Odpoczynek w Chani

iPhone 7 Plus – marzenie o dużej matrycy

Jednym z hitów najnowszego iPhone’a ma być symulowane rozmycie drugiego planu. Co to nam mówi o rynku sprzętu fotograficznego?

Odpoczynek w Chani

Trzeba przyznać, że Apple zadało sobie sporo trudu, żeby uzyskać to, co bez problemu da się zrobić dowolną lustrzanką lub bezlusterkowcem, ale nie da się smartfonem, czyli gładkie rozmycie obszarów poza głębią ostrości. Jedna z odmian najnowszego iPhone’a – wersja 7 Plus – ma wbudowane dwa aparaty fotograficzne, których obiektywy są nieco (ale tylko nieco) rozsunięte. Oba wyposażone są w typowo smartfonowe matryce, czyli na prawdziwe operowanie głębią ostrości nie pozwalają prawa fizyki. Jednak jeden z tych aparatów ma obiektyw o kącie widzenia odpowiadającym ogniskowej 28 mm na pełnej klatce (a faktycznie to ogniskowa 4 mm), natomiast drugi uzbrojono w obiektyw będący odpowiednikiem pełnoklatkowego obiektywu 56 mm (czyli tutaj to naprawdę niespełna 8 mm). Nawet jednak tym „teleobiektywem” (choć 56 mm na pełnej klatce to żadne tele), mimo fizycznej przysłony f/2.8 nijak tła się nie da rozmyć – w połączeniu z mikroskopijną matrycą mamy bowiem głębię ostrości jak przy pełnoklatkowym f/16. Co więc zrobiło Apple? Wykorzystuje obrazy z obu aparatów, aby dzięki przesunięciu ustalić, co jest pierwszym planem, a co nim nie jest, a następnie programowo rozmydlić wszystko, co z tyłu.

Jak to działa, można obejrzeć na applowskich przykładach. Moim zdaniem działa średnio i to nawet na starannie dobranych ujęciach, gdzie mamy ciasny portret, a drugi plan bardzo, bardzo odległy. Tymczasem w praktyce mamy często nie dwa wyraźnie rozdzielone plany, ale tych planów znacznie więcej. I wówczas nieostrość też jest stopniowa, płynnie przechodząc od lekkiego zmiękczenia konturów do abstrakcyjnego układu barwnych plam. Żeby jednak coś takiego uzyskać, nie wystarczą dwa, nieco przesunięte względem siebie zdjęcia, ale potrzebna byłaby dokładna trójwymiarowa mapa sceny, na podstawie której można byłoby niektóre elementy bardziej rozmywać, a inne mniej.

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że Apple się zdecydowało na taką funkcję. Ta firma wyraźnie jest przekonana, że dla laika rozmycie tła jest tak atrakcyjne, że warto kombinować z wbudowywaniem w smartfona dwóch aparatów. Dotąd słyszałem opinie, że dla normalnego człowieka (znaczy: nie będącego maniakalnym fotografem) dobre zdjęcie to takie, na którym jest wszystko ostre. Apple twierdzi co innego: dla masowego konsumenta płytka głębia ostrości jest super i dzięki niej iPhone 7 Plus będzie się lepiej sprzedawał. Ciekawe, czy ma rację? Jeśli tak, to otwiera się pole do popisu dla producentów aparatów z większymi matrycami, którzy bez problemu mogą pokazać, że ich sprzętem da się uzyskać znacznie fajniejszy efekt niż ten symulowany przez iPhone’y. Szczerze mówiąc nigdy nie rozumiałem, dlaczego producenci aparatów nie próbowali odzyskiwać „smarfonowców” epatując bokehami.

Na górze symulacja iPhone’a 7 Plus za pomocą obiektywu 85/1.8 przy przysłonie f/2.2. Zwracam uwagę na murek i sposób, w jaki od ostrości przechodzi on do rozmycia.

PS. Na dfv.pl nadal prace trwają i jeszcze potrwają. Proszę nie wstrzymywać oddechu! 😉