Druga fotowyprawa na Santorini za nami, zapraszamy na spisywaną na żywo relację z fotograficznego wyjazdu, który miał miejsce na początku maja 2016:
Z zimnej Santorini
W tym roku nasze śródziemnomorskie fotowyprawy okazują się wyjątkowo chłodne. Kwiecień w Toskanii był zimny, teraz na Santorini nie widać śladu po upałach, które mieliśmy rok wcześniej. Za to tym razem mamy mnóstwo chmurek – mniejszych, większych, niekiedy też deszczowych, na szczęście tylko niekiedy. Wymiana zeszłorocznych upałów z bezchmurnym niebem na aktualne kilkanaście stopni i chmury jest korzystna – przynajmniej pod względem fotograficznym. Pierwszy zachód słońca, który fotografowaliśmy w Imerovigli, był niezły, a i wcześniej światło bywało ciekawe.
U góry zachód słońca w kolorach niemożliwych (ale realnych), na dole Santorini w chmurach, czyli zagadka z udziałem światła. Ktoś zgadnie, co to? Bo bynajmniej nie fotomontaż.
Santorini i… nieco Islandii
No i mamy dwie wyspy w cenie jednej. ? Wystarczy półgodzinny rejs statkiem, by z sielskich i idyllicznych miasteczek Santorini przenieść się w surowe klimaty Islandii. Surowość tutaj jest tylko wizualna, bo nadal jest ciepło (a niekiedy nawet za ciepło – słonko już solidnie grzeje w środku dnia). Tutejsza „Mała Islandia” nazywa się Nea Kameni i prezentuje klasyczne wulkaniczne pejzaże nie z tej ziemi. Spękane bryły lawy, przez które próbuje się przedzierać wątła roślinność, imponujący krater, a nawet…
kamienny pelikan pod parasolem (albo królik pod parasolem, tu zdania są podzielone). Pierwotne scenerie nie z tej ziemi dzieli tylko niezbyt szeroki pas wody od mousaki, dolmadesów i vinsanto na każdym rogu. Ech, żeby na Islandii równie łatwo było o tak pyszne jedzenie…
Oia duża i mała
Oprócz Santorini islandzkiej i Santorini w chmurach jest też Santorini klasyczna, a trudno o bardziej klasyczną niż o zachodzie słońca w Oia. Ruiny fortu i okoliczne schody to późnym popołudniem miejsce spotkań połowy obecnych na wyspie turystów. Wszyscy z napięciem, zerkając na zegarki, czekają na moment, gdy słońce zanurzy się w Morzu Egejskim. Gdy doczekają tego fenomenu, biją brawo (słońce z pewnością docenia) i rozchodzą się. Niestety, ostatnio rozchodzi się tylko połowa z nich – reszta (być może w przekonaniu, że skoro statywowcy zostają, to musi być jeszcze coś ciekawego) nadal próbuje robić sobie selfie z kijów (wychodzą raczej czarne, ale to nie zniechęca).
Oprócz fotografowania Oii w sposób klasyczny: zachód nad wiatrakami, popołudnie nad niebieskimi kopułami, domki i schodki z przepływającym opodal żaglowcem itp., można też w tym miasteczku znaleźć sporo motywów geometrycznych, mniej pocztówkowych, ale nadal bardzo greckich w tonacji. Schody i murki dostarczają obfitości linii prostych, a kopulaste lub walcowate dachy to materiał na łuki. No i z tych łuków i prostych można sobie składać dowolną liczbę kompozycji minimalistycznych, czasem monochromatycznych (gdzie indziej tak łatwo o architekturę utrzymaną w wysokiej tonacji?), czasem opartych na zestawieniu barw, np. żółtej ściany i niebieskiego nieba. Wystarczy chodzić i patrzeć.
Santorini mniej znane
Wczorajszy wieczór to oczywiście kolejny zachód słońca nad kalderą – tym razem ponownie w Firze. Spektakularnych baranków na niebie tym razem nie było, za to chmurka wisząca nad horyzontem przefiltrowała blask zachodzącego słońca na tyle, że można było bez żadnych kombinacji z filtrami połówkowymi czy HDR-ami fotografować znikającą za wyspą tarczę słoneczną.
Przed popołudniowo-wieczorną sesją w Firze odwiedziliśmy Messarię – wioskę w centrum wyspy (o ile można mówić o centrum przy szerokości lądu poniżej 10 kilometrów), zamieszkaną przez cały rok, a nie tylko w sezonie turystycznym. Turyści tam nie zaglądają, więc dla mieszkańców byliśmy atrakcją dnia, zwłaszcza że zachowywaliśmy się dziwnie, obfotografowując cerkiewną dzwonnicę, bramy, uliczki, schody, a nawet dalmatyńczyka na tych schodach. Z pewnością pozostawiliśmy wrażenie przybyszy, którzy u siebie w domu nie mają ani schodów, ani dalmatyńczyków.
Zaraz ruszamy na ostatnią sesję – popołudniowo-wieczorny drugi plener w Oia, a później ostatnia kolacja z mousaką, keftedesami, dolmadesami i saganaki. Następny świt przywitamy już na lotnisku, później jeszcze przesiadka w Atenach i do domu.
…a później wróciliśmy szczęśliwie do Polski, przywożąc bagaże, zdjęcia i wspomnienia. Więcej zdjęć z tej i wcześniejszych spotkań z Santorini można obejrzeć u nas w portfolio:
www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/santorini/
Miłego oglądania! 🙂 A poniżej uczestnicy tej fotowyprawy.