Wczoraj było o tym co można ciekawego znaleźć u stóp namibijskich wydm, ale same wydmy też zasługują na uwagę, i to jeszcze jak! Kolejny zachód i wschód słońca to właśnie sesje u stóp najpotężniejszych diun. Wprawdzie była próba wejścia na szczyt wydmy 45, ale atak szczytowy się nie udał i więcej nie będziemy o tym mówić.
Choć szczyt wydmy jest z pewnością formą sportowego wyzwania, to wizualnie wszystkie atrakcje są na dole. Tylko z dołu widać wielkość tych piaszczystych wzniesień – jeśli znajdzie się odpowiedni punkt odniesienia do oddania skali. Punktem może być fotografująca koleżanka, ale też akacja, których trochę rośnie u podstawy prawie każdej wydmy. Wiadomo, że akacje są nieduże, ale drzewo to drzewo, daje orientację co do rozmiarów góry piasku z tyłu.
Pod wydmami rosną zarówno drzewa żywe, jak i martwe, kompletne z koroną, jak i same pnie lub tylko pozostawione korzenie. Do wyboru, do koloru. Choć, prawdę mówiąc, z wyborem koloru byłby problem, dominują brązy i pomarańcze w różnych odcieniach i intensywności. Na ostatni poranny plener dostaliśmy w gratisie balony, które akurat lądowały przed wybraną przez nas wydmą. Przez chwilę zrobiło się bardziej kolorowo (i bardziej hałaśliwie, bo pasażerowie balonu wrzeszczeli, gdy kosz przewrócił się i balon ich wlókł po ziemi).
Na wydmy poświęciliśmy jeden wieczór i jeden poranek, fotografując nie tylko najbardziej znaną diunę 45, ale także znacznie ładniejszą 40 oraz, o wschodzie słońca, którąś z wcześniejszych, pewnie koło numeru 30. Nazewnictwo wydm tutaj to na pozór sztuka tajemna. Dlaczego bowiem diuna 1 niemal sąsiaduje z w wydmą 27 po drugiej stronie drogi? Otóż jadąc z Sesriem do Sossusvlei wydmy po prawej stronie drogi numerowane są w kolejności występowania, a te po lewej stronie otrzymują nazwę zgodną z liczbą kilometrów od Sesriem. Proste, prawda?
Czas opuścić Sesriem, wydmy oraz żywe i martwe akacje. Ruszyliśmy na północ, po drodze zahaczając o stację benzynową Solitaire, znaną z szarlotki i efektownych wraków samochodów wokół. My mieliśmy dodatkową atrakcję: zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie z generałem policji, drugim pod względem ważności w ministerstwie spraw wewnętrznych Namibii. Normalnie policjantów w Namibii fotografować nie należy, bo doprowadza ich to do furii, ale wyraźnie generał był światowy i zapozował sobie z turystami. Turyści odjechali niearesztowani.
Przed dotarciem do hotelu podjechaliśmy jeszcze do miejsca, gdzie rośnie największy znany egzemplarz rośliny o nazwie euphorbia cageria. Nasz kierowca właśnie próbuje doskoczyć do wysokości tej rośliny. Skacze w pewnej odległości, bo nie dość, że euphorbia ma kolce jak kaktus (choć kaktusem nie jest), to jeszcze jest jedną z kilku trujących roślin Namibii. Krąży historia o górnikach, którzy nie przeżyli rozpalenia ogniska z euphorbii w celu upieczenia grilla. Roślina jest zabójcza dla ludzi i zwierząt – za wyjątkiem słonia, nosorożca i jednej z antylop, które uodporniły się na zawartą w soku toksynę.
P.S. Następnym punktem naszego programu jest Spitzkoppe – na internet bym tam nie liczył, więc relacja ze wspaniałych skał będzie, jak się uda ją przepchnąć.