Fotowyprawa na Wyspy Owcze, którą zrealizowaliśmy w sierpniu 2021, to już nasze drugie warsztaty fotograficzne na Farejach. Poniżej relacja z tego wyjazdu. Miłej lektury i zapraszamy na nasze następne wyprawy!
Lądowanie we mgle
Właśnie rozpoczęliśmy kolejną fotowyprawę. A zaczęliśmy ją od zgrabnego lądowania na lotnisku w Vagar na Wyspach Owczych. Czyli – zaczęło się bardzo dobrze, bo lotnisko w Vagar ma krótki pas, który zaczyna się fiordem, a kończy górą. Do tego w momencie lądowania nad lotniskiem była bardzo typowa dla Wysp Owczych gęsta mgła, więc pas startowy widać było dopiero, gdy na nim przyziemiliśmy. Wcale nie tak rzadkie są przypadki, że samolot, który miał wylądować, robi kilka kółek nad Farejami i wraca do Kopenhagi.
Góðu ferðafólk…
Następna dobra wiadomość dotarła do nas po obiedzie w portowej restauracji w stołecznym Torshavn. Dobra wiadomość jest widoczna poniżej, a oznacza, że wszyscy pasażerowie w naszym samolocie mają negatywny wynik testu covidowego.
Oprócz przyjaznego wezwania Góðu ferðafólk w treści maila był także komunikat po angielsku.
Obecne regulacje wymagają od wszystkich przybywających wykonania testu na lotnisku. Osoby zaszczepione nie muszą się jednak izolować ani kwarantannować do czasu otrzymania wyniku, więc po wprowadzeniu się do hotelu poszliśmy na spacer po stolicy Wysp Owczych. Zrobiło się pogodnie, słonecznie i bardzo kolorowo – portowa zabudowa tutaj zwraca uwagę bardzo żywymi kolorami. I bardzo smacznie w portowej restauracji, gdzie większość grupy wybrała rybę dnia – kelnerka podała jej nazwę, ale nie było to coś, co bym kojarzył.
Z pewnością nie był to sztokfisz, jak te suszące się na rei żaglowca.
Środa będzie w niedzielę, a niedzielę przeniesiemy na sobotę
Jak wiadomo, nawet najlepszy plan nie przeżyje zderzenia z rzeczywistością. My przygotowaliśmy bardzo dobry i starannie dopracowany program fotowyprawy na Wyspy Owcze, a teraz ćwiczymy sztukę improwizacji. A wszystko z powodu wysokich, choć niewidzialnych fal.
Prom na Mykines
Prom na wyspę Mykines pływa raz dziennie i nie jest specjalnie duży. W normalnych czasach trudno zdobyć nań bilet, ale nawet w pandemii o miejsca może nie być łatwo. My kupiliśmy bilety dla całej grupy z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, więc mogliśmy być spokojni o ten punkt programu. Prawie… Zdarza się, że z powodu wyjątkowo trudnych warunków, sztormu, wzburzonego morza, prom zostaje odwołany. W środę wcześnie rano Ewa zadzwoniła więc, że by się upewnić, że prom na Mykines popłynie. Usłyszała, że owszem, popłynie zgodnie z planem. Gdy nieco ponad godzinę później dojechaliśmy do portu, dowiedzieliśmy się, że jednak nie popłynie. Bo fale są za duże. A dzień był piękny, pogodny i bezwietrzny…
Środę przenosimy na niedzielę
No trudno, to chcemy przenieść nasze bilety na inny dzień. Najbliższe wolne miejsca na prom na Mykines – w niedzielę. To wprawdzie dzień przed wyjazdem, gdy mieszkamy już w hotelu po drugiej stronie Wysp Owczych, ale zgadzamy się, cóż robić. Skoro jednak środowy program przenieśliśmy na niedzielę, to może plan z niedzieli zrobić w środę? No nie da się, bo w niedzielę mieliśmy płynąć na wyspę Kalsoy i nie zdążymy już na 10.20 do miasteczka Klaksvik, skąd startuje prom na Kalsoy. Niedzielę więc musimy przenieść na sobotę. Sobotę zaś rozparcelujemy między piątek a czwartek, bo w niespodziewanie wolną środę zrobimy to, co mieliśmy robić w czwartek. Upewniamy się, że w tym tasowaniu nie zaginął żaden z punktów programu, a poniedziałek nie zaczyna się nam w sobotę i z całkowitym spokojem ruszamy na Klify Niewolników.
Wypatrując sztormu na Klifach Niewolników
Oficjalna nazwa Klifów Niewolników to Traelanipan, a tuż obok jest niezwykłe jezioro Sorvagsvatn, które wydaje się zawieszone na oceanem. Dodatkowo jest ta część Oceanu Atlantyckiego, przez którą pływa prom na Mykines. Spodziewaliśmy się więc spektakularnych fal, potężnych grzywaczy i innych oznak gniewu Neptuna. No i proszę zobaczyć… Wszystkie trzy fotografie w tej relacji pochodzą właśnie z klifów Traelanipan.
Praktycznie bezwietrzna pogoda skusiła jednego z uczestników fotowyprawy do lotów dronem nad klifami. Okazało się, że to dość kosztowna zabawa. Klify Traelanipan znajdują się dość niedaleko lotniska w Vagar. Nie na tyle blisko, żeby obejmowała je strefa całkowitego zakazu lotów, ale na tyle blisko, że program do sterowania dronem odmówił startu bez dostępu do internetu. Z internetu pobierał zaś sobie aktualizacje mapy uwzględniające informacje o najbliższych samolotach. W ciągu kilkunastominutowego lotu pobrał sobie tych danych za prawie 200 euro.
Trolle, wiedźmy i mgła
Nadal eksplorujemy Wyspy Owcze, a one nie przestają zaskakiwać. Wyruszamy z wyspy, gdzie świeci słońce, a między chmurkami widać błękit nieba, a po pół godzinie jazdy mamy plener wśród chmur i mgieł. Na porannym plenerze słońce nie zaświeciło na wystające z oceanu skały, przy których czekaliśmy, ale w trakcie powrotu na śniadanie mieliśmy imponujący spektakl świateł.
Wszystko płynie – zwłaszcza chmury nad Wyspami Owczymi
Za nami sesje wśród krytych trawą domów wioski Saksun, na plaży (piaszczystej!) Tjornuvik, fotografowanie skał Risin og Kellingin z co najmniej 3 stron i kilka innych plenerów. Każdy z tych plenerów jest inny za sprawą różnych scenerii, ale jeszcze bardziej przez zmienne warunki oświetleniowe. Zdarzało się, że momentami potężne ściany skalne znikały zupełnie we mgle, by po chwili ukazać się w całej okazałości. Tutaj fotografia krajobrazowa wymaga szybkości i często nie daje drugiej szansy na to samo ujęcie.
Troll i wiedźma, czyli Risin og Kellingin z plaży w Tjornuvik w pochmurny dzień.
Prom na Kalsoy – jeden, czyli dwa
Zaskakują też mieszkańcy Wysp Owczych, z którymi często trudno się dogadać. I wcale barierą nie jest język, bo angielski jest dość powszechnie znany. Ze sporym wyprzedzeniem przyjeżdżamy do portu w Klaksvik, żeby popłynąć na wyspę Kalsoy. Okazuje się, że czeka już kolejka samochodów, które z trudem zmieszczą się na dwóch promach. Z pewnością nie mamy szans wcisnąć naszych busów na najbliższy transport na nieodległą wyspę, więc pytamy obsługi promu, czy zamierzają puścić ten prom dwa razy? Słyszymy zdecydowane zaprzeczenie i sugestię, że możemy spróbować popłynąć następnym planowym rejsem za kilka godzin. Czekanie nie wchodzi w grę, więc decydujemy, że zostawiamy nasze busy i wsiadamy na prom pieszo – nie ma limitu pasażerów niezmotoryzowanych. Nim zapakujemy się do autobusu wożącego wzdłuż całej wyspy, widzimy jak prom płynie po raz drugi, przywożąc samochody, które nie zmieściły się na pierwszy rejs. Dodatkowego rejsu więc nie będzie – no chyba że jednak będzie. Meandry komunikacji z Farerczykami nadal pozostają dla nas enigmą.
Te same skały Risin og Kellingin z wyspy Kalsoy w słoneczny dzień.
Zdecydowanie lepiej radzimy sobie z samymi plenerami, zwłaszcza że na Kalsoy dostaliśmy niespodziewany bonus w postaci słonecznej, bezwietrznej pogody. Część grupy trochę się przypiekła, bo jesteśmy przygotowani do ochrony od deszczu i wiatru, a nie słońca. Pod ikoniczną latarnią morską Kallur było wyjątkowo tłoczno – momentami kręciło się tam ze 20 osób, a w powietrzu krążyły 2-3 drony. Nasz też. 🙂 Do pokazania olbrzymich przestrzeni i zapierających dech wysokości nie trzeba było jednak latać. Stojąc twardo na ziemi można fotografować w każdą stronę fantastyczne widoki.
Latać nie trzeba, ale skoro można…
Wyświetl ten post na Instagramie.
Nad latarnią morską Kallur latamy nisko i powoli. 🙂
Maskonury na deser
Ostatni dzień fotowyprawy na Wyspy Owcze to jednocześnie była nasza ostatnia szansa na rejs na wyspę Mykines. Mieliśmy bilety na prom kupione kilka miesięcy wcześniej, ale rejs został odwołany, bo podobno morze było zbyt wzburzone. Tym razem morze się nie wzburzyło i popłynęliśmy.
Po co się płynie na Mykines
Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak zależało nam na rejsie na Mykines, widać bez czytania. 🙂 Mykines to wyspa maskonurów. Są ich tu setki – nawet teraz, pod koniec sierpnia, gdy ptaki te na zimę przenoszą się na ocean. O ile maskonury można spotkać na Islandii – jeśli się wie, gdzie szukać i ma odrobinę szczęścia – to na Mykines nie trzeba szukać. Spacerując ścieżką wzdłuż klifu trafia się na nie co kilka kroków. Wiele z nich ma gniazda zaledwie kilka metrów od ścieżki. Nie przejmują się zbytnio ludźmi i można podejść do nich naprawdę blisko. Dystans bardziej wyznacza krawędź klifu niż dystans ucieczki.
Maskonur w locie, maskonur z rybkami
Podczas kilku wizyt na Islandii nigdy nie udało mi się sfotografować maskonura z rybkami w dziobie. Na Mykines takie ujęcia mają już uczestnicy drugiej fotowyprawy z rzędu. Co więcej, nie trzeba było trafić na tego jedynego maskonura, który akurat przyleciał z upolowanym posiłkiem – takich ptaków kręciło się kilka, w pewnym momencie dwa sąsiednie maskonury miały dzioby pełne przekąski. Fotografia powyżej i fotografia poniżej to portrety różnych maskonurów. I różnych rybek. 😉
Wyzwanie – maskonur w locie
Liczba ptaków w zasięgu wzroku daje szanse na znacznie trudniejsze ćwiczenia niż portret maskonura z rybkami. Sfotografowanie tego przedziwnego ptaka w locie jest trudniejsze niż się wydaje. Główna trudność polega na tym, że latają one zaskakująco szybko, a do tego rzadko po linii prostej. Najłatwiej podejść do tego zadania starając się uchwycić moment startu lub sekundy tuż przed lądowaniem. To pierwsze wymaga cierpliwości, bo upatrzony ptak może bardzo długo dreptać i rozglądać się, zanim zdecyduje się polecieć. Przy lądowaniu trudność polega na upatrzeniu zbliżającego się maskonura odpowiednio wcześnie, aby autofokus zdążył go wyostrzyć. Oczywiście istotne jest utrzymanie go w kadrze mimo zmian kursu.
Nie bez znaczenia jest też szybkość działania autofokusa aparatu ustawionego na tryb ciągły. Sprzęt przy takich ujęciach ma znaczenie. Na szczęście przy takiej liczbie ptaków można mieć dowolnie wiele prób – cały czas w powietrzu są jakieś maskonury, jest w czym wybierać.
Fotowyprawa na Wyspy Owcze kończy się
Dzień na wyspie Mykines był ostatnim punktem programu fotowyprawy. Wcześnie rano wsiadamy w samolot, lecimy do Kopenhagi, a po kilku godzinach ponownie pakujemy się na pokład, tym razem w kierunku Warszawy. Wszystkie punkty programu udało się zrealizować, a wyjątkowo sprzyjała nam pogoda. Przez większość pobytu prawie nie było wiatru, co jest tutaj dość nietypowe (i pozwoliło na intensywne wykorzystanie dronów). Choć na początku trafiały się momenty mżawki, to pokrowce przeciwdeszczowe ani razu nie były potrzebne. Druga połowa wyprawy to już w ogóle prawie upały – jak na lokalne standardy.
No to żegnamy Wyspy Owcze. Ale tylko do następnego roku.
Uczestnicy fotowyprawy na Wyspy Owcze 2021
Więcej fotografii z Farejów w naszym portfolio:
https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/wyspy-owcze/