W drugiej połowie sierpnia, jak co roku, poczuliśmy zew wrzosowisk. Wizji fioletu ciągnącego się aż po horyzont nawet nie próbowaliśmy się oprzeć. Razem z nami w fioletowe przestrzenie ruszyło dziesięcioro miłośników fotografowania.
Wieczór wśród wydm i widłaków
Pierwszy dzień warsztatów zaczęliśmy od spotkania przygotowującego na techniczne wyzwania związane z fotografowaniem małych rzeczy, a zwłaszcza kwestie dotyczące technik ustawiania ostrości w makrofotografii. Wzmocnieni przekąską ruszyliśmy na pierwsze plenery. Zaczęliśmy od wrzosów, później mieliśmy spotkanie z widłakami, a na koniec dnia zachód słońca na tzw. małej wydmie, która faktycznie pod względem powierzchni nie jest duża, za to całkiem wysoka. Podejście na wydmę było miłą odmianą od pozycji leżącej, jaką przybierali uczestnicy tych warsztatów na większości wrzosowych plenerów. 🙂
Po powrocie z wieczornego pleneru czekała nas solidna obiadokolacja, a następnie spotkanie warsztatowe, na którym szykowaliśmy się na czekające w ciągu następnych dwóch dni fotograficzne wyzwania. Głównie opowiadaliśmy o kwestiach technicznych związanych z makrofotografią, ale było też o wykorzystaniu światła, zdjęciach z wykorzystaniem intencjonalnego poruszenia oraz zaletach flary.
Fioletowy wschód
Sobota, jak zwykle, zaczęła się bardzo wcześnie, bo na wschód słońca wyjechaliśmy po czwartej rano. Wprawdzie słońce miało być widoczne dopiero 10 minut przed godziną szóstą, ale na stanowisku trzeba być co najmniej pół godziny przed początkiem dnia, a na wybrane wrzosowisko trzeba jeszcze dojechać. Leśne drogi, pełne dziur i kolein, nie sprzyjają drzemce, ale potraktowaliśmy to jak wyzwanie i skutecznie dospaliśmy na dojeździe. Wschód był przyzwoity, ale nie spektakularny, niemniej dał ładną oprawę do fotografowania rozległych wrzosowych łąk i rosnących na ich obrzeżach brzozowych zagajników. Dodatkową atrakcją były kolorowe ule. Przy okazji okazało się, że różne preparaty odstraszające komary bardzo intrygują… pszczoły, których ten zapach nie tylko nie odstraszał, ale wręcz skłaniał do lądowania na skórze pachnącej Offem.
Po sesji błyskawiczny powrót (wystarczyło na chwilę zamknąć oczy…), śniadanie i ruszamy na spotkanie z wrzosowymi drapieżnikami.
Polowanie na mięsożerców
Jak zwykle jednym z najbardziej oczekiwanych punktów naszych wrzosowych warsztatów była sesja z drapieżnymi rosiczkami. Bestie tym razem schowały się lepiej niż zwykle, ale nasz przewodnik Lucjan sprawnie je wytropił. A w wersji mniej epickiej – susza sprawiła, że rosiczki znikły z brzegów bajorka, gdzie fotografowaliśmy je w poprzednich latach, ale faktycznie nasz przewodnik znalazł inne stanowisko rosiczek. Kilkugodzinna sesja z mięsożercami się odbyła, rozpoczęta tradycyjnymi okrzykami „o rany, jakie one są małe”.
W nowej lokalizacji trafiły nam się rosiczki zarówno bardziej zielone, jak i w większości czerwone, niektóre z kropelkami na wyrastających z liścia mackach, inne bez kropelek. Fotografowanie tych mięsożerców okazało się wiązać z pewnymi zagrożeniami. Niektórzy uczestnicy warsztatów zostali pokąsani… przez mrówki. Ale tylko trochę. I nawet mrówki nie potrafiły zniechęcić do fotografowania rosiczek.
Tęcza, wydma, wrzosy i spektakularny zachód
Po zmaganiach z rosiczkami wróciliśmy na obiad, a po nim ruszyliśmy na wieczorny plener na tzw. dużą wydmę. Wydma jest faktycznie rozległa, to hektary piasku, na którym od czasu do czasu spotkać można kępę wrzosów, samotną brzozę, ale także różne porosty. My tym razem spotkaliśmy też solidną i długo widoczną tęczę, a także najbardziej spektakularny zachód słońca w historii naszych wrzosowych warsztatów fotograficznych. Co ciekawe, niebo od strony zachodzącego słońca nie było tak ciekawe, jak wschodnia część. Skłębione i rozciągnięte wiatrem chmury, podświetlone na pomarańczowo niskim światłem ostatnich chwil dnia, były fantastyczne.
Zarówno niewiarygodnie efektowny zachód słońca, jak i wcześniejszą tęczę zawdzięczamy… lekko deszczowej pogodzie. Na początku pleneru trochę pokropiło, dzięki czemu powietrze stało się przejrzyste, barwy intensywniejsze, a chmury wyrazistsze. Prognozy meteorologiczne mówiły o burzach i ciągłym deszczu, ale my jak zwykle nie uwierzyliśmy prognozom i za naszą niewiarę zostaliśmy nagrodzeni. Nie wiem, który to już raz na naszych warsztatach fotograficznych, popłaca nieprzejmowanie się zapowiedziami deszczu. Nawet jeśli trochę popada, to często później dostaje się szanse na wyjątkowo efektowne światło.
Sobotni wieczór to tradycyjnie czas na dyskusję o wykonanych podczas warsztatów zdjęciach. Rozmowa o decyzjach kompozycyjnych i pomysłach na kadry potrwała prawie do północy. To był długi dzień.
Ostatni plener
W niedzielę już nie katowaliśmy uczestników wschodem słońca, uwzględniając że większość z nich wraca tego dnia samochodami do domu. Po wczesnym śniadaniu pojechaliśmy na ostatnie plenery. Oprócz ostatnich spotkań z wrzosami (szczególnie wśród wijących się, piaskowych dróżek), były także paprocie wśród brzóz i odbicia w śródleśnych stawach. Później jeszcze wspólny obiad i pożegnanie z Wrzosową Krainą. Wracamy za rok!
Uczestnicy warsztatów fotograficznych Wrzosowa Kraina 2020
Więcej fotografii z Wrzosowej Krainy można obejrzeć w naszym portfolio:
https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/polska-wrzosowa-kraina/