Zima w Pradze – 4-6 lutego 2011

Złote miasto nad Wełtawą, dziewiętnastu maniaków fotografowania, kłęby dymu z rozgrzanych migawek, klekot luster aparatów i wspaniałe kadry na każdym kroku. Tak wyglądały pierwsze zorganizowane przez nas zagraniczne warsztaty.

 

 

Dlaczego doba ma tylko 24 godziny? Zrobiliśmy, co się dało, żeby jednak czas rozciągnąć i spędzić go na praskich ulicach jak najwięcej. Trzy dni – od 4 do 6 lutego – minęły z szybkością błysku flesza. Najbardziej intensywnym dniem była sobota, gdy opuściliśmy hotel kwadrans po szóstej rano, a wróciliśmy po przeszło 13 godzinach. A w niedzielę nawet bezczelnie wydłużyliśmy warsztaty o godzinę. Choć aby zobaczyć i sfotografować wszystko, co było warte wciśnięcia migawki, musielibyśmy przeciągnąć zajęcia o co najmniej dwa tygodnie.

 

 

Z zapowiadanych trzech wieków Pragi – gotyk, barok, secesja – zrobiło się znacznie więcej, bo nasz cicerone Włodek „Sewo” Krajewski (z zawodu przewodnik po Pradze – www.krajewska.xf.cz ) pokazał nam też Pragę kubistyczną, modernistyczną i wiele innych jej twarzy. Niezwykle interesujące opowieści Włodka stawiały nas cały czas przed dylematem: słuchać czy robić zdjęcia? A było co fotografować, bo oprócz Hradu i Mostu Karola zwiedziliśmy cmentarz na Wyszehradzie, postmodernistyczny kościół oraz wieżę telewizyjną z łażącymi po niej dziećmi na Winohradach, panoramowaliśmy miasto spod Hanavskiego Pawilonu, fotografowaliśmy dzielnicę żydowską i współczesne pasaże handlowe czy wcale nie mniej interesujące stacje metra. Samo wymienianie miejsc, w których byliśmy, trochę by zajęło, bo też i spędziliśmy na nogach łącznie ponad dobę! Chyba nieźle jak na warsztaty, które oficjalnie zaczęły się w piątek w południe, a zakończyły w niedzielę o 17.

 


Nasz nieoceniony przewodnik Włodek Krajewski – bez niego zobaczylibyśmy może połowę tego, co zobaczyliśmy, a i to nie wiedzielibyśmy, co widzimy.

 

Architektura i… problemy

 

Warsztaty tym razem miały charakter bardziej plenerowy niż jakiekolwiek poprzednie. Trudno się jednak dziwić, że spędzaliśmy na malowniczych uliczkach zdecydowanie więcej czasu niż na dyskusjach i prezentacjach w sali. Nie znaczy to jednak, że dyskusji nie było. Toczyły się one po drodze, w trakcie spacerów, gdy zatrzymywaliśmy się rozstawiając statywy i właściwie w każdej chwili wolnej od snu. „Męczyliśmy” też uczestników wieczornymi spotkaniami po zakończeniu codziennych spacerów.

 

 

Tematem warsztatów była oczywiście architektura, której perełek i arcydzieł Praga jest pełna. Ale tematem także były problemy techniczne, na jakie można natrafić przy dokumentowaniu budowli, jak również oczywiście sposoby radzenia sobie z nimi – tak na etapie fotografowania, jak i obróbki. Te kłopotliwe sytuacje to oczywiście brak miejsca, by objąć budynek, walące się ściany przy podnoszeniu obiektywu, ale także kwestie związane z ograniczeniami rozpiętości tonalnej. Ćwiczyliśmy też sztukę walki z innymi ograniczeniami sprzętu, nie zaniedbując ćwiczeń z pomysłowości, kompozycji i estetyki. A w kuluarowych rozmowach dominowały tematy związane z wiernym odwzorowaniem kolorów na wydrukach, kalibracją i kosztami eksploatacyjnymi drukarek.

 

123 megapiksele

Megapikseli można mieć tyle, ile się tylko chce – przynajmniej przy statycznych scenach, a do takich należy architektura. Panoramy liniowe i mozaikowe pozwalają stworzyć kadr o dowolnych proporcjach i szczegółowości ograniczonej jedynie cierpliwością fotografa i… przejrzystością powietrza. To właśnie ten ostatni czynnik ograniczał efektywną rozdzielczość praskich panoram, wykonywanych z malostrańskich wzgórz. Jedna z takich wykonanych wówczas panoram ma rozdzielczość 123 megapikseli (19 tysięcy punktów na 6,5 tysiąca). Jej miniaturkę – na potrzeby druku zmniejszoną do nędznych 30 megapikseli – można zobaczyć w marcowym wydaniu miesięcznika Digital Foto Video. Oryginalne sto kilkadziesiąt megapikseli wymagałoby papieru o długości przeszło 1,5 metra i szerokości pół metra – przy zachowaniu gęstości 300 dpi. Szczegółowość jest taka, że można ustalić kolor kurtek turystów przechodzących przez Most Karola. W tej sytuacji mogę jedynie zacytować radiowych sprawozdawców: „Szkoda, że Państwo tego nie widzą”.

Dodam, że zrobienie tej panoramy nie wymagało żadnego wyrafinowanego sprzętu ani specjalistycznych głowic. Wystarczył statyw, teleobiektyw i głowica zupełnie niespecjalistyczna, bo kulowa (powinna być przynajmniej 3D, ale jak widać i bez tego się da). No i później trochę czasu poświęconego na poskładanie tego monstrum za pomocą PTGui czy darmowego Hugina.

Panoramy mozaikowe to jednak nie tylko sposób na podnoszenie rozdzielczości, ale także metoda uzyskania materiału wyjściowego do późniejszego prostowania budynków, bo ta operacja mocno upośledza jakość, więc dobrze jest zrobić sobie zapas rozdzielczości. Okazji do ćwiczenia tworzenia panoram nie brakowało.

Rozpiętość tonalna jaka chcesz

Przy użyciu dowolnego aparatu za pomocą składania panoram można uzyskać zupełnie dowolną rozdzielczość zdjęć, ale także zupełnie dowolną rozpiętość tonalną. Ta ostatnia kwestia okazała się szczególnie istotna przy porannej sesji na Wieży Staromiejskiej, wznoszącej się nad wschodnim wejściem na Most Karola. Dzięki naszemu przewodnikowi mogliśmy na nią wejść i robić z niej zdjęcia o wschodzie słońca – od godziny 7 rano (normalnie wieża jest udostępniona dla turystów od godziny dziesiątej). O ile fotografowanie w kierunku mostu, czyli ze słońcem w plecy, nie nastręczało wyzwań technicznych, o tyle w drugą stronę – był problem. Istnienie problemu nie stanowiło niespodzianki. Wschody słońca zawsze są trudne do zarejestrowania. W mieście nie bardzo da się korzystać z filtrów połówkowych – bo wystające wieże i dachy uniemożliwiają ustawienie linii prostej, która stanie się granicą podziału między jasną i ciemną częścią filtra. Zostaje wykonanie kilku ekspozycji z różnymi czasami naświetlania, a później poskładanie tego w programie do HDR-ów.

 

Szybkie HDR-y z ręki

Zadanie niby oczywiste, w wersji „wieżowej” wiązało się z dodatkowymi wyzwaniami. Przede wszystkim nie bardzo się dało rozstawić statyw. Owszem, miejsce na trójnóg było, zwłaszcza że nasza grupa miała wieżę tylko dla siebie, ale kłopot był z barierkami – bardzo eleganckimi, kamiennymi i dla bezpieczeństwa wysokimi. Trudno było tak skomponować kadr, żeby nie były widoczne. Rozwiązanie? HDR z ręki. Oczywiście mowy nie było, aby ręcznie zmieniać parametry ekspozycji między zdjęciami składowymi – szanse na ustawienie z ręki identycznego kadru trzy razy byłyby dość niewielkie. Co więc? Połączenie bracketingu i szybkiego trybu seryjnego pozwoliło wykonać identyczne kadry, różniące się tylko czasem naświetlania. Oczywiście pewnym wyzwaniem było utrzymanie z ręki ekspozycji najdłuższej – mającej naświetlić najciemniejsze obszary zdjęcia – ale czasy nie były ekstremalnie długie, a do tego można się było oprzeć o barierkę.

Co z tego wynikło? To pokazywała Ewa podczas wieczornej sesji dyskusyjnej, prezentując jak różne efekty z tych samych zdjęć składowych można uzyskać za pomocą różnych ustawień w programach do składania HDR-ów, a także używając różnych programów. Zdjęcie poniżej to właśnie taki „szybki HDR”.

 

Na obiedzie u Starej Pani

Pogoda nam sprzyjała. O ile w piątek było jeszcze chłodno, to z każdym dniem robiło się cieplej i w niedzielę panował już niemal upał – przynajmniej jak na luty, bo temperatura dochodziła do 10 stopni Celsjusza. Co istotne, ani razu nie padało, więc niepotrzebne były żadne zabiegi chroniące sprzęt. A co najważniejsze – mieliśmy światło! W piątek było pochmurno, co akurat sprzyjało fotografowaniu architektonicznych detali w miękkim, rozproszonym świetle, aczkolwiek należało wówczas unikać umieszczania w kadrze nieba. Za to już następnego dnia od rana mieliśmy idealną pogodę na wschód słońca – trochę pierzastych chmurek nad horyzontem i piękne, ostre słońce. W ostatni dzień warsztatów od samego rana było ciepło i słonecznie.

Częścią ekspedycji były przygody kulinarne: na pochwałę zasłużyła restauracja „U Stare Pani”. Nie polecamy za to hotelu „Alia”, w którym mieszkaliśmy – przynajmniej dopóki nie zmieni się cwaniakowaty właściciel.

 

Ciąg dalszy nastąpi?

Trzy, nawet tak intensywne dni, to stanowczo zbyt mało, by zobaczyć i sfotografować wszystko, co oferuje Złota Praga. Przywieźliśmy wiele wspaniałych kadrów, ale ile ich jeszcze czeka na umiejętnie skierowany obiektyw? Część uczestników warsztatów jeszcze na miejscu deklarowała chęć udziału w powtórce. Czy wrócimy na jesieni do Pragi? Czemu nie, jeśli tylko będzie zainteresowanie.

 

  1. Wróciliśmy pełni wrażeń i pełni Gb pikseli.
    Pogoda była niecodzienna. Sobota i niedziela to kwiecień w lutym i lutowy brak turystów! W Pradze byłem po raz piąty. Takich pustek na ulicach nie widziałem nigdy, co osobę fotografującą cieszy wyjątkowo.
    Wejście na Wieżę Staromiejską przed wschodem słońca to było coś!
    Stolica Czech stanowczo za duża jak na trzydniowy plener.
    Sewo – gawędziarz pierwszej klasy.
    Osobiście na hotel nie narzekam. Nie zostałem przydzielony do pokoju dla narzeczonych 😉
    Czeskie piwo klarowne, przez co limity dyfrakcyjne trudno osiągalne 😉
    Towarzystwo i kierownictwo tego fotozamieszania bardzo sympatyczne.
    Do zalet takich zlotów, poza wszystkim innym, należy możliwość porównania własnych mniej lub bardziej udanych prób uchwycenia charakteru miejsca, z osiągnięciami innych uczestników.
    Wszystkim uczestnikom należą się oklaski. Organizatorom i Sewo – wyjątkowo gromkie.
    Czekamy na następne warsztaty. A apetyty rosną 🙂

  2. Podzielam w pełni entuzjazm Andrzeja, mimo małżeńskiego łoża 🙂
    Wyjazd fantastyczny, towarzystwo przednie, Praga cudowna, a organizatorzy zdali egzamin na 5 (mały minusik, jak to na dfv piszą, za te łoże ;p)

    Trzymam za słowo, co do jesiennej Pragi.

  3. Miło się znaleźć w takim towarzystwie! Zgraliśmy się na tyle, że łoża małżeńskie to nie problem 😉 Docinamy sobie nawzajem żartobliwie, także na forum, czasem chodzimy „na wagary” z zajęć przy herbacie (herbata w Pradze!!! :-?), ale już stanowimy zgraną pakę, którą nie tylko łączą zainteresowania fotografią. Warsztaty bardzo udane! Tylko nie bardzo zimowe; pogoda wiosenna, a nastroje bardzo cieplutkie. Byłem dopiero na drugich warsztatach, ale z pewnością pojadę na następne. Organizatorzy spisali się wspaniale, nie tylko chodzi o program stokrotnie lepszy od każdej wycieczki. Szczególne brawa dla Włodka Krajewskiego. Sewo to fotograf – przewodnik – tłumacz, dla nas połączenie na wagę złota! I twardy facet, dzielnie znosił grypę i gorączkę w ostatni dzień, o której nic nie mówił, bo programu nie chciał nam zepsuć. Bywałem na różnych kursach, plenerach – nawet miłych, ale takiej fajnej atmosfery, jak robią Piotr i Ewa to nigdzie nie znalazłem. Przede wszystkim nie idą na łatwiznę, tworzą program bardzo wszechstronny, a przy tym cały czas dzielą się swą nieprzebraną wiedzą fotograficzną. Ja bardzo skorzystałem na „indywidualnych konsultacjach”. Naprawdę można ich zapytać o wszystko i człowiek nie wstydzi się, że ma problem z prostym zagadnieniem fotograficznym. A przy tym nic na siłę, ten luz jest też potrzebny, daje właściwe podejście do fotografii, właściwe hobbystom . Fajna zabawa, a przy tym naturalna mobilizacja, pozwalająca robić coraz lepsze zdjęcia.
    Dzięki wszystkim i do zobaczenia!

  4. no to.. ja też się przyznam .. jestem uzale.. tfu! interesuję się fotografią .. mazowieckie .. D.Kotowski
    😛

  5. Jestem fotomaniakiem – jak z tym sobie poradzić?
    „Foto, pozwól żyć” parafrazując znane zawołanie. Tylko wstąpienie do towarzystwa AF (Anonimowych Fotomaniaków), może to wyleczyć. :-(((

  6. Ooops, to następne warsztaty będą tak wyglądały? Krzesełka w kółeczko i po kolei:
    X:
    – X fotomaniak…
    Grupa AF
    -witamy cię i wspieramy:)
    Y:
    – Y fotomaniak…
    Grupa AF
    -witamy cię i wspieramy:)
    Z:
    – Z fotomaniaczka ….
    Grupa AF
    -witamy cię i wspieramy:)
    No No 🙂

  7. A ja to myślę tak …..|CIESZ SIĘ KAŻDYM ZDJĘCIEM , KAŻDYM UJĘCIEM a wiedza z książek przyjdzie kiedyś sama …
    Czuj czuj czuwaj ;-))))

  8. Świetne fotki, jestem bardzo często w Pradze. Oprowadzam turystów, którzy chcą zwiedzać Pragę z pasją. W międzyczasie ciągle poszukuje nowych informacji na temat mojego ukochanego miasta. Gratuluję talentu. Pozdrawiam z Pragi przewodnik turystyczny

    1. Wszystko dzięki temu, że mamy świetnego praskiego przewodnika, Włodka „Sewo” Krajewskiego, który nie tylko pięknie o Pradze opowiada, ale też rozumie potrzeby fotografów i prowadzi w najfajniejsze miejsca.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *