Czarowne Świętokrzyskie x2 – V i VI 2012   

Oczarowani przez Świętokrzyskie

 

W maju i czerwcu odbyły się dwie edycje naszych warsztatów krajobrazowo-architektonicznych w pięknych sceneriach okolic Kielc.  Spotkania te służyły zdobywaniu wiedzy i wyjaśnianiu kwestii technicznych, ale przede wszystkim stanowiły okazję do poświęcenia się przez trzy dni wyłącznie fotografowaniu.

 

 

Pod koniec maja i w połowie czerwca 2012 dwukrotnie spotkaliśmy się z naszymi Czytelnikami na trzydniowych warsztatach Czarowne Świętokrzyskie. Zaproszenie do udziału przyjęło tyle osób, że po raz pierwszy zrobiliśmy w odstępie trzech tygodni dwie edycje tych samych warsztatów. Program był niemal taki sam – nieco uatrakcyjniliśmy jeszcze drugą edycję, opierając się na doświadczeniach z maja, wymieniając Muzeum Techniki w Sielpi na większe i ciekawsze Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach. Dodatkową atrakcją czerwcowej edycji był udział redaktora naczelnego „Digital Foto Video” Marcina Bójko, który zrobił ad hoc kurs strobingu z wykorzystaniem systemu bezprzewodowego Canona.

 

 Portret grupowy II edycji na cztery lub pięć lamp błyskowych.

 

W Wąchocku nie tylko u sołtysa

Spotkania zaczęliśmy mocnym akcentem – od wizyty w Wąchocku, gdzie… nie, wcale nie odwiedzaliśmy sołtysa ani nie sprawdzaliśmy, czy most został zbudowany wzdłuż, czy w poprzek rzeki. Zamiast tego fotografowaliśmy fantastyczne romańskie wnętrza klasztoru cystersów. Kontrola nad ekspozycją, pomiar jasności różnych obszarów sceny i przygotowanie zdjęć do późniejszego składania w HDR były tutaj głównym ćwiczonym zagadnieniem technicznym. Te doświadczenia przydały się trzeciego dnia, gdy wróciliśmy do wysokokontrastowych wnętrz, tym razem w rozległych ruinach zamku Krzyżtopór, gdzie szczególnym powodzeniem cieszyły się ćwiczenia z perspektywy i geometrii, z wykorzystaniem różnych dziwnych obiektywów: rybich oczu, Lensbaby oraz mniej lub bardziej nieprofesjonalnych tilt-shiftów.

 

 

Sobota była najbardziej wypełnionym dniem. Oprócz wschodu i zachodu słońca fotografowaliśmy zamek w Chęcinach, zapomniany, zarośnięty cmentarz żydowski oraz ćwiczyliśmy oko na industrialnych kompozycjach w Muzeum Techniki.

 

 

Od świtu do zmierzchu… i dłużej

Obie edycje zaczęły się tradycyjnie w piątek o 14 i trwały… niemal bez przerwy. Dzień nie kończył się z zachodem słońca, lecz miał ciąg dalszy z wykładami i dyskusjami do późnego wieczora, gdy następowała krótka przerwa na sen. Krótka, bo zarówno w sobotę, jak i w niedzielę pierwsza sesja miała miejsce o wschodzie słońca, na który należało jeszcze nieco podejść lub podjechać. Te plenery, które rozpoczynały się o 3.30 (sic!) nie były obowiązkowe (jak zresztą wszystkie zajęcia), niemniej frekwencja przed świtem była imponująca – i to zarówno na sobotniej, jak i na niedzielnej sesji!

 

 

Zachody słońca były jeszcze bardziej popularne, a najbardziej efektywny z nich wykonaliśmy niemal z progu gospodarstwa agroturystycznego „Pod Bukiem” w Śniadce II, które gościło nas przy obu edycjach warsztatów. Wystarczyło wyjść za drzwi, by fotograficzne możliwości stały otworem.

 

 

Warto dodać, że te najpiękniejsze pejzaże fotografowaliśmy sprzętem, który mógł się wydawać nietypowy – w użyciu były głównie teleobiektywy, a przydatne ogniskowe sięgały 400 mm i więcej.

 

 

Dzięki opiece świętokrzyskiej przewodniczki i licencjonowanej (sic!) czarownicy Katarzyny „Katuli” Gritzmann bez pudła i punktualnie docieraliśmy zarówno na wschody i zachody słońca, jak i inne zaplanowane miejsca. Licencjonowaną czarownicą była zresztą także nasza gospodyni „Pod Bukiem”, a Łysą Górę mieliśmy w zasięgu teleobiektywu – nie na darmo warsztaty nosiły tytuł „Czarowne Świętokrzyskie”…

 

 

Pokaż, co narobiłeś

Warsztaty to nie tylko okazja do niespiesznego fotografowania w gronie fotomaniaków, ale także bezcenna możliwość wymiany doświadczeń i spojrzeń – oczywiście nie spojrzeń w oczy, tylko fotograficznych spojrzeń na te samy sceny. Wszyscy fotografują to samo, ale przy wieczornych sesjach dyskusyjnych nagle okazuje się, że pokazywane są zupełnie różne, niekiedy zaskakujące kadry. To niezwykłe doświadczenie, gdy nagle ktoś prezentuje zupełnie nowy pomysł na scenerię, którą wszyscy eksplorowaliśmy z aparatami raptem parę godzin wcześniej. W przyjacielskiej rywalizacji i rozegranym ad hoc konkursie można było wygrać książki fotograficzne ufundowane przez wydawnictwo Galaktyka, ale zwycięzcami byli wszyscy, którzy dzięki takiej fotograficznej konfrontacji poszerzyli swoje horyzonty artystyczne.

 

 

Dyskusje dotyczyły zresztą wszelkich kwestii fotograficznych – od estetyki, przez kwestie poprawnego stosowania różnych technik, obróbkę, aż po optymalne użycie różnych funkcji sprzętu, a także… noszenie tegoż sprzętu. W tym ostatnim przypadku wyżej podpisani służyli za poligon doświadczalny, prezentując przez te kilka dni funkcjonalność akcesoriów systemu Street&Field firmy Lowepro – różnej wielkości, kształtu i przeznaczenia futerałów, montowanych na pasach lub modułowych kamizelkach.

 

 

Po wiedzę i zdjęcia

Z naszych rozmów z uczestnikami tych, ale także wszystkich naszych poprzednich warsztatów wyłania się motywacja, która skłania do udziału w takich imprezach. To połączenie chęci zdobycia wiedzy, wyjaśnienia problemów technicznych, otrzymania porad odnośnie konkretnych kwestii, ale także chęć fotografowania w towarzystwie innych fotomaniaków – bez pośpiechu, wśród ludzi, którzy nie tylko wykazują zrozumienie dla spędzania nawet godziny czy dwóch w jednym miejscu, ale także inspirują i motywują. Te trzydniowe spotkania pozwalają zagłębić się w pasji, jednocześnie odrywając się od trosk dnia codziennego. Różne osoby mają te dwie motywacje w różnych proporcjach: niektórzy głównie przyjeżdżają po wiedzę, dla innych ważniejsza jest okazja do oddawania się pasji wreszcie bez pośpiechu i poganiania. Mamy nadzieję, że udaje nam się zaspokajać obie te fotograficzne potrzeby.

 

Zdjęcie grupowe uczestników I edycji na schodach klasztoru w Wąchocku.

  1. Byyyyło Suuuper. Tak jak piszesz Ewo czy Piotrze- bo nie podpisali się konkretnie- najlepsze jest spędzanie czasu z tak samo zakręconymi fotograficznie ludźmi , bezcenne do kwadratu 🙂

  2. Ale powiem zazdrośnie , ze nasze zdjęcie grupowe z Wąchocka technicznie lepsze , ustawienie odpowiednie, równo doświetlone i oświetlone. No pięknie wszyscy wyglądamy 🙂

    1. Bo grupowe zdjęcie z drugiego pleneru, przekombinowane – zrobione z lampą. Ale za to mają tam takie urocze dzieciaczki 🙂 Toż to nie czytelnicy…, ale na pewno oglądacze DFV 😉

    2. Technika to nie wszystko. Nasze jest za to… takie bardziej anarchistyczno-nonszalanckie 🙂
      I większym nakładem sił i środków uzyskane, co ostatecznie przesądza sprawę o tym, które lepsze 🙂

      1. Och, Andrzej, większy nakład sił i środków to nie jest żaden argument! Żyjemy dostatecznie długo, żeby wiedzieć że to nie przesądza o „lepszości”. No, może nie mówmy tego jednak wnukom 😉

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *