Wróciliśmy do Sakartwelo! Prawie dwa tygodnie września spędziliśmy w kraju, który my nazywamy Gruzją, anglosaska część świata – Georgią, a sami jego mieszkańcy nie lubią żadnej z tych nazw i swoją ojczyznę nazywają Sakartwelo. Jak zwał, tak zwał – kraj jest piękny i – niezależnie od różnic językowych wart odwiedzenia po raz kolejny. Po raz pierwszy byliśmy już tam w 2013 roku i program drugiej fotowyprawy był podobny, tylko dłuższy o dwa dodatkowe dni na Kaukazie: drugi dzień w Uszguli i drugi w Stepancmindzie. A jak było w 2013 roku, można przeczytać w naszej relacji. Zapraszamy też do obejrzenia zdjęć z obu gruzińskich fotowypraw:
https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/gruzja/
A poniżej zapraszamy do lektury zebranej relacji na żywo, którą pisaliśmy w trakcie trwania fotowypray i zamieszczaliśmy na blogu.
Eklektyczne Tbilisi
Fotowyprawę do Gruzji zaczęliśmy od krótkiej wizyty w Kijowie, ale już jesteśmy po całym dniu fotografowania Tbilisi. Dla miłośnika architektury stolica Gruzji jest jak cukiernia dla łasucha: średniowieczne kamienne cerkwie sąsiadują z nowoczesnymi budynkami ze szkła i stali, drewniane, rzeźbione balkoniki wiszą nad pseudoklasycystycznym pałacem prezydenckim, a obok średniowiecznego mostu brzegi Kury spina stalowo-szklana konstrukcja nazywana przez miejscowych „Always”. Dużo nowych budynków, ale co nie jest nowe, to jest bliskie ruinie. W centrum miasta można znaleźć najróżniejsze style architektoniczne, ale, co dziwne, nie gryzą się one ze sobą i nie robią wrażenia kakofonii. Egzotyka, ale nie chaos.
Jak często się zdarza na fotowyprawach, trafiła nam się niespodzianka, tym razem w formie ślubu tradycyjnie ubranej pary w katedrze Cminda Sameba. Cała grupa spontanicznie włączyła się do sesji ślubnej – powyżej panna młoda na schodach katedry. Poniżej wieczorny widok na Tbilisi z Always, odkurzaczem i pałacem prezydenckim.
Gruzja na okrągło
Gruzini lubią w architekturze dwie rzeczy: pierwsza to podświetlenia, które sprawiają, że po zmroku miasta wyglądają jak choinki. Druga to koła i łuki. Wydawałoby się, że secesja trwa tutaj od zawsze i nigdy się nie skończyła. Budynki często są zakończone półokrągło, a nawet jeśli bryła jest normalna, czyli kanciasta, to przynajmniej wszechobecne balkoniki mają ozdobne, łukowate wykończenia. Kościoły są zbudowane na planie krzyża równoramiennego, więc są kanciaste – z zewnątrz. Od środka wygląda, jakby sklepienie składało się ze sklejonych ze sobą półkul. W końcu przecież, koło to kształt idealny.
U góry fragmenty dwóch kół z kościoła monastyru Gelati, a u dołu połączenie ideałów, czyli efektownie oświetlone koło w Batumi.
Z Batumi do Swanetii
Wczoraj po porannej sesji nad Morzem Czarnym i przedpołudniowej wizycie w ogromnym ogrodzie botanicznym w Batumi ruszyliśmy do Swanetii. Droga usatysfakcjonowałaby każdego miłośnika górskich serpentyn i jazdy skrajem urwiska, ale czekała nas jeszcze niespodzianka. Na 80 kilometrów przed celem podróży trafiliśmy na blokadę tunelu. Kilkudziesięciu Swanów w asyście równie licznych policjantów prowadziło akcję protestacyjną na jedynej drodze prowadzącej do Mestii. Po godzinie czekania porzuciliśmy autobus i ruszyliśmy pieszo przez tunel. Po drugiej stronie czekaliśmy na samochody, które miały po nas przyjechać z Mestii. Zanim się jednak doczekaliśmy samochodów, przyjechał po nas nasz autobus, bo Swanowie na ten dzień prostest zakończyli i odblokowali tunel. O północy byliśmy już po kolacji i mieliśmy całe 5 godzin snu przed poranną sesją z widokiem na Uszbę. Widok na Uszbę następnym razem – zapewne za kilka dni, bo zaraz ruszamy na dwa dni do Uszguli, gdzie są piękne kamienne wieże, ale raczej nie spodziewamy się internetu. Ciąg dalszy relacji z pewnością nastąpi – prędzej lub później.
Uszguli – wioska z innego czasu
Dwa dni w Uszguli to dwa wschody i dwa zachody słońca. Zachody są tam bezdyskusyjnie lepsze niż wschody, bo choć rano widać masyw Szchary, to tylko wieczorem są chmurki podświetlane przez niskie słońce. Poniżej zachód słońca nad Uszguli, w tle prawie widać Szcharę.
Uszguli się zmienia, na szczęście w dobrą stronę. Kamienne wieże są odbudowywane, a nad częścią wioski patronat objęło UNESCO, co daje nadzieję, że wioska zachowa swój charakter. Jednocześnie mieszkańcy inwestują w poprawę infrastruktury turystycznej i chyba już każde obejście jest „guesthousem”, do którego zapraszają turystów miejscowe dzieci. Nadal jednak można przejść strumień przepływający przez Uszguli przez „most na winie”, czyli kładkę zbudowaną ze wszystkiego, co się budowniczym nawinęło pod rękę: gałęzi, kamieni, kawałków plastiku, a nawet sporych drzwi. Poniżej zdjęcie zrobione z ganku domu gościnnego „Riho”, gdzie mieszkaliśmy – wczesny poranek, więc w tle widać szczyt Szchary.
My już wróciliśmy do Mestii, skąd zaraz ruszamy na zachód słońca z widokiem na Uszbę. Poniżej Uszba o wschodzie słońca sprzed trzech dni, czyli z porannej sesji nad Mestią.
I jeszcze zdjęcie grupowe uczestników fotowyprawy do Gruzji 2015, wykonane podczas bardzo porannej sesji pod kościołem Cminda Sameba, w tle widać Kazbek.