Foto Military 2012 – 12-14 lipca 2012

W połowie lipca grupa czytelników DFV odbyła podróż w czasie – przenieśliśmy się z aparatami w czasy wielkich konfliktów zbrojnych, sięgających od wojny secesyjnej aż po Wietnam i Afganistan. Był to po części teatr, po części żywe muzeum, a także lekcja historii.

 

 

Setki żołnierzy, dziesiątki pojazdów, w tym czołgi i działa samobieżne, a do tego kawaleria – i w środku tego prawie 50 miłośników fotografii. Tak wyglądała zupełnie nierzeczywista rzeczywistość zlotu grup rekonstrukcyjnych i historycznych Strefa Militarna 2012 w Podrzeczu koło Gostynia. Dla miłośników reportażu, portretu, ale także fanów inscenizacji historycznych było to niezwykłe i bardzo intensywne doświadczenie. Tyle tematów dookoła, tak mało czasu!

 

 

Ochotnicy wystąp!

Trzeba przyznać, że ochotników do udziału w warsztatach Fotomilitary było nadspodziewanie dużo. Zgłosiło się ponad 200 chętnych, a miejsc było zaledwie 30. Sławek Skalski, który był organizatorem Fotomilitary, dokonał jednak cudu i te 30 miejsc rozszerzył do 46. Formalnie byliśmy jedną z grup rekonstrukcyjnych, a dzięki temu mieliśmy wstęp prawie wszędzie – z wyjątkiem okolic, z których wyganiali pirotechnicy.

 

Nasze fotograficzne wszędobylstwo było tym łatwiejsze, że nocowaliśmy na terenie Strefy Militarnej, śpiąc w wojskowych namiotach na łóżkach polowych i zażywając przyjemności wojskowej toalety. Dzięki temu mogliśmy uczestniczyć w wydarzeniach od świtu do zmroku (a niektórym zaangażowanie nie słabło także głęboko w nocy, gdy wzięli udział w tajnej operacji Napalm Beach Party). Choć same pokazy i inscenizacje były imponujące, to moim zdaniem najbardziej owocny czas był przed i po oficjalnych prezentacjach. To wtedy można było spokojnie pogadać z rekonstruktorami, pofotografować bez pośpiechu, nie martwić się o tłumy widzów, które na teren Strefy Militarnej miały wstęp tylko w określonych godzinach.

 

 

Wybierz sobie obiektyw

Współorganizatorem Fotomilitary był sklep fotograficzny Foto-Master z Wrocławia, który jest również autoryzowanym Sigma Pro Centrum. Dzięki temu uczestnicy warsztatów mieli bezpłatny dostęp do bogatej oferty obiektywów Sigma – od rybich oczu (na miejscu było kilka modeli zarówno prostokątnych, jak i kolistych, przeznaczonych i dla aparatów APS-C, i pełnoklatkowych) aż po gigantyczny supertelezoom 300-800/5.6 EX DG APO HSM (nie działa z Nikonem D7000, za to bez problemu współpracuje z D3s i D800). Największym powodzeniem cieszyły się jednak mniej ekstremalne teleobiektywy: 70-200, 50-500, 120-400 i 150-500.

 

Na zaproszenie organizatorów na Fotomilitary przyjechał dystrybutor kamer Hero i Hero2 firmy GoPro – urządzeń popularnych wśród miłośników sportów ekstremalnych. Nasza grupa mogła nie tylko wypożyczyć trzy z tych kamer, ale dystrybutor proponował nawet zawody w…. rzucaniu Hero2. Znalazły się jednak bardziej kreatywne zastosowania tej wyjątkowo odpornej kamery – m.in. jedną miał przypiętą do hełmu podczas pokazu kawalerzysta, drugą… jego koń.

 

 

Lekcja historii na żywo

Rekonstrukcje historyczne to nie „przebieranki” do „zabawy w wojnę”, tylko starania o jak najwierniejsze odtworzenie realiów historycznych w warstwie materialnej. Jak bezkompromisowe mogą być te starania, pokazują kopie czołgów i pojazdów opancerzonych, z ogromną „Panterą” włącznie! A wszystkie te maszyny jak najbardziej sprawne i jeżdżące!

 

Za jedną z takich odtworzonych maszyn, niemiecki opancerzony wóz rozpoznawczy Sd.Kfz. 222, Stowarzyszenie Miłośników Militariów „WEST” z Wolsztyna otrzymało nagrodę od firmy FujiFilm Polska. Warto jeszcze dodać, że grupa „WEST” w tym roku przygotowała także ekspozycję rowerów używanych przez armię niemiecką w czasie II wojny światowej, a także perfekcyjnie zrekonstruowała szpital polowy, bogato wyposażony z narzędzia chirurgiczne, medykamenty i inny sprzęt medyczny.

 

 

Autentyki w cenie

Pierwszego dnia Fotomilitary wszędzie wrzała praca przy okopach, umocnieniach, a nawet betonowych bunkrach (z pracowicie malowanej tektury). Wystarczyło przejść parę kroków, żeby z zimowych (pokrytych malowanym śniegiem) okopów Wehrmachtu przenieść się do wietnamskiego obozu amerykańskich spadochroniarzy czy obozowiska żołnierzy i traperów z wojny secesyjnej. Można tu było docenić włożony nakład pracy, bo postarano się nie tylko o zgodną z historycznymi realiami broń i mundury, ale nawet wyposażenie biwakowe. Wiedza historyczna, która rosła z każdą rozmową z uczestnikiem Strefy Militarnej, także pomagała robić lepsze zdjęcia, bo lepiej rozumieliśmy co fotografujemy.

 

Z dyskusji z rekonstruktorami wynikał zresztą krzepiący dla nas, fotografów, wniosek, że fotografia to jednak tanie hobby. Gdy cena autentycznych elementów umundurowania może iść w tysiące dolarów (a nie wspominamy w ogóle kosztów budowy repliki pojazdów pancernych), to wówczas nawet najdroższe aparaty i obiektywy wydają się całkiem przystępne.

 

 

Bitwy i potyczki

Prezentacje nie ograniczały się do dioram, ale obejmowały także dynamiczne inscenizacje: bitwy z udziałem pojazdów i koni, pokazy musztry czy użycia sprzętu. Uczestnicy warsztatów Fotomilitary byli tutaj w nieco lepszej sytuacji niż publiczność, bo fotografowaliśmy sprzed linii oddzielającej widzów od akcji, ale i tak nie było łatwo, nie tylko ze względu na bardzo pilnujących porządku ochroniarzy we wściekle pomarańczowych kamizelkach.

 

 

Fotograficzne wyzwania

Rekonstruktorzy byli bardzo przyjaźni wobec fotografów, nie tylko chętnie pozowali, ale także aktywnie współpracowali przy tworzeniu interesujących kadrów. Jeśli na widok obiektywu ludzie w mundurach wykonywali przeczący gest dłonią czy kręcili głową, to tylko po to, żeby dać im chwilę czasu na… uporządkowanie inscenizacji. Gdy tylko z okolicy uprzątnięte zostały wszystkie plastikowe, współczesne przedmioty – scena była nasza.

 

Mimo to o dobre fotografie nie było łatwo. Głównym problemem było znalezienie eleganckiego, a przynajmniej neutralnego tła. W trakcie pokazów na tzw. małej arenie tym tłem były do wyboru: wóz straży pożarnej, szereg toi-toi albo płot, za którym stali pstrokato ubrani gapie. Zgranie dobrego pierwszego planu z eleganckim tłem wymagało nieustannej czujności i – zwłaszcza przy dynamicznych pokazach – refleksu. Trochę można się było ratować teleobiektywami i płytką głębią ostrości, ale i to nie zawsze wystarczało. W przypadku kadrów nie do powtórzenia, w których drugi plan nie jest udany, można zawsze ratować się konwersją do czerni i bieli lub stylizacją na retro sepię. Tym cenniejsza była więc możliwość współpracy z inscenizatorami i pozowania ich.

 

 

Praktyczne ćwiczenia z fotoreportażu

Te kilka lipcowych dni (i nocy) były jak wyprawa wehikułem czasu. Spartańskie warunki noclegowo-sanitarne jeszcze zwiększały wrażenie przeniesienia do innej rzeczywistości. Jednocześnie jednak było to dla nas święto fotograficzne – to na zdjęciach koncentrowały się wszystkie dyskusje, to ciekawe kadry, dobrze trafione ujęcia, szczególnie interesujące inscenizacje i malowniczy wojacy byli obiektem zazdrości, ale też przyjacielskich porad, pomagających znaleźć szczególnie interesujące miejsca i ciekawie wyglądających rekonstruktorów. Wielkie brawa należą się Sławkowi Skalskiemu i Mariuszowi Kempie ze sklepu Foto Master za organizację warsztatów Fotomilitary.

 

 

  1. Świetna, wyczerpująca recenzja z naszych warsztatów! I świetne zdjęcia! Tak było. Ja osobiście w takich okolicznościach znalazłem się pierwszy raz tzn. nie jako widz, a właśnie uczestnik – od środka. Daje to nieporównanie większe możliwości fotograficzne. Można np. zrobić świetny reportaż z życia obozu, jakieś detale, klimaty, fajne portrety (do których trzeba czasu i spokoju). Rekonstruktorzy są także o wiele lepiej nastawieni do prawdziwie zainteresowanych, tak jak my, uczestników, którzy solidarnie z nimi „cierpią” trudy obozu, niż do przypadkowych gapiów. Jakiś rodzaj „korby” nas przecież łączy 😉
    Z pewnością nie wykorzystałem wszystkich możliwości fotografowania, jako żółtodziób w takich zlotach. Następnym razem pójdzie o wiele lepiej 🙂

    PS. Jeszcze jedna refleksja: czuję, że zaciągnąłem pewien dług u tych ludzi ze wspaniałą pasją. Chętnie bym go jakoś „spłacił”, np. przekazując zdjęcia z prawami autorskimi zainteresowanym (jeśli by ktoś je zachciał…)

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *