Nasza fotowyprawa ma za sobą już drugą z trzech wysp. Trzy dni na Gran Canarii obfitowały w dramatyczne sesje plenerowe na morskim wybrzeżu i znacznie spokojniejsze fotografowanie interioru wyspy.
El Bufadero czyli ryczący morski wściekacz
Najciekawszy i najbardziej spektakularny plener Gran Canaria to El Bufadero – skały na wschodnim wybrzeżu tak ukształtowane, że przy większej fali sprawiają wrażenie dziury na przemian wciągającej ocean i wyrzucającej wodę w formie gejzeru. Nazwa, którą należałoby tłumaczyć jako „Ryczący wściekle”, tym razem całkiem trafnie charakteryzowała ten geologiczny fenomen…
Efekt wlewania się oceanu w skalną dziurę wymaga fal – bez nich to tylko skalny obwarzanek z oczkiem wodnym w środku. Grudzień na termin fotowyprawy wybraliśmy właśnie ze względu na duże prawdopodobieństwo wystąpienia sporych fal. Faktycznie, rok wcześniej były całkiem duże, nawet w marcu było nieźle. Tym razem jednak fale były nie „duże” ani „niezłe”, ale po prostu ogromne. Jak to zwykle z falami bywa – od czasu do czasu zdarzała się taka, która była wyraźnie większa niż inne.
Troje uczestników fotowyprawy ustawiło się na skale na lewo od El Bufadero, ja wybrałem nieco cofniętą skałę po prawej. Rozstawiłem statyw, zrobiłem ze dwa zdjęcia i dostałem falą, którą spadła na mnie z góry. Ok, przyjąłem do wiadomości, że to nie jest dzisiaj optymalne miejsce, wycofałem się i w bezpiecznej odległości spłukałem wodą z butelki wodę morską z aparatu i obiektywu. Raczej skutecznie, bo żyją i działają nadal.
Byłem jeszcze zajęty czyszczeniem aparatu i wykręcaniem nogawek, gdy grupa na lewo od Ryczącego dostała potężną falą, a po kilku sekundach – drugą, równie dużą. Przed ewakuacją ze skały, która okazała się być nie dość oddalona od oceanu, odbyła się jeszcze akcja odzyskiwania plecaka, który zaczął odpływać wraz z drugą falą. Znowu odbył się rytuał opłukiwania aparatów słodką wodą – chyba ponownie skuteczny, bo wszyscy nadal mają czym robić zdjęcia. Reszta sesji ze wschodu słońca nad El Bufadero odbyła się już z bezpiecznego dystansu.
Najbezpieczniejszą metodą fotografowania El Bufadero okazał się dron – zawis na wysokości kilkunastu metrów dawał bezpieczny dystans od największych nawet fal, a przy tym odpowiedni kąt widzenia, by pokazać wnętrze skalnej studni.
Żywiołowe sesje
Na Gran Canarii mieliśmy jeszcze dwa plenery z morskim żywiołem, oba jednak były mniej dramatyczne, bo choć ocean nadal był efektownie wzburzony, a w jednym z miejsc fotografowaliśmy fale nawet większe niż przy El Bufadero, to tym razem staliśmy w bezpiecznej odległości od wody. Ocean trafił nam się bardziej dramatyczny i dynamiczny niż kiedykolwiek wcześniej, ale, co ciekawe, nie szło to wcale w parze z silnym wiatrem. Owszem, czasem trochę wieje, ale ma się to nijak do wysokości i siły fal. Zresztą, jak widać, przy El Bufadero powietrze było na tyle spokojne, że nad kanaryjską „Studnią Thora” bez problemu można było latać maleńkim DJI Mini.
Kolory Gran Canarii
Pozostałe sesje nie dostarczyły aż tak silnych emocji, choć wrażeń estetycznych nie zabrakło. Jeden ze wschodów słońca spędziliśmy wśród wydm Maspalomas. Odwiedziliśmy też lokalną (i miniaturową) wersję kanionu Antylopy – i podobnie jak w amerykańskiej wersji, także tu musieliśmy odstać w kolejce, nim można było fotografować bez grupy miłośników selfie. Ludzi było tam więcej niż w marcu tego roku i znacznie więcej niż rok temu w grudniu. Strach pomyśleć, jakie tam będą tłumy, gdy pandemia się skończy.
Krótką sesję poświęciliśmy na fotografowanie ukwieconych uliczek Puerto Mogan. Tu także ludzi było wyraźnie więcej i na momenty, gdy nikogo nie było na wybranym odcinku deptaka też trzeba było wyczekiwać. Kwiatów za to było mnóstwo – ukwiecenie głównej uliczki z hotelami i apartamentami to lokalny pomysł na uczynienie z Puerto Mogan atrakcji.
Zdecydowanie spokojniej było podczas sesji w górach. Przy tej skalnej maczudze o zachodzie słońca kolejki nie było.
Kompleks niebieskich skał to jedno z niezwykłych miejsc Gran Canarii. Co ciekawe, ludzkie oko lepiej widzi taki zielononiebieski odcień niż aparat i doprowadzenie zdjęcia do etapu „tak to wyglądało” wymaga edycji z użyciem trybu LAB.
My już po kolejnym rejsie promem, którym przenieśliśmy się na trzecią z Wysp Kanaryjskich. Relacja z Teneryfy – wkrótce.