Czy już kupiłeś bezlusterkowca?

 

Bezlusterkowce zastąpią tanie lustrzanki! Taka opinia krąży po forach internetowych, a jej głosiciele przemawiają z taką pewnością, jakby wszystko było już przesądzone. Czyżby? Pomijając kwestię, czy dla konsumenta zastąpienie taniej lustrzanki za 1200 złotych bezluterkowcem droższym o co najmniej połowę będzie takie pociągające, to pozostaje pytanie: czy sami producenci będą tym zainteresowani? Z ich punktu widzenia taki scenariusz ma podstawową wadę: bezlusterkowce i lustrzanki nie tworzą wspólnego systemu u żadnego producenta. Sprzedając konsumentowi tanią lustrzankę, można go kusić by dokupywał akcesoria i obiektywy, a w perspektywie – przesiadł się na wyższy model lustrzanki.

Z bezlusterkowcem to się nie uda, niezależnie od tego, jakie przejściówki na „duże” obiektywy będą oferowane. Akcesoriów dla bezlusterkowca nie wykorzysta się z lustrzanką. Nikt też nie będzie kupował do bezlusterkowca obiektywów lustrzankowych i męczył się z nimi przez przejściówkę, bo „może kiedyś przejdę na lustro”. Te dwie klasy aparatów istnieją obok siebie i nie ma naturalnego przejścia z „bezlusterkowca dla początkujących” na „lustrzankę dla wymagających”.

Owszem, można to zrobić, ale w taki sam sposób, jak zmienia się kompakt na lustrzankę – bez żadnych ekonomicznych nacisków na to, aby pozostać w ramach oferty tego samego koncernu, którego aparatu używaliśmy do tej pory. Wolny wybór, wszystkie marki równie dostępne. A taka swoboda jest ostatnią rzeczą, której życzą nam producenci. Nie sztuka sprzedać raz, sztuka uzależnić klienta i skłonić go, by zawsze zostawiał pieniądze u nas, a nie w sklepie obok. Tania lustrzanka to początek uzależnienia. Nie tak tani bezlusterkowiec to jednorazowa impreza. Na następną można iść gdzie indziej.

  1. A! I przydałby się gdzieś link do wszystkich sond, albo przynajmniej kilku ostatnich, tak jak jest do najnowszych artykułów i komentarzy.

  2. Oczywiście głosowałem za posiadaniem już obecnie Evila 😉
    Jedna uwaga – zgadzam się oczywiście z faktem, że mało który amator przesiądzie się z bezlusterkowca na lustro.

    Nie zgodzę się jednak z tym zdaniem „Nikt też nie będzie kupował do bezlusterkowca obiektywów lustrzankowych i męczył się z nimi przez przejściówkę” – bo właśnie mnóstwo osób wręcz czekało od dawna na coś co umożliwi im „odkurzenie” starej manualnej optyki wymiarami kilkakrotnie mniejszej od obecnych AF-owych szkieł. Przykładowo użwam małych szkieł z systemu Canona FD a zanabyłem przejściówkę na bagnet Leica M i zamierzam go wykorzystać szukając tanich doskonałych szkieł Voigtlandera. Poza tym dla mnie określenie „męczenie” to akurat dokładne przeciwieństwo tego co odczuwam przy fotografaniu z Evilem z manualną optyką, w której manualne ustawianie ostrości i wartości przysłony jest kwintesencją pracy nad wykonaniem zdjęcia. Zresztą przy odrobinie wprawy ostrzenie w punkt na jasnych szkłach w Evilach nie jest wcale wolniejsze niż w AF-owej optyce.
    😉

    1. Nie zgodzę się jednak z tym zdaniem „Nikt też nie będzie kupował do bezlusterkowca obiektywów lustrzankowych i męczył się z nimi przez przejściówkę” – bo właśnie mnóstwo osób wręcz czekało od dawna na coś co umożliwi im „odkurzenie” starej manualnej optyki wymiarami kilkakrotnie mniejszej od obecnych AF-owych szkieł.”

      Wcale się nie nie zgadzasz 🙂 Piszesz o używaniu archaicznej optyki, której i tak się z nowymi lustrzankami nie użyje lub użyje tak samo niezależnie od producenta lustrzanki. I ta optyka wcale nie jest pomostem do przesiadki na lustrzankę. Zacytowane przez Ciebie zdanie dotyczyło współczesnych AF-owych obiektywów do lustrzanek, które mogłyby być pomostem przy przesiadce z bezlusterkowca na lustrzankę.

      Zresztą przy odrobinie wprawy ostrzenie w punkt na jasnych szkłach w Evilach nie jest wcale wolniejsze niż w AF-owej optyce.”

      🙂

      1. Oj, oj – Piotrze, dwa aspekty, dzięki którym Nex ma od dziś większą siłę przebicia całkowicie pominąłęś (czyżby celowo ?)
        😉
        Primo: dziś była aktualizacja oprogramowania do nexów: „Autofokus przy korzystaniu z obiektywów z mocowaniem A
        Automatyka ostrości (w trybie zdjęć pojedynczych) działa teraz przy korzystaniu z szeregu obiektywów SAM i SSM* z mocowaniem A, podłączonych za pośrednictwem sprzedawanego oddzielnie adaptera LA-EA1” – czyli Nexy mają nieograniczony dostęp do AF-owych lustrzankowych szkieł z działającym AFem !!!

        Secundo: nowa AFowa optyka, która zostanie wprowadzona do sprzedaży przeciągu 2 lat:
        •30 mm f/2.8 macro,
        •35 mm f/1.4 Zeiss,
        •50 mm f/1.8,
        •85 mm f/2.8,
        •16–50 mm f/3.5–4.5,
        •55–200 mm f/4–5.6,
        •70–300 mm f/4.5–5.6 G.

        Tertio: właśnie zaktualizowałem sobie oprogramowanie w Nexie na V3 i ISO oraz kilka innych funkcji mam „na wierzchu” pod palcem, tak więc od dziś mówienie o skomplikowanym menu nexów już trąci myszką i przedzodzi do historii…

        Hi, hi…
        😉

        1. Nic nie pominąłem – nawet to przewidziałem 😉 pisząc o przejściówkach pozwalających używać obiektywów lustrzankowych. Pytanie jest – ile osób będzie kupowało „duże” obiektywy do bezlusterkowców, żeby kiedyś łatwo przejść na lustrzankę. Moim zdaniem niewielu będzie takich, bardzo niewielu. Ale możesz mnie zaskoczyć i kupić jakiegoś G do Alf 🙂
          Owszem, Nexy właśnie trochę wydoroślały, ale to nie zmienia faktu, że dalej nie bardzo widzę w nich pomost do przesiadki na lustrzanki tej samej firmy.

    1. Obiektywy FD miały krótszy dystans do klatki filmu niż EF – po założeniu do lustrzanki cyfrowej obraz byłby ogniskowany przed matrycą.

    1. Da się – właśnie przejściówką z soczewką. Alternatywą jest przeróbka bagnetu aparatu, żeby wpuszczał obiektyw FD głębiej w korpus – raczej opcja teoretyczna.

      1. A ta soczewka w takim adapterze FD/EOS tak psuła jakość, że praktycznie bezsensem było dopinanie manualnych szkieł poprzez nią (z autopsji pisze, bo od razu takową sprzedałem).

  3. Piotrze, piszeż, że „Sprzedając konsumentowi tanią lustrzankę, można go kusić by dokupywał akcesoria i obiektywy, a w perspektywie – przesiadł się na wyższy model lustrzanki.”. Z tym się oczywiście zgodzę, ale, choć sam nie myślę, by bezlusterkowce miały zastąpić lustrzanki, być może strategia sprzedaży bezlusterkowców będzie dokładnie ta sama. Producenci będą ulepszać swoje bezlusterkowce, tak samo jak lustrzanki.

    1. Zadziała pod warunkiem, że użytkownicy bezlusterkowców będą mieli te same skłonności do kupowania dodatków, co użytkownicy lustrzanek. Przeciętnie zresztą użytkownik lustrzanki ma dwa obiektywy, z czego wynika, że jeśli ja mam kilka, to kilka osób musi poprzestać na aparacie z kitem 🙂 A na razie bezlusterkowce są promowane jako aparaty łatwe, małe i przyjemne, co przekonywałoby raczej osoby niekoniecznie chętne do kupowania, noszenia i używania wielu akcesoriów.

      1. •30 mm f/2.8 macro,
        •35 mm f/1.4 Zeiss,
        •50 mm f/1.8,
        •85 mm f/2.8,
        •16–50 mm f/3.5–4.5,
        •55–200 mm f/4–5.6,
        •70–300 mm f/4.5–5.6 G

        Jak widać producent w zakresie nexa raczej nie poprzestanie na 3 szkłach – tak więc biorąc za dobrą monete info o elektronicznym wyświetlaczu i planach na przyszłość – to przyszłość nexa widzę całkiem różowo – vide porównanie do innych evilów obecnych na rynku: http://www.dxomark.com/index.php/eng/Camera-Sensor/Compare-sensors/%28appareil1%29/652%7C0/%28appareil2%29/662%7C0/%28appareil3%29/632%7C0/%28onglet%29/0/%28brand%29/Sony/%28brand2%29/Samsung/%28brand3%29/Panasonic

        1. Dostępność akcesoriów (khem, w ciągu dwóch lat…) to jedna sprawa, ale całkiem inna – czy użytkownicy bezlusterkowców będą je kupować tak intensywnie, jak użytkownicy lustrzanek (czyli średnio intensywnie – 2 statystyczne obiektywy na statystyczną lustrzankę).
          Zobacz też, że im więcej graczy na rynku, tym torcik mniej słodki – jak był sam m4/3, to ceny były wysokie, a teraz konkurencja sprawiła, że spadły. Dla użytkowników to oczywiście dobrze, dla producentów – niekoniecznie. Zwłaszcza jeśli użytkownicy takich aparatów nie będą kupować akcesoriów.
          A Ty co chcesz dokupić do Nexa z oferty Sony – obecnej lub tej za dwa lata?

            1. Jeśli Ty nie chcesz kupować obiektywów Sony do NEX-a, to kto będzie? 😉
              Pochwal się jak coś kupisz 🙂

  4. Piotrze, najpierw będzie przymilnie (ale krótko), a później skontruję (oj, będzie długo, ale Wasza strona na to zasługuje bo jest bardzo merytoryczna).
    Dotarłem do tego tematu pośrednio – przez informacje o „EPHEMERIS”. Wielkie dzięki za ten poradnik. Korzystałem z czegoś podobnego dla myśliwych. Ale ten jest bdb. No to słodkości wystarczy.
    A teraz o „bezl…” (nie lubię tej nazwy tak bardzo jak bardzo lubię G1). Przez kilkadziesiąt lat miałem lustrzanki analogowe i było O.K. Mimo sentymentów stawiam zdecydowanie na dalszą ewolucję aparatów cyfrowych, chociaż z uwagi na lata powinienem być tradycjonalistą.
    Miałem od kilku lat takie marzenie dot. korpusu aparatu cyfrowego: niech ktoś kiedyś wyrzuci z lustrzanki cyfrowej lustro. Przecież to jest świat rejestracji i obróbki cyfrowej. Lustro w korpusie cyfrowym jest (będzie, będzie) anachronizmem. Są i będą opory (racjonalne i nieracjonalne), największe ze strony największych producentów (zrozumiałe, nie maja w tym żadnego interesu) i zagorzałych wyznawców „jedynie słusznych systemów” (to też rozumiem). Ale kto przed 10 laty odważyłby się mówić, że rejestracja cyfrowa dorówna analogowej, a tymczasem w wielu obszarach fotografii już ją przewyższyła. Wielcy „średnioformatowcy” już korzystają z matryc cyfrowych. Ostrzenie kontrastem jeszcze przegrywa z ostrzeniem fazą (ale na poziomie aparatów amatorskich juz tak nie bardzo). Wizjer optyczny jest świetny, lepszy od cyfrowego monitorka, ale czy na pewno? Co mi z tego, że widzę prawidłowo rzeczywistość, kiedy zarejestrowany będzie jej nieco zmodyfikowany obraz. To ja wolę widzieć i ewentualnie ingerować w to co ma być zarejestrowane. A wyświetlacze cyfrowe są stale doskonalone.
    Nie ma lustra, no to nie ma pryzmatu. Lustro już mi nie klapie i nie straszy motyli, a pryzmat już „nie robi wagi” (dla tradycjonalistów proszę – klapnięcie symulowane). A może jeszcze migawka elektroniczna? Korpus mniejszy i lżejszy; obiektyw mniejszy i lżejszy. Jeden nurt to miniaturyzacja (aparat z „naleśnikiem” w kieszeni/torebce), drugi to tradycyjna ergonomia korpusów lustrzankowych (dla mnie i mi podobnych). Do tego obrotowy wyświetlacz, tak do 3 cali, o przyzwoitej rozdzielczości. Kupiłem pierwszy aparat jaki się pojawił (Lumix G1), aparat zaprojektowany dla mnie. Na takie i podobne pionierskie rozwiązania mogą pójść tylko firmy, które nie dominują na rynku, ryzykanci którzy mają niewiele do stracenia. Dobrze, że takie są; one posuwają postęp za cenę „wieszania na nich psów”. A odbiorcy? Na początek rzesza majętnych, żądnych nowinek technicznych Japończyków, Chińczyków, Amerykanów.
    Nie wiem dlaczego dołączyli do nich konserwatywni Brytyjczycy. Towar sprzedaje się? Trochę (ale tylko trochę) to dla mnie dziwne, ale tam tak – sprzedaje się i zdobywa uznanie.
    Do nieprofesjonalnych amatorów dołączyli już „profesjonaliści”, a nawet profesjonaliści, uznając m4/3 za podręczne uzupełnienie i poręczne odciążenie toreb/plecaków z zestawami lustrzankowymi. A ile waży stabilny statyw, jeżeli ma nie być za bardzo drogi? Dźwigaj kilkanaście kilogramów sprzętu przez kilka godzin w trudnym terenie (góry, bory, torfowiska) i miej niczym nie ograniczone zadowolenie z robienia zdjęć. A może jednak system m4/3 z 2-3 obiektywami (razem 2 kg) i lekkim acz wystarczająco stabilnym statywem?
    No dobrze, to teraz – co mi się nie podoba w systemie m4/3. Lumix G1 jest lekki, ale dla mnie za mały, mniejszy niż kompakt FZ50. Chodzi mi tutaj o wygodę/ergonomię podczas wielogodzinnego fotografowania w terenie. Za blisko umieszczone elementy sterowania nastawami sprawiają, że czasami cmi się ustawi bez mojego udziału.
    Drugi minus, znacznie większy, to szkła. Są ciemne, optycznie średnie lub wręcz słabe (wyjątkiem jest kitowa PanLeica 14-45mm i stałka 20mm f/1,7). 45mm macro (chwalony przez użytkowników w USA) jest „do kitu”. Jego cena w stosunku do jakości jest dwukrotnie zawyżona. Albo egzemplarz, który miałem dość długo, żeby go dobrze poznać, był bublem, a to świadczyłoby źle o Panasoniku. Albo konstrukcja jest daleka od produktów sygnowanych napisem Leica (obiektyw w FZ50, 12x zoom! w porównaniu z 45mm macro jest rewelacyjny); wówczas produktu powinna się wstydzić firma niemiecka.
    Mankamentem w „bezl…” generalnie są więc obiektywy. A do korpusu G1 jakoś przyzwyczaiłem się i nadal uważam, że po jego zwiększeniu byłby to mój ideał.
    Co natomiast z obiektywami? A no, da się wykorzystać prawie wszystkie stare dobre obiektywy manualne (ta bardzo stare, koniecznie z pierścieniem przysłony i najlepiej z jej ręcznym przymykaniu) różnych systemów po dokupieni tanich konwerterów. Ja, uprawiając głównie macro i „prawie macro”, po dokupieniu przelotki z m4/3 na 4/3 koncentruję się jednak na Sigmamch 105 i 150mm macro 1:1. Bardzo dobre Zuiko 50mm f/2 ma „prawie macro”, bo tylko 1:2 i trochę za krótką ogniskową. I to mi wystarczy do czasu, kiedy powstanie jakiś naprawdę dobry obiektyw makro do systemu m4/3. Tyle tylko, że wyglądam „jakoś tak nieprofesjonalnie”, a ludzie przecież oceniają fotografa jednak po wypasionym sprzęcie. Całe szczęście, że motylom, ważkom i pająkom jest to obojętne. Chociaż może i nie – sprzęt jest mniejszy, cichszy, a moja głowa, kiedy komponuję obraz na ruchomym wyświetlaczu – daleko. Dodatkowo mam podgląd otoczenia.
    Dlaczego ten system, a nie APSC? Bo APSC ma dla mojego fotografowania za duże matryce.
    Co prawda są wielcy fotografowie przyrody fotografujący świetne zbliżenia w skali 1:1-1:10 (mój zakres) aparatami średniego formatu, ale dla mnie parametr głębi ostrości ma też istotne znaczenie. System m4/3 zapewni większą GO niż APSC i równocześnie wystarczająco lepszą jakość zdjęć (dynamikę, mniejsze szumy) niż malutkie matryce w typowych kompaktach.
    Tak więc zawsze ktoś się znajdzie kto „to” kupi, a jeżeli rynek będzie duży to i jakość będzie poprawiana.
    Nie mniej, pozostaję z całym szacunkiem w stosunku do fotografujących lustrzankami, uznając Ich racje, a w dużej części także podziwiając Ich zdjęcia.
    – świadomy przedstawiciel „ogromnej mniejszości”.

    1. Cieszę się, że Efemeryda się przyda.


      Miałem od kilku lat takie marzenie dot. korpusu aparatu cyfrowego: niech ktoś kiedyś wyrzuci z lustrzanki cyfrowej lustro. Przecież to jest świat rejestracji i obróbki cyfrowej. Lustro w korpusie cyfrowym jest (będzie, będzie) anachronizmem.

      Nie czuję się tradycjonalistą, ale nie jestem zwolennikiem innowacji na siłę. Jeśli usunięcie lustra coś poprawi i ułatwi _bez_ redukowania funkcjonalności, to proszę bardzo. Problem w tym, że obecność lustra to też kilka dodatkowych mechanizmów. Na razie te mechanizmy bez lustra nie bardzo da się zrobić.


      Są i będą opory (racjonalne i nieracjonalne), największe ze strony największych producentów (zrozumiałe, nie maja w tym żadnego interesu)

      Nie bardzo wiem, dlaczego w interesie producenta miałoby leżeć utrzymanie lustra. Jeśli natomiast pijesz do braku bezlusterkowców w ofercie CaNikona, to to są po prostu bardzo konserwatywne firmy, zapatrzone w siebie nawzajem. Do tego to są firmy, którym całkiem nieźle idzie sprzedaż tradycyjnych lustrzanek, to po co mają ryzykować z nowymi konstrukcjami, których przyszłość wcale nie jest oczywista?

      Ostrzenie kontrastem jeszcze przegrywa z ostrzeniem fazą (ale na poziomie aparatów amatorskich juz tak nie bardzo).
      Z moich niezbyt długich zabaw Panasonikiem GH1 wychodziło, że przy słabym świetle GH1 radzi sobie wcale nie gorzej niż amatorska lustrzanka – pod warunkiem, że doświetla sobie lampką. Jeśli się wyłączy lampkę, to już nie jest tak dobrze. Ale to drobiazg.
      Większa różnica polega na tym, że lustrzankowa detekcja fazy po pierwszym pomiarze „wie” o ile i w którą stronę przesunąć soczewki, a detekcja kontrastu „maca” na chybił-trafił i dochodzi do właściwego efektu metodą prób i błędów. O ile przy statycznych motywach i przewidywanym postępie technicznym różnica może być pomijalna, to przy wszelkiego rodzaju zdjęciach dynamicznych różnica pozostanie krytyczna.


      Wizjer optyczny jest świetny, lepszy od cyfrowego monitorka, ale czy na pewno? Co mi z tego, że widzę prawidłowo rzeczywistość, kiedy zarejestrowany będzie jej nieco zmodyfikowany obraz. To ja wolę widzieć i ewentualnie ingerować w to co ma być zarejestrowane.

      Kwestia gustu. Przy kontrastowych scenach mogę sobie ocenić, co mi się nie zmieści w rozpiętości tonalnej i dokonać wyboru, ale wolę widzieć w wizjerze i światła i cienie, a nie albo jedno, albo drugie i zgadywać, co jest w tej części, której aktualnie mi wizjer elektroniczny nie pokazuje.


      Nie ma lustra, no to nie ma pryzmatu. Lustro już mi nie klapie i nie straszy motyli, a pryzmat już „nie robi wagi” (dla tradycjonalistów proszę – klapnięcie symulowane).

      To prawda. Jednak waga aparatu będąca skutkiem obecności pryzmatu i lustra jest mało istotna, przy wadze obiektywów – a te wynikają z rozmiaru matrycy i jasności. Ergo – przy dużej matrycy i jasnych obiektywach zysk na usunięciu lustra i pryzmatu jest znikomy.


      A może jeszcze migawka elektroniczna?

      Tu dochodzimy do drugiego problemu związanego z usunięciem lustra i pracy wyłącznie w trybie LV – matryca cały czas pracuje. Jak pracuje, to się grzeje, co wpływa na jakość obrazu. Różnica bywa mniejsza lub większa, w ciepłe dni będzie większa, ale zawsze to kompromis – wymieniamy stały podgląd obrazu z matrycy na jakość. Jak dla mnie wymiana nieopłacalna, ale oczywiście każdy może mieć własne priorytety.


      Do nieprofesjonalnych amatorów dołączyli już „profesjonaliści”, a nawet profesjonaliści, uznając m4/3 za podręczne uzupełnienie i poręczne odciążenie toreb/plecaków z zestawami lustrzankowymi.

      Jakieś źródło na temat profesjonalistów wykorzystujących w pracy bezlusterkowce? Jeśli to reporterzy, to nic nowego sub sole – oni korzystali czasem dla dyskrecji z kompaktów, to równie mały aparat z lepszą matrycą będzie naturalnym zastępnikiem. Natomiast jak przychodzi do zleceń komercyjnych, gdzie klient wymaga jakości, to waga przestaje się liczyć.


      A ile waży stabilny statyw, jeżeli ma nie być za bardzo drogi? Dźwigaj kilkanaście kilogramów sprzętu przez kilka godzin w trudnym terenie (góry, bory, torfowiska) i miej niczym nie ograniczone zadowolenie z robienia zdjęć.

      No, są tacy, co tak zasuwają z wielkim formatem, a tam statyw musi być naprawdę duży i solidny 🙂


      A może jednak system m4/3 z 2-3 obiektywami (razem 2 kg) i lekkim acz wystarczająco stabilnym statywem?

      Może. Ja byłbym zainteresowany bezlusterkowcem do fotografii krajobrazowej – duża matryca, solidna liczba megapikseli, dobre, ale ciemne obiektywy (f/2.8 w pejzażu jest zbędne). Czułość ISO może się kończyć na 200, choć najlepiej, jakby się zaczynała na 25. Ale to raczej aparat do specyficznych zastosowań.


      Tak więc zawsze ktoś się znajdzie kto „to” kupi, a jeżeli rynek będzie duży to i jakość będzie poprawiana.

      Oczywiście. Nie neguję miejsca na aparaty bez lustra (choć oczywiście ile tego miejsca jest na rynku przekonamy się za jakiś czas), tylko bardzo powątpiewam w wyparcie lustrzanek przez takie konstrukcje. Lustro pozwala stosować jednak parę mechanizmów, które ułatwiają fotografowanie, przynajmniej w części sytuacji.
      Dość prowokacyjnie do tego wpisu wrzuciłem zdjęcie z sesji, którą znacznie trudniej byłoby mi zrobić czymkolwiek innym niż lustrzanką. A i lustrzanką nie było łatwo.

      1. Piotrze, warto jednak podyskutować, a nie dzielić się tylko zdawkowymi uwagami, co jest tak często praktykowane anonimowo na różnych forach. Myślę, że dobrą, chociaż zawsze subiektywną ocenę systemów bez lustra dałby doświadczony fotograf lustrzankowy po dłuższej zabawie z systemem Live View w korpusie bez lustra. Źle, moim zdaniem, wypadają na różnych forach etatowi dyskutanci teoretycy, którzy wypowiadają się na temat jakiegoś modelu, którego nigdy nie trzymali w ręku, a tym bardziej nie robili nim zdjęć. Są to wyznawcy „jedynie słusznych” rozwiązań/systemów. Piszę to świadomie zakładając, że Ty miałeś jednak do czynienia z „bezl…”, bo w redakcji DFV i na wiosennym spotkaniu w Łodzi aparaty Panasonika i Olympusa same wchodziły wszystkim chętnym w ręce.
        Ale wracając do wątku, można w ciemno powiedzieć/napisać, że z oczywistych względów zdecydowanie negatywna będzie opinia o korpusach pozbawionych lustra, pryzmatu i wizjera optycznego np. fotografa ślubnego czy reportażysty, zwłaszcza sportowego. Ale już w fotografii studyjnej, portretowej, ulicznej, w podróży można by oczekiwać zróżnicowanej oceny. O tym można poczytać na forum w lubianym przeze mnie serwisie „dpreviw” (tam znajdziesz jedną z odpowiedzi na zadane mi pytanie). Na ulicy czy targowisku mały nie rzucający się w oczy aparat z „naleśnikiem” i obrotowym wyświetlaczem jest jednak rozwiązaniem rewelacyjnym. Po treningu fotograf może robić zdjęcia nie zwracając na siebie uwagi. Wystarczy oczywiście np. kompaktowy G12 Canona (brawa dla producenta za przywrócenie obrotowego wyświetlacza), ale wolałbym nieco większą matrycę. Piszesz o domyślaniu się co jest w cieniach przy kadrowaniu w Live view. Tak rzeczywiście mam w FZ50. W G1 juz widzę, pomimo że bardzo często mam za mało światła. Postęp jest wyraźny. Dla mnie G1 zapewnia mi największą wygodę (a fe – wygoda najważniejsza?) w dominującym obszarze mojego fotografowania.
        Podsumowanie do tego fragmentu: Wojtek Tkaczyński napisał kiedyś – „nie ma idealnego aparatu dla wszystkich”. Dodałem do tego (gdzieś, kiedyś) – „nie ma aparatu idealnego do wszystkiego).

        A propos tradycjonalizmu, to oczywiście nie było do Ciebie, tylko ogólnie. W moim odbiorze jesteś bardzo nowoczesnym fotografem (zdjęcia, teksty, komentarze), a jednocześnie także mocno osadzonym w dawno wypracowanych kanonach estetyki fotografii. I sprzęt nie ma tu „nic do tego”. Wielu „nowoczesnych” fotografów na siłę wyrywa się z tych kanonów. I dobrze, bo czasami powstaje coś bardzo interesującego. Ja osobiście bardzo często jednak nie podzielam np. ocen konkursowych. Główną nagrodę na wystawach (żeby ocenić właściwie zdjęcie trzeba zobaczyć powiększenie na papierze) „daję” wyróżnieniom, a obok tego najlepszego zdjęcia przechodzę dość obojętnie. Ale to nie na temat.

        Zatem wracając do tematu, uważam że nie należy szukać aparatu „robiącego najlepsze zdjęcia” ale najlepiej pasującego fotografowi. U mnie oznacza to – czy dobrze się go trzyma i obsługuje, czy łatwo mi nim fotografować, czy uzyskuję nim to co chcę uzyskać. Może mam zbyt małe wymagania. Korpus G1 Panasonika, chociaż ma minusy, jak dotychczas jest dla mnie najlepszy. A „jedyne” potrzebne mi szkło – po pierwszych testach wydaje mi się, że dobiorę (chyba Sigma 150mm macro). Ale będzie komicznie – armatnia lufa, do której będzie przyklejony mały aparacik.

        Na zakończenie: mamy sytuację fotograficznej szczęśliwości – każdy może wybrać coś dla siebie. Są i tacy, którzy mają po kilka korpusów (w domu, torbie? plecaku?), a do tego jeszcze jakiś kompakt w kieszeni. Mi wystarczy G1 i dwa obiektywy.

        1. Piotrze, warto jednak podyskutować, a nie dzielić się tylko zdawkowymi uwagami, co jest tak często praktykowane anonimowo na różnych forach.
          Oczywiście, że warto 🙂


          O tym można poczytać na forum w lubianym przeze mnie serwisie „dpreviw” (tam znajdziesz jedną z odpowiedzi na zadane mi pytanie).

          Akurat forum Dpreview nie lubię, bo za dużo tam teoretyków sprzętowych i za dużo osób, które własne banalne błędy w technice z wielkim krzykiem zrzucają na sprzęt. Te fora są zresztą coraz gorsza – kiedyś pojawiało się tam trochę osób, które wiedziały, co piszą, a w ostatnich dwóch latach te osoby stopniowo znikały z Dpreview, pewnie mając dość dyskusji z trollami.


          Na ulicy czy targowisku mały nie rzucający się w oczy aparat z „naleśnikiem” i obrotowym wyświetlaczem jest jednak rozwiązaniem rewelacyjnym. Po treningu fotograf może robić zdjęcia nie zwracając na siebie uwagi.

          Z pewnością, choć ja akurat czuję się niekomfortowo robiąc zdjęcia z ukrycia. Wolę jasne sytuacje i duży aparat nie jest dla mnie tu problemem, a może wręcz zaletą, bo wymusza nawiązanie relacji z modelem. Problemem są białe obiektywy, bo one sprawiają od razu wrażenie, że się fotografuje zawodowo, na czyjeś zlecenie i zaczyna się od odpowiedzi na pytania: „a dla kogo mają to być zdjęcia?”.


          Podsumowanie do tego fragmentu: Wojtek Tkaczyński napisał kiedyś – „nie ma idealnego aparatu dla wszystkich”. Dodałem do tego (gdzieś, kiedyś) – „nie ma aparatu idealnego do wszystkiego).

          Oczywiście, a nawet: „nie ma idealnego aparatu dla wszystkich, a nawet idealnego aparatu dla wszystkich fotografujących dowolnie wybraną tematykę”. Kwestia – czego potrzebuję od aparatu, a co jest nieistotne dla mojego stylu pracy.


          A propos tradycjonalizmu, to oczywiście nie było do Ciebie, tylko ogólnie.

          Ależ tradycjonalizm mnie nie obraża 🙂


          Zatem wracając do tematu, uważam że nie należy szukać aparatu „robiącego najlepsze zdjęcia” ale najlepiej pasującego fotografowi.

          No, jednak jakość efektu finalnego też jest ważna 🙂 Choć oczywiście warto zwracać uwagę, czy naprawdę potrzebujemy wysokiej rozpiętości tonalnej (w studio?), rewelacyjnych wysokich ISO (w pejzażu?) lub astronomicznej rozdzielczości (prezentując zdjęcia w internecie?).
          Oczywiście nie mniej ważny jest sam aparat – tak komfort korzystania z niego, subiektywna wygoda i łatwość, jak i obecność potrzebnych funkcji. Jak dla mnie niemożność ustawienia jednocześnie wstępnego podnoszenia lustra i samowyzwalacza w Nikonach (przy braku LV działającego jako wstępne podnoszenie lustra) jest co najmniej irytujący. Za to funkcja „zielonego przycisku” w trybie manualnym Pentaksów – rewelacja. Generalnie chodzi o to, by – parafrazując – „ten cholerny aparat nie przeszkadzał w robieniu zdjęć”.

          Z tego punktu widzenia bezlusterkowce rozwiązują problemy, których ja nie mam, bo ani waga, ani rozmiar lustrzanki mi nie przeszkadzają. Za to wiążą się z kompromisami i ograniczeniami, które dla części mojego fotografowania są nieakceptowalne. Choć dla innej części – tej krajobrazowej – byłyby bez znaczenia, pod warunkiem spełnienia innych moich wymagań.

          A „jedyne” potrzebne mi szkło – po pierwszych testach wydaje mi się, że dobiorę (chyba Sigma 150mm macro). Ale będzie komicznie – armatnia lufa, do której będzie przyklejony mały aparacik.
          🙂


          Na zakończenie: mamy sytuację fotograficznej szczęśliwości – każdy może wybrać coś dla siebie.

          W moim malkontenckim odbiorze jest nieco inaczej – nie ma aparatu idealnego i aż dziwne, jak dużo przydatnych udoskonaleń można by wprowadzić do aparatów zerowym kosztem – wyłącznie modyfikując oprogramowanie wewnętrzne i udostępniając funkcje, które nie wymagają żadnych inwestycji ani innowacji technologicznych.

          1. Piotrze, mimo, że redagujecie z Ewą „szturchaniec”, to jednak doszliśmy do wspólnego mianownika: „…nie ma aparatu idealnego…” Mojemu G1 też dużo brakuje do ideału (chociaż jest dla mnie najlepszy). Producenci jeszcze długo będą mogli co wymyślać. A ponieważ temat się skończył, to ja Cię trochę szturchnę.

            Po co komu aparat fotograficzny?
            Od jakiegoś czasu zastanawiam się, po co w ogóle potrzebny jest mi aparat fotograficzny. Robienie zdjęć, żeby zachować dla siebie widziane obrazy czy ulotność chwil (zmieniam co jakiś czas powiększenia w pokoju na ścianie, i nie są to wcale robale); utrwalać, oglądać (i pokazywać) to co przemija albo to co moim zdaniem jest piękne? To też, ale już w coraz mniejszym stopniu. Aparat coraz bardziej służy mi do tego, żeby wtopić się w przyrodę i poczuć się „na swoim miejscu”. W galerii DFV od dłuższego czasu już nie pokazuję zdjęć robionych „na pokaz”. Są to raczej dokumentacje przeżytych doznań podczas fotografowania przyrody albo ilustracje problemów sprzętowych. Dopiero teraz doszedłem do wniosku, że już wcześniej aparat był w dużym stopniu „tylko” pretekstem do wyjścia na łąkę przed świtem, patrzeć na słońce z trudem przebijające się przez mgłę i obserwować budzący się dzień, no i te żurawie – najpierw nad głową, a potem na łące. Tak się składa, że żona pozwala mi na podobne ekscesy. Piotrze, Ty tego nie znasz, Ty odsypiasz nocny dyżur (dostatecznie mocny szturchaniec?). Zastanawiam się, czy aparat nie jest dla mnie głównie (jedynie?) narzędziem do głębszego przeżywania przyrody (odrabiam zaloegłości), a zrobione przy takiej czy innej okazji zdjęcie nie jest przypadkiem tylko produktem ubocznym (szturchaniec od fotoodszczepieńca).

            1. Po co komu aparat fotograficzny?
              Od jakiegoś czasu zastanawiam się, po co w ogóle potrzebny jest mi aparat fotograficzny. Robienie zdjęć, żeby zachować dla siebie widziane obrazy czy ulotność chwil […] utrwalać, oglądać (i pokazywać) to co przemija albo to co moim zdaniem jest piękne? To też, ale już w coraz mniejszym stopniu.

              Ok, czujemy się szturchnięci 🙂 To o tym szerzej za chwilę.

              Dopiero teraz doszedłem do wniosku, że już wcześniej aparat był w dużym stopniu „tylko” pretekstem do wyjścia na łąkę przed świtem
              Ja jednak wierzę we wspomagającą pamięć funkcję fotografii. To, co widzi postronny widz, to jedna sprawa, ale autorowi zdjęcie odświeża wspomnienia. Takie ciasteczko Prousta 🙂

              Piotrze, Ty tego nie znasz, Ty odsypiasz nocny dyżur (dostatecznie mocny szturchaniec?).
              Chciałbym. Wczoraj wstawanie o 7, dzisiaj wstawanie o 7… Tyle, że niekoniecznie pierwsze kroki do komputera.

  5. Piotrze, Ty tego nie znasz, Ty odsypiasz nocny dyżur (dostatecznie mocny szturchaniec?).
    – Chciałbym. Wczoraj wstawanie o 7, dzisiaj wstawanie o 7… Tyle, że niekoniecznie pierwsze kroki do komputera.

    I znowu „muszę” się z Tobą Piotrze zgodzić. No pewnie, że nie do komputera – na wsi na łąkę, a w mieście (dzisiaj) obejrzałem zaklinacza psów na NG (pouczające – podpatruję jak postępować fotografując konie) i film o białych lwach na AP (sam spotykam dziwne zwierzęce przypadki), potem jeszcze mistrzostwa świata siatkarek (ale tylko jeden mecz z Brazylijkami), potem śniadanie, i dopiero teraz do komputera. No i dopiero później do pracy (trudny przejazd rano przez całe miasto wymusza wybór godzin pracy).
    Nie, zapomniałem – po drodze uczyłem się jeszcze od Austina Stevensa (AP) jak fotografować węże. Po kupieniu Sigmy 150mm z naszymi żmijami będzie mi jednak bezpieczniej niż on to robił. Miał dzisiaj bardzo krótką ogniskową i fotografował z kilkunastu cm! Ja, po teoretycznym zgłębieniu wiedzy lustrzankowych makrowiczów, decyduję się od 90-100mm wzwyż.
    No, znowu ten sprzęt; szkoda, że bez niego nie można. Wprawdzie mistrzowie tworzą swoje fotografie w ich głowach (fotografując ruchliwą przyrodę z podchodu, jestem od tego w dużym stopniu zwolniony), ale i tak ostatecznie używają „jakiegokolwiek” sprzętu, choćby otworkowego. Czekam na dobre czasy, kiedy o sprzęcie ode mnie „nie usłyszysz”.

    I jeszcze z jednym „muszę” się zgodzić: „Ja jednak wierzę we wspomagającą pamięć funkcję fotografii. To, co widzi postronny widz, to jedna sprawa, ale autorowi zdjęcie odświeża wspomnienia.” Tak, ale to już jest takie bardzo osobiste i samolubne – robię to rzeczywiście najbardziej dla siebie, jako przedłużenie realnych przeżyć. Robię wówczas powiększenia dla siebie i wieszam „sobie”. Całe szczęście, że rodzina to cały czas toleruje, nawet kiedy czasem wieszam robala (pod warunkiem, że jest to np. ważka). Takie powieszenie powiększenia na tydzień czy dwa (bywa że na rok) bardzo dużo daje. Daje naukę na przyszłość, jak zrobić podobne ujęcie lepiej. może inna perspektywa, może inne światło, może… To tak od razu nie bardzo widać (tak jest przynajmniej u mnie). Udało mi się „zejść” ze sprzętu na fotografię.
    Hmm, no to po co mi w końcu ten aparat?

  6. To jeszcze ja wtrącę swoje 3 grosze.
    Mówisz Aleksandrze że jesteś „fotoodszczepieńcem” i może to jest prawda, ale zapewniam Cię że nie jedynym.
    Ja też zastanawiałem się często „po co mi aparat” i dochodziłem do podobnych wniosków.
    Aparat jest tylko pretekstem żeby np. iść do lasu w dzień deszczowy i paskudnie zamglony, kiedy normalni ludzie oglądają na ogół telewizję.
    Pretekstem do spotkania z Wrażeniami Wyższego Rzędu.
    Jest to odtrutka na ten cały szum informacyjny dnia codziennego: ktoś coś powiedział, ktoś inny mu odpowiedział, ktoś kogoś obraził, ktoś obiecał itd
    Świat wirtualny oderwany od rzeczywistości.
    A las jest przedmiotem, można go dotknąć a jak się wróci do domu to można popatrzeć na jego obraz na monitorze.
    W skansenie w Białowieży jest wiatrak (a nawet dwa), robię mu oczywiście zdjęcia i staram się to oczywiście robić zgodnie ze sztuką.
    Ale najważniejsze jest dla mnie nie to, że na zdjęciu skrzydła wiatraka wychodzą z trzech rogów kadru tylko to, że miałem okazję poznać jego konstrukcję wewnętrzną (bardzo ciekawe) a w domu zainteresowałem się nieco historią takich wiatraków.
    Dowiedziałem się np. (co mnie niezmiernie zdumiało) że wiatraki typu koźlak były w Polsce budowane jeszcze w latach trzydziestych XX w.
    I znów fotografia jest tylko pretekstem do zdobycia jakiejś wiedzy, do porozmawiania z ludźmi.
    A jeśli chodzi o sprzęt to uważam, że powinien on być maksymalnie prosty i lekki, żebym nie musiał stale o nim myśleć, bać się uszkodzenia itp.
    Oczywiście musi też dawać jakąś tam jakość, ale na moim poziomie jest to raczej łatwe.
    A obrotowy wyświetlacz jest genialny.
    Zastanawiam się czasem w jakim kierunku to wszystko się rozwinie i tak samo wydaje mi się że lustro kiedyś zniknie, zniknie też mechaniczna migawka a może także mechaniczna przesłona (powstanie np przesłona na LCD).

    Elektronika cały czas powoli wypiera różne konstrukcje mechaniczne i to w każdej dziedzinie.
    Nie nastąpi to oczywiście natychmiast ale może już niedługo.
    W końcu jak matryca włączona na stałe grzeje się to można ją też elektronicznie chłodzić.
    A technologia matryc też pewnie będzie wkrótce dużo lepsza.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *