Dość przyziemnych tematów, dzisiaj będzie coś na wysokim poziomie. Ten poziom to co najmniej 500 metrów, może więcej. Tak właśnie latała połowa uczestników fotowyprawy do Jordanii. Latała balonem.
Balonem lata się bardzo przyjemnie – ciepło (od palnika podgrzewającego powietrze w czaszy), bezwietrznie (bo balon porusza się z prędkością wiatru). Nowe widoki co chwila, nie trzeba nigdzie chodzić (zresztą, nie da się nigdzie chodzić…). Sprawny pilot balona obraca co chwilę swój podniebny pojazd, dzięki czemu można fotografować we wszystkie strony. A jest co fotografować…
Pustynia Wadi Rum to oprócz piasku także fantastyczne formacje skalne. Każda inna, a wszystkie pięknie wyrzeźbione erozją. Powyżej starszy brat egipskiego sfinksa.
W odróżnieniu od samolotu podróż balonem jest powolna, dostojna i daje mnóstwo czasu na wyszukiwanie kompozycji i fotografowanie. Niektóre z tych ujęć – te z niższej perspektywy – może dałoby się uzyskać wspinając się na którąś z wyższych skał. Większość jednak wymagałaby samolotu i sporego refleksu.
No i z pewnością był to jedyny sposób, aby zrobić balonowe selfie. Połowa grupy, która nie zdecydowała się podniebne fotografowanie, podążała za balonem, fotografując okoliczny krajobraz z balonem (a właściwie dwoma) w tle.
Po godzinnym locie, w trakcie którego balon pokonał może kilometr dystansu (wiatr był bardzo słaby), nastąpiło perfekcyjne lądowanie i podniebni fotografowie wraz z przyziemnymi udali się na śniadanie do naszej ulubionej bazy na Marsie.
Jak dacie publikacji tej części relacji – w Aicha Memory Luxury Camp pojawił się internet. Ciąg dalszy opowieści o pustyni Wadi Rum pojawi się więc niebawem.