepszego kadru. Taka historia spotkała nas nad Gosausee.
Nad tym jeziorem byliśmy dwa razy – za każdym razem czatując na spektakularny zachód słońca. Pierwszy był niezły. Ale zawsze warto sprawdzić, czy drugi nie będzie lepszy. I był lepszy. W ostatnich minutach dnia słońce znajdujące się prawie poniżej linii horyzontu oświetliło na krwistoczerwono masyw Dachsteinu (efekt – powyżej i w galerii). Ten spektakl trwał może 5 minut. Kto spacerował wokół któregoś z jezior (my byliśmy przy dolnym jeziorze, a kilka osób poszło do średniego), ten zdążył ustawić statyw i zarejestrować ten cud. Kto jednak poszedł do pobliskiego schroniska pogadać przy piwie, po prostu nie zdążył zapłacić, wybiec i ustawić się, nim słońce całkiem zaszło i wspaniały moment przeminął.
Przez 5 minut mieliśmy absolutnie wspaniałe światło w jednym z najładniejszych miejsc. Tego się nie da przewidzieć, choć zawsze się na to liczy. Cuda się zdarzają, ale trzeba być na nie przygotowanym.
Klasyka puzzli i UNESCO
Cud przewidziany i zaplanowany czekał na nas w Hallstatt – niewiarygodnym miasteczku nad alpejskim jeziorem, które jest na liście zabytków UNESCO, a także zostało wiernie skopiowane przez Chińczyków. Nawet nie dziwię się Chińczykom, bo Hallstatt jest tak bajkowe, że trudno byłoby bardziej, nawet korzystając z nieograniczonej rzeczywistością wyobraźni. Fotografie domków nad górskim jeziorem to zresztą jeden z motywów bardzo często wykorzystywanych na puzzlach, więc widoki są bardzo znane, nawet jeśli niewiele osób kojarzy samą nazwę miasteczka. My jeszcze mieliśmy szczęście podziwiać je w bogactwie jesiennych barw. Podziwianie zaczęliśmy sesją o wschodzie słońca, później przez kilka godzin spacerowaliśmy po miasteczku, poszliśmy na spacer do górskiego wodospadu, a później zdążyliśmy jeszcze na drugą sesję nad Gosausee.
Wieczór po kolacji spędziliśmy na dyskusjach i analizach zdjęć. Ponieważ na tej fotowyprawie hotel zmienialiśmy rzadko, nie tracąc czasu na przeprowadzki, więc wieczornych sesji wykładowo-dyskusyjnych było sporo.
Fotografia na szczycie, czyli zdobywamy Krippenstein
No dobra, zdobycie Krippensteinu wcale nie było osiągnięciem alpinistycznym, a nawet wcale nie było osiągnięciem, bo wjechaliśmy tam wcześnie rano kolejką. Natomiast będąc już na samym szczycie i spacerując wokół niego zdobywaliśmy kadry – zarówno fotografując ze skalnych urwisk leżące poniżej pejzaże (także ze słynnych „Pięciu palców”), w tym Hallstatt nad jeziorem, jak i księżycowe krajobrazy lodowca, wznoszącego się ponad nami.
Wysoki klucz w Salzburgu
Choć ta fotowyprawa była głównie krajobrazowa, to nie zabrakło okazji do sesji architektonicznych. Tutaj główną atrakcją był dzień w Salzburgu, gdzie zmagaliśmy się z geometrią czterech kościołów. Dodatkowy bonus, ale i wyzwanie: te świątynie są wewnątrz białe, a pomimo to kontrasty wewnątrz są spore, co skłaniało do zastosowania technik HDR, a później ich zręcznego składania, aby wszystko było jasne, ale nieprześwietlone. Poprawne korzystanie z techniki HDR było jednym z tematów wykładów, a później licznych plenerowych ćwiczeń.
Finał w Krumlovie
Ostatni nocleg oraz ostatnia wieczorna i poranna sesja miały miejsce w czeskim Krumlovie. Nie mogłoby być lepszego komplementu dla tego miasteczka niż entuzjazm i zachwyt uczestników fotowyprawy, którzy po tygodniu alpejskich wspaniałości i austriackich perełek architektury z zapałem rzucili się fotografować uliczki i zaułki Krumlova. Aż szkoda że mieliśmy tam tylko jeden wschód i jeden zachód słońca, które spędziliśmy oczywiście na brzegach zygzakujacej przez miasteczko Wełtawy – dobrych punktów widokowych jest tam sporo, a nie da się być w kilku miejscach jednocześnie.
Szczęście i fotografia
Nie da się ukryć, że mieliśmy na tej fotowyprawie dużo szczęścia. Owszem, przygotowani byliśmy także – wybraliśmy najciekawsze miejsca, dobry termin, optymalne miejsca noclegowe, stawialiśmy się o właściwej porze (czyli wcześnie rano lub późnym popołudniem) w najładniejszych miejscach. Mimo to kadry, które przywieźliśmy, były w dużej mierze zasługą pogody. Złota jesień była w pełnym rozkwicie, w ogóle nie padało i prawie nie było w pełni zachmurzonego nieba, ale też nie nudził nas gładki błękit – ładne chmurki, słońce i wspaniałe barwy jesieni towarzyszyły nam przez cały tydzień niemal bez przerwy.
Czy następnym razem będziemy mieli tyle samo szczęścia? Tego nie da się przewidzieć, ale warto spróbować. Jeśli się nie ryzykuje, nie ma groźby porażki, ale nie ma też szans na sukces. Spróbujemy więc i w tym roku – powtarzamy C.K.Fotowyprawę w październiku 2014 roku. Zapraszamy!
Więcej zdjęć z C.K. Fotowyprawy można zobaczyć w naszym Cesarsko-Królewskim Portfolio.
Na C.K. Fotowyprawę II można się zapisywać na stronie Klubu Podróży Horyzonty (czerwony przycisk „Zgłoszenie” po prawej stronie):
http://www.horyzonty.pl/oferta/regiony/195-Fotowyprawa_Od_morawskich_winnic_po_szczyty_Alp