Lądujący maskonur z rybami, Wyspy Owcze

Wyspy Owcze: maskonury we mgle

Jednym z powodów, aby jechać na Wyspy Owcze, są maskonury. Najwięcej ich jest na wyspie Mykines, na którą dostanie się jest… emocjonujące. Prom płynie dwa razy dziennie – chyba że nie płynie, bo kapitan uzna, że płaskie jak stół morze jest zbyt wzburzone, aby prom mógł ruszyć z portu. Zdarzyło to nam się kiedyś, teraz na szczęście prom wypłynął zgodnie z planem. Atlantyk był spokojny, więc kapitan szarżował na fale, aby trochę rozbujać statek i dostarczyć emocji pasażerom. Trzeba mu jednak przyznać, że podpływał też do brzegu w co ładniejszych miejscach.

Maskonur z rybami, Wyspy Owcze

Coraz mniej Mykines

W 2020 roku chodziliśmy po obu częściach wyspy (połączonych mostkiem) – aż do latarni morskiej. W 2021 roku druga połowa Mykines była zamknięta, do latarni nie dało się już dojść. W tym roku dostępna jest tylko pierwsza połowa pierwszej wyspy, a i to jeszcze pod nadzorem przewodników. Przewodnicy opowiadają ciekawe historie, ale też pilnują, aby nikt nie zszedł na krok ze ścieżki, a także aby grupa się nie rozłaziła na własną rękę. Na szczęście maskonurów nadal jest dużo, nadal są blisko i nie boją się ludzi. Co nie znaczy, że ich fotografowanie jest banalne.

Lądujący maskonur z rybami, Wyspy Owcze

Maskonury występują w dwóch formach: siedzącej i lecącej. O ile siedzący lub drepczący maskonur jest wcieleniem ospałości i niezręczności, to maskonur w locie jest jak rakieta. O fotografowaniu maskonurów pisałem wcześniej, tym razem było podobnie. Siedzące maskonury ładnie wypełniały kadr na ogniskowych 300-400 mm (na pełnej klatce), prezentując się z różnych stron i w różnych pozach. Łatwo było o maskonura z rybkami w dziobie – niektóre schwytane rybki miał spore rozmiary.

Maskonur na Wyspach Owczych

Maskonury w locie były tym razem trudniejsze niż zwykle za sprawą mgły. Mgła była gęsta, więc maskonury niespodziewanie pojawiały się znikąd, przelatywały z prędkością 90 km/h i znikały w bieli. Tradycyjna metoda fotografowania, polegająca na śledzeniu wybranego ptaka, gdy jest jeszcze daleko, by mieć go w kadrze, gdy się zbliży, tym razem nie była skuteczna. We mgle kadrowanie maskonurów przypominało zaawansowany poziom gry zręcznościowej, bo od pojawienia się lecącego celu do jego zniknięcia w bieli mijało może 2-3 sekundy.

Lecący maskonur na Wyspach Owczych

Trafienie maskonura w locie nie było niemożliwe, ale można sobie było ułatwić to zadanie koncentrując się na fazach startu i lądowania. Złapanie w kadr lądującego maskonura to oczywiście łut szczęścia, ale ze startem było łatwiej – jak siedzi na skale, to w końcu kiedyś musi wystartować. Wystarczy czekać z okiem przy wizjerze, czekać, nie rozpraszać się czekać, nie mrugać…. I jak zwykle liczyć na szczęście, że 5 siedzących na klifie maskonurów najpierw do startu zerwie się akurat ten, którego obserwujemy.

Startujący maskonur, Wyspy Owcze

Fotografia ma w sobie coś z hazardu. Na szczęście stracić można tylko czas.