Oczywiście wołam o przestrzeń dyskową na zdjęcia i filmy. Wszystkim przybywa cyfrowych wspomnień, a mnie i Ewie przybywa ich ostatnio wyjątkowo szybko: Gruzja – 64 GB, wiosenna Toskania – 72 GB (ale jesienna już tylko 56 GB, pewnie dlatego, że była druga), trzydniowe warsztaty to 15-30 GB. Islandii i Jordanii już się boję. Wbrew pozorom nie narzekam na cyfrową rozrzutność – w czasach analogowych to dopiero były problemy z magazynowaniem dorobku! Fotografowie byli wówczas jak wiewiórki: schowali gdzieś negatywy, a znaleźć się je udawało sto lat później i to jeszcze w okolicy bieguna. Nawet Ansel Adams był podejrzewany o bycie takim bałaganiarzem, ale w końcu się okazało, że to nie jego negatywy znaleziono. Cieszę się, że upycham zdjęcia na dyskach, a nie do tekturowych pudeł.
Radość radością, ale dyski też mają ograniczoną pojemność, a ilość płyt CD i DVD za jakiś czas zmusi mnie do sprawdzenia, ile kosztuje wysłanie paczki w okolicę bieguna. W moim systemie archiwizacji natrafiłem na wąskie gardło. A nawet trzy takie.
Krótko o moim systemie archiwizacji. Zanim zdjęcia i filmy zostaną usunięte z kart pamięci, muszą być na co najmniej dwóch niezależnych nośnikach. Przeważnie są to dysk twardy stacjonarnego komputera i NAS (taka skrzynka z dyskami, podłączona do sieci lokalnej). Poza tym tworzę dwie następne kopie tych samych danych, tym razem na nośnikach odpornych na wirusy, dowcipnych hakerów czy pomyłkowe skasowanie – kiedyś stosowałem płyty CD, później DVD. Jeden egzemplarz płyty zostaje w domu, a drugi ląduje w tajnym lokalu konspiracyjnym. 😉
Problem w tym, że kolejne fotowarsztaty i fotowyprawy szybko redukują ilość wolnego miejsca na dyskach komputera stacjonarnego i NAS-a, a i pakowanie toskańskich zdobyczy w porcjach po 4,5 GB na kilkadziesiąt płyt DVD nie jest szczególnie wygodne. Nie zamierzam upraszczać i redukować mojego systemu archiwizacji, bo wierzę, że jest skuteczny (czyli daje wysoki poziom bezpieczeństwa danych), nawet jeśli kosztem… kosztów i systematyczności. Zostało mi więc tylko nieco elementy tego systemu odświeżyć.
Zmiana jednego z dysków w komputerze stacjonarnym odtyka jedno wąskie gardło. Western Digital WD40EFRX i jego 4 terabajty przestrzeni zamiast Barracudy o pojemności 0,4 TB na kilka lat powinno wystarczyć. Przy okazji grzebania w komputerze wymieniłem nagrywarkę DVD na nagrywarkę Blu-ray, więc na jednej płycie BD mieszczę tyle, co do tej pory na pięciu (z hakiem) płytach DVD.
Jeszcze w tym roku czeka mnie rozwiązanie problemu ostatniego wąskiego gardła. Netgear ReadyNAS Duo jest całkiem ok, ale nie da się wymienić obu jego dysków po 2 TB każdy, bo większych ten NAS nie obsługuje, a więcej zatok na dyski też nie ma. A te dwa terabajty przestrzeni to nie jest wcale tak dużo przestrzeni – dyski są ustawione w tryb RAID-1, czyli jeden stanowi wierną kopię drugiego i w razie awarii jednego z napędów dane nie znikają.
Na koniec pozytywna wiadomość. Opinie o nietrwałości danych na nośnikach optycznych są mocno przesadzone. Przeniosłem na jedną płytę BD zawartość 31 płyt CD-R, nagrywanych od 2001 do 2004 roku. Wszystkie pliki z tych 31 płyt dało się bez problemów odczytać i przenieść na nowy nośnik. Przechowywane w szufladzie przez co najmniej dekadę płyty nie pogubiły ani bita. I byle tak dalej. Bo płyt CD-R i tych DVD-R, których zawartość przeniosę na BD, nie będę wyrzucał, tylko zakopię. Dajmy szansę archeologom!