Transylwania – 17-23 V 2014

W 2014 roku nasza majowa fotowyprawa skierowała nas do Transylwanii i Maramureszu. Wampirów nie spotkaliśmy, choć podejrzewamy, że przestawiły się na żywienie asfaltem, co tłumaczyłoby fatalny stan rumuńskich dróg. I choć przejazdy trwały dłużej niż przewidywaliśmy, to zdążyliśmy na piękne wschody i zachody słońca wśród warownych kościołów, rzeźbionych bram i transylwańskich pejzaży.

 

Tokaj w Tokaju, mgły w Maramureszu

Tokaj, Węgry

Zanim dotarliśmy do Vadu Izei, wpadliśmy do piwnic w Tokaju. Z piwnic udało się wydostać, choć łatwo nie było, bo rzędy beczek z winem i sterty butelek z winem solidnie wciągnęły grupę. Trzy poziomy, ponad kilometr korytarzy i co chwila rozlegające się pikania samowyzwalaczy. Po półtorej godzinie udało się wszystkich fotowyprawowiczów wydłubać z mrocznych zakamarków i zabrać na zupę gulaszową. Później jeszcze kilka godzin rollercoastera (drogi w Maramureszu bardzo potrzebują unijnego dofinansowania) i już, o 2 w nocy, jesteśmy w Vadu Izei (najlepszy pensjonat i najbardziej życzliwa i pomocna gospodyni w dotychczasowej historii fotowypraw: Pensiunea Ardelean).

Następny dzień to wesoły cmentarz, odjechane drewniane bramy (i w ogóle imponująca drewniana architektura) oraz mgły o wschodzie słońca. Kto wstał, ten widział, kto nie wstał, ten się wyspał.

Mgły Maramureszu, Rumunia

 

Przyspieszone przemijanie

Rumunia

Do Maramureszu pojechaliśmy fotografować drewniane domy, mieszkańców chodzących w ludowych strojach i miejsca, gdzie czas zatrzymał się gdzieś na początku zeszłego wieku. To wszystko tam jest – jeszcze. Jest jednak inaczej, niż było jeszcze kilka lat temu i z pewnością inaczej, niż będzie to wyglądało za kilka lat. Owszem, łatwo znaleźć tradycyjne domy, ale coraz częściej sąsiadują one z nowoczesnymi willami. Zdobione drewniane bramy widać często, ale najbardziej efektowne z nich stoją przed pensjonatami. Wśród ludzi wychodzących z kościołów widać ludowe stroje, ale już teraz trzeba je wyławiać wzrokiem spośród mieszkańców ubranych całkiem współcześnie. Spotykaliśmy drewniane wozy, ciągnięte przez konie – wyprzedzał je strumień samochodów.

Rumunia się gwałtownie modernizuje, a tradycja w szybkim tempie zmienia się w skansen i cepelię, ograniczone do turystycznych enklaw. Trudno się dziwić, że mieszkańcy Maramureszu i Transylwanii chętnie zamieniają pracę motyką i kosą na wygody nowoczesności. Kto jednak chciałby tu przyjechać i oglądać świat zatrzymany w czasie, to już się spóźnił. Tutaj czas ostro przyspieszył i sielankowa Arcadia zostanie tylko w postaci marketingowego wabika.

brama, Maramuresz, Rumunia

 

Prawdziwy zamek, taki jak z bajki

Hunedoara, Rumunia

Gdybym miała sobie wyobrazić zamek, właśnie tak by wyglądał. Mieszanina zdobionych wież i wieżyczek w różnych kształtach, daszki, przypory, kolumny i kolumienki, połączenie solidności kamienia z fantazją dziecięcego rysunku. Zamek bardzo  prawdziwy, bo wygląda jak z bajki. Taka budowla stoi w Hunedoarze, dziś spędziliśmy w niej dwie godziny z aparatami w rękach i na statywach.

To ciekawe, jak bardzo wyobrażenia wpływają na postrzeganie świata. Mamy w głowie gotowe obrazy i najpierw zauważamy to, co im odpowiada. Potem to, co do nich stanowczo nie pasuje. Rzeczy neutralnych, które ani się z wyobrażeniem nie kłócą, ani nie są jego częścią, nie widzimy prawie wcale. No chyba, że się o nie potkniemy.

I jak tu pokazać na zdjęciach rzeczy takie, jakimi są naprawdę, skoro najprawdziwsze wydaje się to, co wyobrażone?

 

Panorama zamiast

Hunedoara w podczerwieni, Rumunia

Serię ujęć do złożenia panoramy przeważnie robi się, gdy chce się pokazać kompozycję bardzo szeroką (lub bardzo wysoką). Nietypowe proporcje kadru to jednak nie jest jedyne uzasadnienie, by zrobić kilka ujęć do późniejszego złożenia. Są jeszcze dwa inne powody.

Powyższe zdjęcie to właśnie panorama. Nie wygląda? Owszem, ma „normalne” proporcje mniej więcej 3:2. To po co panorama? Zdjęcie było zrobione starym kompaktem przerobionym tak, aby dobrze rejestrował podczerwień. I jak to stary kompakt – jego obiektyw jest szerokokątny w stopniu bardzo umiarkowanym. Jak wygląda maksymalne pole widzenia, możecie zobaczyć przy poprzedniej notce, gdzie jest ten sam zamek w Hunedoarze na pojedynczym, najszerszym ujęciu. Powyżej mamy kadr złożony z sześciu zdjęć – trzy górne i trzy dolne. Dzięki temu ujęcie jest znacznie szersze – i to jest pierwszy z dodatkowych powodów do robienia panoram. Zamiast zmieniać obiektyw na szerszy (albo gdy po prostu nie mamy szerszego obiektywu), możemy zrobić dwa lub więcej zdjęć i poszerzyć pole widzenia. To jest panorama zamiast kupowania nowego obiektywu.

Drugi powód to większa rozdzielczość, jaką dostaje się po złożeniu kilku ujęć. Szczególnie efektywne jest to przy tworzeniu panoram mozaikowych, czyli właśnie robieniu zdjęć składowych w kilku rzędach. Tutaj z 5 megapikseli zrobiło się prawie 19, ale górnej granicy nie ma. I to drugi powód „zamiast”: panorama zamiast kupowania aparatu o wyższej rozdzielczości.