Esemesem z Etiopii

Zapraszam na codzienne aktualizacje na dole wpisu!

Zapraszam na lakoniczną, ale i tak bardzo sugestywną, relację z fotowyprawy do Etiopii. Wiadomości są z pierwszej ręki – od Piotra, ale wysyłane z telefonu Sławka, bo okazuje się, że tam nie wszystkie nasze sieci działają… Zdjęcie powyżej pochodzi oczywiście jeszcze z Maroka – zdjęcia z Etiopii nadejdą później. Gdy przyjdzie ich czas.

09.11. godzina 16. 31

Frankfurt! Jeszcze tylko osiem startów i lądowań. Wszyscy mimo nadwagi bagaży podręcznych przeszli kontrolę bez problemów. Czekamy aż linie etiopskie otworzą okienko.

10.11. godzina 8.16

Czekamy na samolot do Addis Abeby. No problem. Ja, Sławek i Zofia nie dostaliśmy biletu na samolot dalej, do Lalibeli, ale no problem. Tym bardziej, że ten samolot, którym mieliśmy lecieć do Lalibeli, został skasowany. No problem, on i tak miał startować na kwadrans przed naszym lądowaniem w Addis. Będzie inny samolot. Tamten wprawdzie leci okrężnie z międzylądowaniem w Bahyr Dar, ale no problem. W następnym odcinku: ile jeszcze samolotów nam odwołano, przesunięto i opóźniono zanim dotarliśmy do Lalibeli.

10.11. godzina 20.06

Trzy starty i trzy lądowania później jesteśmy w Lalibeli. Kościoły wykute w skałach są jeszcze bardziej niesamowite niż na zdjęciach DuChemina. Etiopczycy są niezwykle fotogeniczni i asertywni. Już kilkuletnie dzieci świetnie negocjują niezłą angielszczyzną gifty i artykuły pilnie potrzebne im do szkoły.

11.11. godz. 16.55

Mnisi w klasztorach Lalibeli mogliby zawstydzić niejedną modelkę. Popatrzy w górę (trzask migawek), po kilku sekundach przechyli głowę (trzask migawek), zamrze w bezruchu na kilka sekund, później się głęboko zamyśli (niekończący się trzask migawek). Teraz odwraca się i cofa do świątyni. Ale jeśli ktoś podbiegnie z następnym banknotem, chętnie przez kolejne pięć minut pokaże nowy repertuar póz i gestów. Nie mniej utalentowane są dzieci. Kilkuletnie brzdące płynnie konwersują po angielsku, przedstawiając bogatą argumentację o konieczności kupienia im podręcznika do szkoły, obdarowania długopisem czy wymiany paru drobnych monet na bardziej poręczny dla dziecka banknot.

12.11. godz. 17.04

Dwa starty, dwa lądowania (lot z Lalibeli do Gondaru z międzylądowaniem w Aksum), a także dwie kontrole bezpieczeństwa (obie w Lalibeli) później.
Jesteśmy w Gondarze, który podobno był stolicą i dlatego ma kompleks zamków królewskich. Ale to jakaś ściema. Od razu widać, że to nie mogły być zamki afrykańskich królów, tylko solidne zamczyska europejskiego średniowiecza. Własciwie to bardziej nawet takiego baśniowego średniowiecza. Solidne, kamienne mury, baszty, wieże, blanki, a nawet romantyczne balkoniki. Solidny gotyk z lekką nutą mauryjską. 300% zamku w zamku. Wygląda to, jakby król Artur z Lancelotem i kumplami wpadali tam na wakacje. Fotografujemy tam do zachodu słońca, który jak zwykle jest punktualnie o 6.

13.11. godz. 19.00

Dżelady! Jadły nam z ręki, oczywiście!

A tak naprawdę fotografowaliśmy je z odległości kilku metrów. Przyszedłem z ostatnią grupą i gdy byłem jakieś sto metrów od celu, wyglądało to jakby na łące zgodnie pasło się stado fotografów i stado małp. Poza tym: zachód słońca na wysokości 3500m npm, konie, osły, sępy, kanie (te latające) oraz urodziny dwóch kóz – małe biegały po kilku minutach.

15.11. godz. 10.13

Debark, czyli powrót w zasięg telefonów z obozu Chennek. Wcześniej wschód słońca w górach Semien, dwugodzinny spacer klifem, wieczór z dżeladami, poranek z dżeladami, w międzyczasie koziorożce abisyńskie, blackeyed eagle, dzioborożce, 50% skuteczności w fotografii gwiazd. Straty na dzisiaj: dwie skręcone kostki i dwie lekkie niestrawności. No one left behind.

15.11. godz. 16.43, tym razem mailem

O prawie w fotografii
Przed hardkorowym noclegiem w obozie Chennek mieliśmy luksusy w Siemien Lodge. Oba miejsca odległe pod względem komfortu, choć geograficznie bliskie. I oba w górach na wysokości dobrze ponad 3000 m. To świetna okazja do astrofotografii. Gdyby tylko noce nie były tak zimne… Ta niechęć do marznięcia, gdy obok czeka luksusowa lodge’a sprawiły, ze na pierwszą sesję astrofotografii skusiłem tylko Sławka i Saldgora. „Przecież jutro mamy jeszcze nocleg pod namiotami w Chennek, a tam prawie na pewno będzie tak samo piękne niebo”. Prawie…
Pierwsza sesja nocna wyszła świetnie – morze gwiazd, czyste niebo. W obozie Chennek mieliśmy deszcz, burze, a gdy po kolacji się wypogodziło, dużą grupą poszliśmy fotografować interwałowo gwiazdy. Część teoretyczno-konfiguracyjna zajęła dłuższą chwilę. Rozstawiliśmy statywy wokół samotnej lobelii i na sygnał zgasiliśmy latarki, a zablokowaliśmy wężyki. Kwadrans później niebo było równo pokryte chmurami.
Prawo fotografii: jak możesz zrobić zdjęcie, to je zrób. A jeśli jutro też będzie okazja, to jutro zrób jeszcze jedno.

15.11. godz. 19.15

Wyżerka po etiopsku
Chyba nigdy przez tydzień tyle nie zjadłem. Posiłki są duże i często, a że nie wiadomo, jaki będzie następny, to pakuje się na talerz dużo…
A jest co pakować.
Kuchnia lokalna jest zaskakująco zróżnicowana, a potrawy – w przeciwieństwie do np. marokańskich – są solidnie przyprawiane. No i są niespodzianki, jak sok z truskawek, który smakuje jak truskawki, wygląda jak z truskawek, pachnie truskawkami, a okazuje się sokiem z czegoś miejscowego o nazwie quota (lub coś o podobnym brzmieniu). Nieźle wychodzą im zupy, np. krem z dyni. Jak do tej pory prawie nie trafiły się niezjadliwe rzeczy. Prawie, bo słynna indżera wzbudziła oczywiście skrajne reakcje. Ale niektórym „izolacja pod parkiet” smakuje.
Kawa za to jest rewelacyjna wszędzie – czy to luksusowa lodge’a, namiotowisko, czy przydrożna knajpa.

16.11. godz. 11.36

W biegu wokół Bahyr Dar

Sesja z ptakami ogrodowymi przed śniadaniem, sesja z sępami na wysypisku po śniadaniu (trudno było oderwać fotografów od sępów), wodospady i teraz lunch w hotelu przed rejsem po jeziorze do klasztoru z freskami.
W następnym odcinku: dlaczego ranger z kałachem jest najlepszym przyjacielem pejzażysty.

16.11. godz. 20.06

Ranger podręczny
Na cały pobyt w górach Siemen dostaliśmy w przydziale trzech rangerów, którzy mieli nas strzec przed wszelkimi zagrożeniami. Rangerzy są bardzo malowniczy. Ich ubrania są w takim stanie, że przeciętny polski lump wygląda przy nich, jakby wyszedł z salonu mody. Ale broń każdy ranger ma odpicowaną, nawet jeśli to pepesza (inna wycieczka takiego miała – „nasi” mieli kałacha i dwa SKS-y, w tym jeden z bagnetem – pewnie odpierałby tym bagnetem atak wszystkich etiopskich lampartów).
Przy całej absurdalności instytucji rangera, byli oni całkiem pożyteczni. Co najmniej jeden cały czas, także w nocy, pilnował obozowiska, na trasie pilnowali, aby tył wycieczki nie zgubił przodu i natychmiast któryś z nich przyłączał się do każdej grupy wyruszającej z obozu.
To ostatnie było szczególnie fajne fotograficznie, bo w każdej chwili mieliśmy pod ręką barwnie ubranego tubylca, którego można wstawić na pierwszy plan zdjęcia. Rangerzy nieźle się bawili, chętnie uczestnicząc w różnych inscenizacjach, celowali z broni w stronę wyimaginowanych zagrożeń i w ogóle współpracowali, mimo braków komunikacyjnych. Taki ranger z kałachem przydałby się każdemu pejzażyście, któremu brakuje wyrazistego pierwszego planu. Czego wszystkim życzę.

17.11.Wielki Powrót

godz. 7.55

Mamy spóźniony lot do Addis, samolot do Frankfurtu nie będzie czekał. Zapewne nocujemy w Addis.

godz. 10.57

Jestem w Addis, lot do Frankfurtu też jest spóźniony, możliwe że zdążymy na lot do Wawy.

godz. 11.46

Jesteśmy na lunchu. Samolot do Frankfurtu nadal czeka. Polecimy jak polecimy.

godz. 12.19

Ładujemy się na pokład. Kiedyś wystartujemy i przylecimy.

I to był ostatni SMS z Etiopii. Następny może być co najwyżej z Niemiec.

 

  1. Wspaniale, czuję się, jak bym TAM był. Nawet gdyby nie było zdjęć, to takie wiadomości pozwalają przeżywać wszystko wspólnie. Pozdrawiam i uważajcie na siebie.

  2. Podobnie jak Kasia-wogole nie zazdroszcze 🙂 ani trochę, phi.. Etiopia? A tam wogole jest fajnie? Eee pewnie nuda. wogole mi nie żal. Wogole. Wcale. Od dwóch dni wogole o tym nie myślę. Nic a nic. No dobra trochę mi żal.

  3. Cieszę się, że nie wywołuję w nikim żadnych negatywnych emocji, publikując te SMS-y. Ostrzegam, że będę kontynuować, jak tylko jakieś następne przyjdą 🙂

    1. We mnie na pewno nie. Jakoś Afryka nigdy nie leżała w kręgu moich zainteresowań. Podobnie nic nie czułam jak wybieraliście się do Maroka. Trochę nerwów jest przy Pradze, bo jeszcze tam nie byłam, ale ciągle mam nadzieję, że uda mi się pojechać. Za to poważnie obawiałabym się o szkliwo na zębach (że się zetrze od nadmiernego zgrzytania), gdybyście się wybierali np. na Maltę, Maderę, Korsykę, do Kapadocji albo Kanady. Wiednia, Budapesztu i Bacelony, to już mogłabym całkiem nie zdzierżyć, więc dobrze, że póki co się tam nie wybieracie.

  4. To świetny pomysł był z tymi sms-ami!!! Dobrze poczuć taką wspólnotę, mam nadzieję, że w obie strony 🙂 Niech wiedzą, że trzymamy kciuki i dopingujemy wyprawie! Takie gorące zapisy mają wielką, autentyczną wartość. Wycyzelowana relacja i zdjęcia, to już co innego. Styl Piotra w tych telegraficznych przekazach rewelacyjny: „no problem”, a dla dzieci rzeczywiście poręczniejsze banknoty, ileż to muszą się natargać tych metalowych monet, bidule! 😉

    Ta plaga żebractwa i fantów za zdjęcia to chyba dowód, że masowa turystyka dotarła już wszędzie. Ale miejscowi rozumują logicznie: skoro fendżi latają po całym świecie to mają kasę (my nie latamy) – ergo: białas to chodzący bankomat!

    1. Niektore dzieciaki sa naprawde upierdliwe i tam chyba prowadza jakies kursy psychologii o kierunku turysci. Jezeli sie jest niekiedy zbyt milym i za duzo z nimi konwersuje to zyc nie daja, a tym bardziej robic zdjec, a sprytnie potrafia podchodzic czlowieka z roznych stron.

      1. Uważajcie, bo jak tak czytałem relacje o podróżach w Etiopii, to poza wyłudzaniem kasy, dzieciaki mają tam jeszcze jeden ulubiony sport. Mianowicie namiętnie lubią obrzucać turystów kamieniami!

  5. wysyłane z telefonu Sławka, bo okazuje się, że tam nie wszystkie nasze sieci działają

    A konkretnie? Które sieci działają?

  6. Bez przesady. Z tymi liniami nie bylo tak zle 🙂 Owszem liczba startow, ladowan drobnych probkemow oraz kontrol bezpieczenstwa wymeczyla nas ale np. samolot w Addis Abebie poczekal na nas 40 minut az skonczymy zalatwiac wizy i przejdziemy kontrole celna czy zaden z bagazy nan nie zaginal, pomimo mnogosci lotow. Poza tym maja ladne stewardesy 🙂

    1. Też jestem za! 🙂 Tym bardziej, że nasi mają tam specjalne względy (samolot rejsowy na nich czeka!). Ciekawe jakiego rodzaju względami obdarzają ich stewardessy ;-P.
      Na poważnie: piszcie też o różnych smaczkach tej podróży…

  7. Kasiu, ale fotografowanie dżelady z bliska to Cię chyba ruszy!? 😉
    Ostatnio miałem „przyjemność” z małpami na Giblartarze. Tamtejsze magoty żerują na turystach. Wyciągając herbatniki z kieszeni (dla lepszych zdjęć), sprowokowałem potężnego przywódce stada – magota giblartarskiego, który skoczył mi na plece i chciał ukraść kieszeń przypiętą do pasa z herbatnikami. Herbatniki mała strata, ale tam było trochę akcesoriów foto m.in. filtr PL B+W Kaesemann. Może ten magot też był fotoamatorem? ;-). Ale strachu się najadłem…
    A u Was były jakieś interakcje z dżeladami?

      1. Interakcji z dżeladami jak sądzę nie było, skoro nic na ten temat nie było w SMS-ie. Sławek mówił kiedyś, że one są generalnie łagodne. Uciekają przed miejscowymi z obawy przed kamieniami, ale turystów ignorują. Jak niedźwiedzie na Katmai.

    1. Jakie interakcje? Zaczynam się zastanawiać, jak wygląda skrzyżowanie fotografa z dżeladą? Sodoma i Gomora, na szczęście blisko koniec świata.

    2. Generalnie rzeczywiscie nie zwracaly na nas uwagi, oficjalnie, bo nieoficjalnie pozowaly. Jak tylko podeszlo sie zbyt blisko to odchodzily pare metrow dalej. Az w koncu na ww. polanie byli tylko fotografowie, a dzelady na pobliskiej skale 🙂
      A samiec skapany w promieniach nisko ulozonego juz slonca, cos pieknego!

      1. Sprzedać aparat i jechać? Wbrew pozorom jakiś sens w tym widzę. Zwłaszcza, że mi się właśnie skończyło miejsce na dysku, bo już cały zapchałem zdjęciami…

      1. Podobno najlepsza! Etiopia to ojczyzna kawy.
        Ale żeby to nie było tak, jak opisuje Martyna Wojciechowska w książce „Etiopia.Ale czat!”. W dolinie Omo kawę zaproponowali jej w wiosce plemienia Banna. Okazało się, że nie była z kawy, tylko z łupin z łuskania ziaren kawy. Zalewają toto ciepłą wodą (niegotowana 10 min tj. pewność złapania ameby), podają ledwo brązową ciecz w misce wielofunkcyjnej (służy m.in. do nakrycia głowy). Trzeba toto wypić w całości, jakieś 1,5 litra, bo inaczej obrazi się gospodarzy. Takiej kawy tam nie pijcie!!!
        Idę jak Kasia zaparzyć sobie kawy w superzastym ekspresie i pomyślę, że może jest lepsza niż ta w Etiopii… Może!
        Iiii, chyba bym jednak wolał nawet taką z ryzykiem ameby, ale w Etiopii!

  8. W Onecie widziałem foto z oficjalnego lądowania Dreamlinera w Wawie. Phi, Dreamlinerem to my latamy do Etiopii. Ethiopian jako 1 linia w Afryce sprawił sobie 787 i mieliśmy przyjemność podróżować nim z Frankfurtu do Addis. A teraz siedzimy w rajskim ogrodzie hotelu na brzegu jeziora Tana i czekamy aż jakiś hipcio wygramoli się z wody. Kończę bo zaraz znowu dinner, czyli nieprzyzwoite obzarstwo jak co dzień 🙂

    1. Jednym słowem: w krainie luksusu! No i jeszcze te hipcie pozujące do zdjęcia! Pewno jakieś przeszkolenie dla modelek miały, jak się dowiedzieli, że silna ekipa fotografów przyjeżdża! Sławku a na blogu pisałeś, że hipcia chyba nie uda się sfocić w czasie fotowyprawy… Ech.. ale jesteś! ;-p

      1. Pomogę Ci Arek 🙂

        Oficjalnie zapowiadam jeszcze jeden taki wpis to przestaję tu zaglądać! Bo to są tortury! A one są prawem zakazane!

        A te chmury to pewnie zemsta Pogody!

  9. Ewo, jak coś masz to dawaj koniecznie! My się tak tylko droczymy… Ale np. ja to się całkiem uzależniłem od tych wpisów; musisz więc dawkę zwiększyć! Albo jakiś detox będę musiał zrobić 😉

  10. Staramy sie robic sporo zdjec portretowych zarowno tych „legalnych” jak i „nielegalnych” zza przyslowiowego winkla. Etiopki sa nawet calkiem ladne. Co wyjdzie nie wiem. Ja nie jestem AC zdjec portretowych nie umiem robic 🙂

  11. Kasiu majstrowałaś coś przy Pogodzie?? 😀
    To jest jakiś skandal. Opisywać dzień po dniu wydarzenia i nie załączyć żadnego zdjęcia. Ja protestuje. Ja się odwołam. Ja doniosę…
    Obiecałem sobie, że nie będę się narażał na choroby układu krwionośnego i nie będę tu zaglądał do czasu aż wrócicie wstawicie zdjęcia na dfv, do czasu aż cała sprawa ucichnie. Ale nie da się!!!
    Jarek – myślałem, że ty to jednak poleciałeś. Czy ja wiem czy ludzie są podli?? Pewnie chcieli dobrze ale nie zdają sobie sprawy co my tu przeżywamy czytając powyższe.
    Ewa – prosimy o więcej. No dobra proszę (mówię za siebie)

    1. Ale ja więcej nie mam. Piotr w ogóle nie ma zasięgu w telefonie, więc wysyła sms-y gościnnie, jak ktoś z grupy złapie zasięg. Ileż można sępić? W niektórych hotelach jest wifi (dzisiejszy jest drugi), to wtedy pisze maila – ale też z telefonu. Komputera nie brał, więc nawet jak jest to wifi, to zdjęć z aparatu nie ma jak wysłać. A zdjęcia z komórki to nie honor 😉

  12. No zamek byl zajefajny 🙂 oswietlany sloncem idacym ku zachodowi. I mielismy duuuzo czasu na fotografowanie jego 🙂

      1. No przeciez zlalo nas akurat w te noc co bylismy pod namiotami i nie byla to zemsta Pogody tylko ktos to zaaranzowal 😉
        Aha. I Piotr wcale nie musial namawiac mnie na fotografowanie gwiazd 🙂 Sam sie zglosilem 🙂

  13. Na zdjecia to bedziecie musieli poczekac do powrotu 🙂 wyselekcjonowane, obrobione. Wtedy powetyjecie sobie krytycznymi uwagami i niskimi ocenami 😉

    1. No, przynajmniej Krzysiek mniej podły jest… 😉 Pisze, że ich zalało w namiotach (więcej takich faktów – miód, miód na moje serce… 😉 ) i że będziemy mogli słabe oceny stawiać zdjęciom z Etiopii. 😉 😉 😉

  14. Osz, kurcze blade!!! Jak ja tej wyprawy zazdroszczę! Niestety, mnie to złe uczucie nie opuszcza 🙁
    Po krótkim locie znaleźli się w Raju i to tu, na ziemi! Jestem pewien, że wrócą ze złamanymi sercami i determinacją by do Etiopii powrócić. Nawet przywieziona kawa nie pomoże w ukojeniu żalu i tęsknoty.
    A zdjęcia, rzeczywiście nie oddadzą piękna tego kraju, może jakąś namiastkę, ale tylko wtedy gdy sportretują etiopskie dziewczęta, które Włoscy koneserzy nazywają „Czekoladą z estrogenami” 😉

  15. „16.11. godz. 11.36
    W biegu wokół Bahyr Dar
    …W następnym odcinku: dlaczego ranger z kałachem jest najlepszym przyjacielem pejzażysty…”
    Brzmi intrygująco… Może ranger budzi tym kałachem, a potem pod bronią doprowadza Was na siłę, skoro świt, do tych pejzaży??? I wreszcie nikt się nie wyłamie, jak przy tym nocnym fotografowaniu gwiazd. 😉

  16. Ja jednak zazdroszczę tylko trochę, bo mnie te wszystkie tamtejsze robale skutecznie zniechęcają do spędzenia nocy pod namiotem. Na zdjęcia czekam niecierpliwie i tychże jednak zazdroszczę, nie ma co udawać.

    1. Hmm, Piotr pisał, że było zimno i kiepskie warunki sanitarne w tym obozie w górach, ale o robactwie nie wspomniał ani słowem. Więc chyba nie było specjalnie uciążliwe 🙂

  17. Ewo, no i wszystko popsułaś, a ja już tak sobie ślicznie wytłumaczyłam… Teraz ja poczytałam o tych barwnych postaciach, to mi jeszcze bardziej szkoda, skoro nie ma robaków;)

  18. Robactwo rzeczywiście bywa dokuczliwe, np. taka mucha tse-tse, ale nie przed tym strzegą Was ci strażnicy. Całkiem poważnie pytam, bo w sprawach bezpieczeństwa nie ma żartów, czy ci trzej dżentelmeni z bronią długą mają za zadanie strzec Was tylko przed dzikim zwierzem czy może przed miejscowymi, pragnącymi bliskiego kontaktu trzeciego stopnia w celach rabunkowych? Tubylcy zawsze wyglądają poczciwie i malowniczo w oczach turysty, ale „przezorny zawsze ubezpieczony”. Może jak zobaczyli ile drogiego sprzętu foto targacie, to dali Wam wzmocnioną ochronę? Więc jak ?

    1. Kolega jak interesy na Ukrainie swego czasu prowadził to też dwóch rangersów dostawał. Nie wiem tylko czy takich malowniczych i czy fotografować się dali 😉

    2. Sytuacja jest trochę skomplikowana i wymaga rysu historycznego, ale generalnie ci rangersi mają chronić przez sobą samymi. To było tak, że kiedyś była tam partyzantka. Po zaprowadzeniu pokoju trzeba było coś zrobić z całymi plemionami, które nie umiały robić nic innego niż ganiać z bronią. Niezagospodarowani, bez zarobku, pewnie by szybko zaczęli rozrabiać i nici z turystyki. No więc postanowiono, że „dla ochrony” każdy turysta zatrudni sobie takiego byłego partyzanta (albo syna, albo wnuka partyzanta, bo latka lecą), zapłaci mu parę groszy i wszyscy będą szczęśliwi. No i są, jak widać 🙂

        1. Nie no, to nie tak. Mafia to organizacja przestępcza, instytucja rangersa to pomysł rządu na zagospodarowanie ludzi, którzy gdyby nie pracowali przy turystyce, to by nie mieli środków do życia i jako tacy, byliby potencjalnym elementem destabilizującym kraj. Bardzo sprytny pomysł. Oni są zresztą pomocni, obóz pomogą rozbić, coś ponieść, fajne miejsca pokażą. Czują się pożyteczni. Oficjalnie to jest ochrona i kiedyś faktycznie bywała potrzebna, ale to lata temu. Teraz to tylko taki obowiązkowy local guide, a giwerę ma dla tradycji. No i dla szpanu 🙂

  19. Ufff… w końcu koniec – bo jeszcze kilka takich wiadomości i byłoby ciężko znieść 🙂
    Teraz tylko wytrzymać jak zaczna wrzucać foty – ale wtedy można będzie zacząć marudzić, że skiepścili ;P

  20. … już wylądowaliśmy w Warszawie, po blisko 20 godzinnym podróżowaniu :):)
    atrakcje były do samego końca … ale poczekajcie na na informacje od Piotra 🙂
    Etiopia jest niezwykła, nie da się jej opisać, można fotografować, a na pewno trzeba zobaczyć.
    Dziękuję wszystkim za to, że byli :):):)
    i oczywiście Sławkowi za to, że dbał o nas i oczywiście mistrzowi Piotrowi.
    Małgorzata
    p.s. dla wtajemniczonych dajcie znać jak dostaniecie przesyłki

  21. Niewtajemniczonym tylko dodam, że rekord zgubienia bagaży rok temu w Portugalii został wyśrubowany (prawdopodobnie przez Niemców) do samego sufitu. Ale to nic. Fajnie wracało się „na letko” do domu (dzięki Aniu za podwiezienie Isią 🙂 ). Teraz pozostaje wypatrywać zgiętego kuriera.

  22. Dla wtajemniczonych i nie tylko,
    na tę chwile żaden port nie potwierdził faktu posiadania naszych bagaży, właśnie przesłali tam „przypominajkę”. Przemiła pani w reklamacji poradziła dzwonić przed godziną 23.
    Mamy sprzęt, a przede wszystkim karty ze zdjęciami, no i wspomnienia 🙂
    i właśnie tego będziecie zazdrościć nam
    Nadal uśmiechajmy się Kochani

    ps. właśnie porządkuję zdjęcia
    Małgorzata

  23. Pierwsza wolna chwila po powrocie i co robię?… lecę na stronę poczytać SMS-y Piotra i jeszcze raz przypomnieć sobie wspaniałą wyprawę… Było SUPER!!! Pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz wszystkim dziękuję a Piotrowi i Sławkowi szczególnie
    Krzysiek
    ps bagaż nienaruszony – wreszcie rozpakowałem 😉

  24. „Rangerzy są bardzo malowniczy. Ich ubrania są w takim stanie, że przeciętny polski lump wygląda przy nich, jakby wyszedł z salonu mody.” – padłem i leżę 😀

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *