Nasza fotowyprawa do Bretanii nie była ani najdalsza, ani najdłuższa. Była to jednak wyprawa do krainy, gdzie miejscowości mają nazwy „Dalej już nic nie ma” (Plurien), a część regionu nosi nazwę „Koniec świata” (Finistere). Co jest na końcu świata?
Koniec świata trzeba oznaczyć i pomóc nieszczęsnym podróżnikom, którzy zapuszczają się tak daleko, aby nie spadli z krawędzi Ziemi. Tu przydają się latarnie morskie – jak ta powyżej czy na zdjęciu otwierającym.
Latarni morskich fotografowaliśmy sporo, czasem były dwie obok siebie (nie w celu dublowania, tylko jedna cywilna, druga wojskowa).
Był też oczywiście magiczny las Huelgoat – znany z arturiańskich legend jako las Broceliande, gdzie mieszkał Merlin. Z tą magicznością to oczywiście prawda. Każdy las jest magiczny przy właściwej pogodzie (pochmurno, mrocznie, trochę deszczowo), a tutaj jeszcze do podziwiania i fotografowania są takie gigantyczne głazy (podobno robota Gargantui).
Jak już przy legendach i mitach jesteśmy, to trudno nie wspomnieć sesji przy menhirach. Neolityczne, postawione przez Celtów, stoją sobie do dzisiaj. Idealne do fotografowania, bo nieogrodzone, na płaskim terenie. Trzeba się tylko tak obracać, żeby nie łapać parkingu dla kamperów w tle.
Swoboda jest jednak spora, nawet udało się całą fotowyprawową grupę pod menhirami sfotografować.
Tła bywają kłopotliwe. Przy sesji w ruinach opactwo Saint Mathieu trzeba uważać na latarnię morską. Tuż przy ruinach stoją dwie – jedna cywilna, wygląda całkiem stylowo, a tuż obok wojskowa, w paskudnym malowaniu i najeżona antenami.
Zdecydowanie łatwiej było w wioskach i miasteczkach. „Zaliczyliśmy” dwie z pierwszej dziesiątki najładniejszych francuskich wiosek, ale i tak największe wrażenie zawsze robi centrum całkiem sporego Dinan. Podobno najbardziej znany jest wiadukt, ale wizualnie nie do pobicia są uliczki, zwłaszcza Rue du Petit Fort wieczorem.
Saint Malo to zupełnie inne klimaty. Tam regularne kostki granitowych kamienic przypominają scenerię z „Incepcji” – złamać w połowie, złożyć i będzie pasować.
To była nasza trzecia fotowyprawa do Bretanii. Choć programu nie zmieniliśmy od poprzedniego razu, to udało się dorzucić nowy plener. Dzięki jednej z uczestniczek odwiedziliśmy drugie, po Camaret sur Mer, cmentarzysko łodzi rybackich.
Nawet jednak w znanych wcześniej miejscach, udaje się znaleźć nowe perspektywy, jak ta ni to droga, ni to koryto strumienia przy Mont Saint Michel.
Więcej fotografii z Bretanii w naszym portfolio:
Powrót z Bretanii był trudny. Ale to inna historia. 🙂
O ile Bretania była dla Francuzów końcem świata, bo dalej na północ i zachód to tylko smoki, to po drugiej stronie kanału La Manche podobnym końcem świata dla Brytyjczyków była Kornwalia. A do Kornwalii jedziemy w maju. To też region magiczny, druga połowa legend arturiańskich tam właśnie miała się rozegrać.