Nasza 14. fotowyprawa do Toskanii była pod wieloma względami wyjątkowa. Przede wszystkim był to zupełnie nowy program, zupełnie inny hotel (a właściwie dwa) i wyjątkowo wytrwała i ambitna grupa uczestników. Zapraszamy do relacji z fotowyprawy do Toskanii, którą prowadziliśmy we wrześniu 2019.
Padwa – w drodze do Toskanii
Wprawdzie już dotarliśmy do Toskanii, ale po drodze mieliśmy plener w nietoskańskiej Padwie. No cóż, nie każde miasto może leżeć w Toskanii, a Padwa i tak warta jest sesji. Nasz miejski plener, jako po prostu przerywnik w podróży z Polski, był tylko dwuipółgodzinny, ale w tym mieście można spędzić dużo więcej czasu.
W nowym programie fotowyprawy do Toskanii plener w Padwie zastąpił sesję w Bolonii, ale oba miasta mają sporo podobieństw. Podobne są z pewnością arkady – w Padwie nie tak wszechobecne, ale nadal widoczne i efektowne. Poza tym – efektowna bazylika, gmach jednego z najstarszych uniwersytetów (acz nieco młodszy niż boloński), ratusz miejski, do tego kamieniczki, posągi, nawet trochę kanałów miejskich i gmachów przypominających architekturę Wenecji. Do Padwy warto kiedyś wrócić na dłużej.
My już w hotelu Borgo Antico w Lucignano d’Arbia – to samo serce Toskanii. Jutro ruszamy na pierwszy wschód słońca, choć… na dobrą sprawę poranne plenery można by robić z okien niektórych pokojów. Sam hotel, oprócz pięknej winnicy tuż za progiem i pagórków nieco dalej, jest też bardzo toskański wewnętrznie. O hotelu Borgo Antico może coś więcej kiedy indziej.
Szukając Toskanii we mgle i deszczu
Toskania się przed nami chowa. Na przykład dzisiaj o 6 rano wyjechaliśmy, żeby ją obejrzeć w pierwszych promieniach słońca, a ona się nam schowała we mgle. Cierpliwie czekaliśmy przez dwie godziny, fotografując każdy kawałek Toskanii, który wyłonił się z bieli. Trochę się wyłaniało, a że byliśmy czujni, to sobie kiedyś z tych mlecznych kawałków coś poskładamy.
Po śniadaniu pojechaliśmy do Bagno Vignoni, które trochę próbowało się przebrać za Pamukkale. Kolorowe skały osadowe naniesione przez spływające wody geotermalne wyglądają pięknie, ale nie daliśmy się zmylić i nadal tropiliśmy prawdziwą Toskanię. Nieco tylko większe od Bagno Vignoni miasteczko San Quirico d’Orcia za nic się nie próbowało przebrać, za to skryło się za ścianą deszczu. Nie daliśmy się spłukać, przetrwaliśmy ulewę w barze, wzmacniając naszą determinację talerzem serów i wędlin oraz butelką Moscatela. Przetrzymaliśmy deszcz i nadrobiliśmy czas fotografując San Quirico d’Orcia podwójnie – w odbiciach kałuż.
Na koniec dnia znaleźliśmy Toskanię przy willi, do której prowadziła rekordowo długa i kręta cyprysowa aleja. Było też wyjątkowo błotniście, a chodzenie po polu w tych warunkach okazało się niezwykle wciągające. Wtedy też fotowyprawa poniosła pierwszą stratę sprzętową – dron należący do sił powietrznych F-Lex.pl spadł w efektownym korkociągu. Wyprawa poszukiwawcza zakończyła się sukcesem, ale pacjent nadal nie daje znaku życia i wyraźnie ma jeden silniczek bardziej.
Jutro też będziemy szukać Toskanii – od samego rana, a nawet wcześniej, żeby o wschodzie słońca już być na stanowisku ze statywami.
Fotowyprawa do Toskanii ucieka
Dzisiejszy poranny plener był zupełnie nietypowy. Nietypowe, a nawet niezwykłe było to, że trzy razy zmienialiśmy miejsce naszej sesji fotograficznej. Wszystko to za sprawą mgły.
Uciekając przed mgłą
Poranek mieliśmy spędzić w starannie wybranym miejscu z pięknymi toskańskimi widokami w każdą stronę. Wystarczyło obracać obiektyw i wciskać spust migawki, a idealne krajobrazy Toskanii kolejno same wskakiwały na kartę pamięci. Tak miało być, ale wyszło inaczej. Gdy wysiedliśmy z autobusu, trochę tego pejzażu widać było przez gęstniejącą mgłę. Przez kilka minut dawało się jeszcze tu i ówdzie dostrzec jakieś pagórki i cyprysy. Wkrótce jednak mgła zgęstniała na tyle, że mogliśmy co najwyżej fotografować się nawzajem w roli potępionych duchów toskańskich fotografów. Zapakowaliśmy się więc do autobusu i spróbowaliśmy znaleźć miejsce położone wyżej. Znaleźliśmy i rozpoczęliśmy sesję fotografując wynurzające się z morza mgieł szczyty wzniesień. Widoki były spektakularne, nie trwały jednak długo, bo mgła znowu się podniosła i ponownie zredukowała widoczność. Znowu wsiedliśmy do autobusu i ponownie pojechaliśmy szukać wyższego punktu. Wiele możliwości jednak nam nie zostało. Najwyższym wzniesieniem w okolicy jest położone na wzgórzu miasteczko Pienza. Gdy dotarliśmy na mury Pienzy, mgła już tam była. Pejzaży oczywiście nie dało się wypatrzyć, więc resztę tego pleneru spędziliśmy fotografując spowite oparami uliczki Pienzy.
Błądząc w porannej mgle zapędziliśmy się do Rivii, gdzie spotkaliśmy wiedźmina. Nie miał czasu z nami rozmawiać, szedł walczyć z Potwornym Tumanem. Raczej wygrał, sądząc po pięknym i zupełnie bezmgielnym zachodzie słońca.
Po powrocie do hotelu i solidnym śniadaniu pojechaliśmy na południe – większość dnia spędziliśmy w uroczych, pustoszejących miasteczkach Sovana i Sorano. Fotograficzną część dnia zakończył wieczorny plener przy jednej z najdłuższych alejek cyprysów. Jutro zaczynamy wschodem słońca przy hotelu. Ktoś chce zgadywać, czy będzie mgła?
Galaktyka Orvieto
Nie samymi cyprysowymi krajobrazami żyje fotowyprawa do Toskanii. I żyje nie tylko pizzą, kawą, pastą i włoskimi lodami, choć faktycznie te rzeczy nadają energii do wczesnego wstawania i biegania z aparatami po całych dniach. Mamy też plenery w miastach i miasteczkach. Była już Padwa, San Quirico d’Orcia, Bagno Vignoni, była Sovana i Sorano, było Montalcino, a dzisiaj trochę czasu spędziliśmy w Orvieto.
Studnia nie z tej ziemi
Orvieto jest sławne swoją katedrą w pasy, całkiem zasłużenie zresztą. Ale jest tu znacznie więcej do fotografowania. Mnóstwo czasu można spędzić w uliczkach, wśród bram, przejść, fotografując drzwi, okiennice i balkony. Każde stare toskańskie miasto jest kopalnią takich motywów i Orvieto nie odstaje tu od czołówki. Ma jednak coś, czego nie znajdziemy nigdzie indziej – studnię Świętego Patryka. 60 metrów głębokości robi wrażenie – zwłaszcza przy wchodzeniu. 🙂 Jeszcze większe wrażenie robią schody – dwa niezależne ciągi w postaci nieprzecinających się nigdzie spiral. Jednymi schodami schodzi się na sam dół, przechodzi po pomoście nad wodą i wchodzi się do drugiej spirali, którą wraca się na górę. 70 okien pozwala zajrzeć do studni na dowolnej wysokości i z dowolnej strony. Pozwala też robić zdjęcia, co stanowi pewne wyzwanie.
Ciemno jak w studni
No dobrze, w studni nie jest całkiem ciemno, bo ma sporą średnicę i na pierwszych kilkunastu metrach głębokości sporo światła wpada przez górny otwór. Później źródłem światła są lampy umieszczone po zewnętrznej stronie ciągu schodów – przez okna ich blask sięga wnętrza studni. To światło nie jest jednak szczególnie silne, więc choć gołym okiem widać całkiem dobrze, to dla aparatu światła jest bardzo mało.
Nie ma zakazu korzystania ze statywu, ale na schodach trudno go ustawić tak, żeby zajrzeć do wnętrza studni Świętego Patryka. Łatwiej kadrować kładąc się na niskim murku i pochylając aparat w górę lub w dół. Czasy jednak są ciężkie – o ile w górnej części wystarczy przysłona f/8, ISO 800 i 1/20 sekundy, to na samym dnie przy tych samych f/8 i ISO 800 potrzeba aż 13 sekund naświetlania dla uzyskania poprawnej jasności dolnej części ocembrowania. Takich rzeczy nie robi się już z ręki, zwłaszcza że przydaje się tutaj technika HDR – otwór w górnej części studni jest przeraźliwie jasny.
Na górze HDR z pięciu zdjęć, z których najjaśniejsze naświetlane było 13 sekund, a najciemniejsze 1/20 sekundy. Niżej pojedyncze zdjęcie przez jedno z bocznych okienek – f/5.6, ISO 1600 i 1/2 sekundy – z ręki, aparat oparty o boczną ścianę. Przy obu fotografiach użytym obiektywem było rybie oko.
I jeszcze jeden z zaułków Orvieto. A zdjęcia z dzisiejszego porannego pleneru, gdzie pod willą „Gladiatora” mieliśmy i mgiełki, i słońce, pokażemy kiedy indziej.
Toskania do ostatniego fotonu
To była najbardziej intensywna spośród wszystkich naszych toskańskich fotowypraw. Tutaj mieliśmy rekordową liczbę wschodów słońca i rekordową liczbę wieczornych spotkań warsztatowych i dyskusji o zdjęciach. Wszystko to za sprawą wyjątkowo twardej grupy, która praktycznie na każdy poranny plener stawiała się w komplecie, a dyskutować o zdjęciach była gotowa do ostatniego dnia.
Wszystkie mgły Toskanii
Pod koniec września 2019 zakończyliśmy naszą czternastą fotowyprawę do Toskanii – i spośród wszystkich dotychczasowych, ta najbardziej obfitowała w niespodzianki. Przede wszystkim nigdy dotąd nie mieliśmy tyle mgieł. Ba, zdarzały się wrześniowe fotowyprawy, na których w ogóle mgieł nie było. Tymczasem tutaj na każdym porannym plenerze jakieś smugi się snuły – a czasem tych smug było tak dużo, że nie było zza nich widać ani kawałka krajobrazu. Dwa razy zdarzyło nam się, że w zaplanowanym miejscu było po prostu biało. Za każdym razem uciekaliśmy wyżej i zawsze ta ucieczka kończyła się w najwyższym miejscu w okolicy, czyli na murach miasteczka Pienza. Wtedy też, niespodziewanie za pierwszym razem, ale w sposób oczekiwany za drugim, plener krajobrazowy przekształcił się w jeszcze ciekawszy plener miejski. Pienza w porannej mgle jest niesamowita!
Zresztą, nie tylko Pienza we mgle robi wrażenie. Pierwszy raz mieliśmy mleczne smugi podczas wschodu słońca przy willi, która była rodzinnym domem Russela Crowe’a w filmie „Gladiator”.
Piękna ruina
Wieczory i poranki tradycyjnie zarezerwowane były na sesje krajobrazowe, a środek dnia to inne atrakcje. Jakie? Była sesja w pięknie położonym opactwie Sant’Antimo, uchodzącym za najpiękniejszy klasztor Toskanii. Było fotografowanie Montalcino – ojczyzny słynnego wina Brunello. Degustacja wina Brunello była również – w winnicy, gdzie ten napój jest produkowany. Były też malownicze ruiny klasztoru San Galgano.
Volterra i jej wieczorne światła
Jedną z popołudniowych sesji krajobrazowych zastąpiliśmy wieczornym plenerem miejskim wśród krętych, a czasem i stromych uliczek Volterry. W tym miasteczku zostaliśmy do niebieskiej godziny, dzięki czemu uczestnicy fotowyprawy mieli okazję do ćwiczeń z wieczornej fotografii miejskiej, gdy niebo staje się granatowe, a uliczki coraz bardziej kolorowe od lamp ulicznych i świateł witryn sklepowych.
Finał w Colle Val d’Elsa
Z Volterry pojechaliśmy na ostatni nocleg do Colle Val d’Elsa – miasteczka położonego blisko San Gimignano, a więc znacznie na północ od tej części Toskanii, którą eksplorowaliśmy podczas fotowyprawy. Samo miasteczko, a szczególnie jest historyczna część, jest bardzo sympatyczne, ale ma też dodatkową zaletę – jest znacznie bliżej Polski. Nocleg w Colle Val d’Elsa nie tylko był okazją do ciekawego porannego pleneru miejskiego, ale zaoszczędził nam kilka godzin podczas powrotnego przejazdu.
Do Toskanii wracamy na wiosnę. Będą oczywiście poranne i wieczorne sesje wśród wzgórz, willi i cyprysów, będzie Orvieto z niesamowitą Studnią Świętego Patryka, piękne ruiny San Galgano, urocze uliczki kamiennych miasteczek, wpadniemy do „Gladiatora”, ale będziemy też fotografować zupełnie nowe plenery. Wino też będzie. 🙂
Uczestnicy fotowyprawy Toskańskie Światło 2019 w pięknym świetle wieczoru