Zapraszamy do relacji z fotowyprawy Baśniowa Bawaria 2017!
Była to nasza druga fotowyprawa do Bawarii i przywieźliśmy z niej… zupełnie inne zdjęcia niż rok wcześniej. Nie jeździ się dwa razy do tej samej Bawarii! 😉
Biała alpejska jesień
Przez kilka godzin, podczas sesji na szczycie Alpsitze mieliśmy nie jesienną, a zimową fotowyprawę do Bawarii. Zaspy do połowy łydek, chmury i mgła oraz stale sypiący śnieg skutecznie schowały przed nami jesienne barwy lasów poniżej. Można było za to poćwiczyć ascetyczne kompozycje w japońskim stylu: dużo bieli i pojedyncze barwne elementy. Sławek, nasz przewodnik, wyglądając przejaśnień, przymarzł do krzyża, ale do samego końca wskazywał lepszą, świetlaną przyszłość.
Po zjeździe kolejką na dół pogoda się nieco poprawiła, przestał padać deszcz i można było przez chwilę fotografować żółto-czerwony las wśród mgielnych oparów na zboczach góry. Deszcz towarzyszył nam także podczas sesji w Oberammergau – miasteczku słynnym z barokowych w stylu malunków na domach.
Na wieczornej sesji nad jeziorem Eibsee słońce się wprawdzie nie pokazało, ale pokazały się góry – co było sporym krokiem naprzód względem pleneru sprzed roku w tym samym miejscu. Pogoda dostanie od nas jutro rano następną szansę na zaprezentowanie Bawarii z lepszej strony.
Prawdziwy folklor
W egzotycznych krajach zawsze mam cień wątpliwości, na ile ta egzotyka jest faktycznym efektem różnic kulturowych, a na ile realizacją zapotrzebowań przemysłu turystycznego. Tutaj nabieram przekonania, że Bawaria naprawdę jest bardzo bawarska – włącznie z upodobaniem do skórzanych spodni na szelkach (męski komplet w promocji – 190 euro), romantyczno-barokowych obrazków malowanych na domach i całego folkloru, który jest tak oczywiście bawarski, że aż pachnie podróbą. Tymczasem nie – Mittenwald, gdzie dzisiaj fotografowaliśmy, to kolejne miasteczko, które wygląda dokładnie tak, jak można by się spodziewać po bawarskim miasteczku. Co więcej, malunki na domach, drewniane okiennice i ludowa stylistyka cechuje nie tylko starszą zabudowę, ale także zupełnie nowe budynki. Wyraźnie tam tak naprawdę lubią i czują się z tym dobrze.
Alpy, jak widać po górnym zdjęciu, w końcu nam się pokazały w całej okazałości, a słońce zafundowało nam całkiem efektowny zachód nad jeziorem Luttensee. Poranna sesja była bardziej zróżnicowana – było trochę chmur, nieco deszczu, a Alpy na przemian odsłaniały się i kryły we mgle. Frekwencja na wschodach słońca – imponująca! Znacznie gorzej z siłami pod koniec dnia – na wieczorne warsztaty stawiła się niespełna połowa grupy. A jutro znowu ruszamy na plener o szóstej rano.
Zamki, lasy i jeziora Szalonego Ludwika
Bawarska fotowyprawa z miasteczek i wiosek przeniosła się na pałace. Wschód słońca z widokiem na oba zamki Ludwika Szalonego przebiegł zgodnie z planem – pokazało się i słońce, i Alpy (na co rok wcześniej czekaliśmy bezskutecznie). Reszta dnia to krążenie wokół Neuschwansteinu i fotografowanie go z różnych stron (zamek Hohenschwangau też czasem łapał się w kadr).
Było także sporo czasu na fotograficzne spacery po królewskich lasach. Jesień tutaj też prawdziwie królewska, lasy kolorowe, jest gdzie chodzić, więc więc oprócz zamków głównym fotograficznym tematem dzisiaj była złota jesień. Dodatkowe możliwości stwarzało jezioro Alpsee, nad którym położone są zamki. Dobrze wykorzystane silne światło słońca pozwalało multiplikować jesienne barwy, wykorzystywać odbicia do tworzenia fotografii impresjonistycznych i ćwiczeń z kompozycji symetrycznych.
Mimo, że dzień był słoneczny, to zbocza otaczających jezioro wzgórz oraz gęstwina drzew pozwalały na znalezienie obszarów zacienionych, zdecydowanie lepiej nadających się do fotografowania samego wnętrza lasu czy też ćwiczenie rozmazańców – kolejnej impresjonistycznej techniki, tym razem wykorzystującej ruch aparatu dla ucieczki od realizmu.
Urok rżyska pod Alpami
Wyjechaliśmy dzisiaj wcześniej i… po godzinie jazdy stanęliśmy na zaskakujący dla wszystkich plener-niespodziankę! Znaczy – autobus nam się zepsuł. Zatrzymaliśmy się przy bardzo lokalnej drodze, przy rżysku z widokiem na Alpy (widok poniżej). Kierowcy szybko ustalili, że pękła rurka i to akurat żadna z tych, które wożą zapasowe. Całkiem zgodnie z prawami Murphy’ego. No to dzwonimy po warsztatach mechanicznych. Mechanicy w Bawarii mówią w dwóch językach: jednym rodzimym i jednym obcym. Rodzimym jest bawarski, ale jak się skupią, to potrafią też rozmawiać po niemiecku. Leksyka angielska obejmuje „hello”, „thank you” oraz może jakiś refren piosenki, natomiast absolutnie nie pozwala na przyjęcie zamówienia lub chociaż wstępną rozmowę na temat rodzaju uszkodzenia pojazdu. Sytuację uratowała Ewa, która najpierw przez telefon zmuszała mechaników do zadania sobie trudu przejścia ze swojskiej bawarszczyzny na hochdeutch, a później już szło z górki: pierwszy zakład odmówił przysłania pomocy bez przysłania zamówienia za pomocą faksu (akurat nie mieliśmy faksu w autobusie…). Drugi zakład obiecał pomoc, ale jak się zorientował, że chodzi o autobus, a nie o samochód osobowy, to się wycofał. Trzeci przysłał dwóch fachowców od wymiany rurki. Wymiana rurki zakończyła trzygodzinną sesję na rżysku (którą zresztą fotowyprawowa grupa wykorzystała całkiem entuzjastycznie i twórczo).
Z podalpejskiej łąki zdążyliśmy na plener w wąwozie Wimbachklamm. Wąwóz ma nieco ponad 200 metrów długości i zatrzymał grupę na dobre dwie godziny. Te 200 metrów to mnóstwo ściekających po ścianach strumyczków, kamieni wyżłobionych przez nurt płynącego dołem strumienia, kolorowych liści na kamieniach, mchów i głazów. To jest ten typ scenerii, przez który normalny turysta przechodzi w 5 minut, a z której fotografa trzeba wydłubywać po 5 godzinach.
Za górami, za lasami
Za górami i lasami niewiele dziś było widać, bo padał deszcz. Poranny plener przy kościele Maria Gern i z widokiem na Watzmanna odbył się wprawdzie bez spektakularnego wschodu słońca, ale przynajmniej na sucho. Później rejs po Koenigssee odbył się w deszczu, stanowiąc świetną okazję do ćwiczeń z perspektywy powietrznej, jak powyżej. Na wyspie St. Bartholoma lało prawie bez przerwy, ale to nie zniechęcało uczestników fotowyprawy do eksploracji. Dopiero silny wiatr, który zaczął zarzucać wybrzeże wyspy wysokimi falami, zapędził grupę do kawiarni. Chwilę rozpogodzeń mieliśmy podczas sesji przy kościele w Ramsau, ale wieczorny plener nad Hintersee to znowu mieszanka „leje – nie leje”. Słońce już nie wyjrzało, ale przynajmniej otaczające jezioro góry było widać cały czas – przeważnie częściowo przysłonięte chmurami i oparami mgieł, ale nadal fotogeniczne.
Ostatni dzień fotowyprawy do Bawarii postawił przed uczestnikami ostre wymagania, ale to wcale nie zniechęcało do fotografowania. Sił starczyło nawet na wieczorne spotkanie, gdzie wprawdzie dostaliśmy mniej zdjęć do analizy niż wczoraj, ale nadal frekwencja była niezła, a zaangażowanie w dyskusję pełne. Jutro wracamy do Polski, a Bawaria z pewnością pojawi się jeszcze na naszej liście fotowypraw, choć nie nastąpi to za rok.
Uczestnicy fotowyprawy Baśniowa Bawaria 2017
Fotowyprawa do Bawarii 2017 za nami, a powyżej grupowe zdjęcie uczestników tych warsztatów fotograficznych. Więcej fotografii z tej i poprzednich fotowypraw w niemieckie Alpy można obejrzeć w naszej galerii:
https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/bawaria/
Do Bawarii z pewnością wrócimy. Kiedy? Sami jeszcze nie wiemy, ale jak będziemy wiedzieć, to zaprosimy! Dlatego warto zapisać się na listę powiadomień o organizowanych przez nas warsztatach fotograficznych i fotowyprawach.