Na ostatnim porannym plenerze na pustyni Wadi Rum mieliśmy całkiem ładny wschód słońca. Gdy wyjeżdżaliśmy z Aicha Memory Camp, za nami widać było ścianę deszczu. Jechaliśmy do Petry i cały czas – mocniej lub słabiej – padało. To bardzo nietypowa pogoda jak na marzec w Jordanii, ale ma swoje plusy.
Plusy dla nas, bo w trakcie ulewy Petrę zamknięto w trybie alarmowym i ewakuowano turystów. Nie jest dobrze przebywać w wąskim wąwozie w czasie ulewy… 🙂 Za to następnego dnia mogliśmy fotografować coś zupełnie unikatowego jak na Petrę – odbicia w kałużach. Dzięki odbiciom wąwóz Siq zrobił się jeszcze bardziej strzelisty niż zwykle.
Zabawy z wodą nie trwały długo, jeszcze tego samego dnia wieczorem po kałużach nie było śladu. Pokaz Petra by night odbył się zgodnie z planem. Był więc wąwóz Siq w dzień na mokro i wąwóz Siq w nocy przy świecach. A w międzyczasie były oczywiście wszystkie fantastyczne kolory Petry.
Na eksplorację Petry mieliśmy dwa pełne dni i kawałek nocy (plus poranek trzeciego dnia na tzw. małą Petrę). Skały w Petrze to temat sam w sobie. Nawet gdyby nie było tam żadnych budowli, nie istnieli nigdy Nabatejczycy i nie dołożyli się do miejscowej architektury Rzymianie – to i tak to miejsce warte byłoby niejednej sesji fotograficznej. My byliśmy tu już piąty raz i nadal znajdowaliśmy nowe kadry i nowe miejsca.
Pierwszego dnia zrobiliśmy trasę klasyczną: wąwóz Siq (powoli i z częstym rozstawianiem statywu), jaskinie naprzeciw rzymskiego amfiteatru, grobowce królewskie i grobowiec Sextusa (w dynamicznej wersji powyżej), a na koniec okolice Wielkiej Świątyni.
Drugiego dnia eksploracji Petry przeszliśmy Siq szybko i prawie nie robiąc zdjęć, a za Skarbcem skręciliśmy na ścieżkę prowadzącą do Wysokiego Miejsca Ofiarnego. A później poszliśmy jeszcze dalej i dzięki temu znaleźliśmy scenerię, której szukaliśmy nieskutecznie poprzednio. A wcześniej nie znaleźliśmy, bo szukaliśmy w całkiem niewłaściwym miejscu.
Na tej, nie całkiem bezludnej, ale jak na Petrę to praktycznie pustej trasie, trafiliśmy na więcej perełek, jak ta rzymska jadalnia powyżej. Trasa nie jest specjalnie wygodna, dobrze jest lubić schody i nie mieć lęku wysokości, więc na pierwsze spotkanie z Petrą to może być za dużo i za daleko. Jeśli ktoś jednak w Petrze już był, to przy drugiej (trzeciej lub czwartej) wizycie warto zaryzykować mniej znane trasy.
Przy okazji można natknąć się na jaskinie zamieszkałe przez potomków Nabatejczyków. Można się załapać na herbatę lub kawę, ale para uczestników fotowyprawy tak ładnie zabłądziła, że od Berbera dostała pokaz hippiczno-akrobatyczny na szczycie wzgórza.