Czekając na rewolucję

Przy okazji dyskusji o (z)morach Jarek wyraził nadzieję na aparat prawdziwie rewolucyjny, przełomowy i w ogóle wywracający świat do góry słoniami, na których spoczywa – a przynajmniej światek fotograficzny. Czy Jarek ma szanse na spełnienie swojego marzenia?

Long story short – nie ma. I piszę to w pełni świadom wszystkich historycznych przepowiedni, że samochód nigdy nie zastąpi konia, a w ogóle w XIX wieku wynaleziono wszystko, co się da wynaleźć. Trudno, zaryzykuję przepowiednię: rewolucyjnego aparatu cyfrowego już nie będzie.

Z pewnością czekają nas premiery różnych bardzo udanych cyfraków. Być może całkiem niedługo będziemy się zachwycać ISO Milion tak czystym, jak jeszcze parę lat temu ISO 1600. Niewątpliwie usłyszymy niejeden raz o aparacie przełomowym. Może nawet niektóre z tych aparatów naprawdę będą niezłe. 🙂 Ale aparat rewolucyjny, który zmieni wyobrażenia o tym, co w fotografii możliwe, a co niemożliwe? Przykro mi, nic z tego Jarku.

Już dawno weszliśmy w fazę zmniejszających się zysków – każda kolejna generacja cyfraków daje coraz mniej, stanowi mniejszy i mniejszy krok do przodu. Nowy aparat w coraz mniejszej liczbie sytuacji daje przewagę, jakiej nie zapewniłby stary model. Tak jest od ładnych paru lat i ten proces będzie postępować. Co nie znaczy, że nie będzie postępu – owszem, on będzie sobie dreptał małymi kroczkami. O rewolucji w fotografii można zapomnieć.

To nie powinien być powód do zmartwienia – po prostu współczesne aparaty pozwalają już w fotografii powiedzieć wszystko. Teraz to tylko od nas zależy, co mamy do powiedzenia i jak ładnie umiemy to sformułować. Sprzęt nie jest już przeszkodą, a nowe generacje, owszem, będą trochę bardziej ułatwiały zrobienie pewnych rzeczy, ale właśnie – tylko trochę i tylko ułatwiały. Będzie lepiej, łatwiej, poręczniej, ale na duży upgrade nie ma co czekać. Zamiast czekać, lepiej popracować nad upgradem tego drugiego, ważniejszego aparatu fotograficznego. Nie, proszę zostawić komputer i jego oprogramowanie w spokoju! Chodzi o aparat białkowy. 🙂

Zdjęcie powyżej to jedno z moich ulubionych z aparatu bardzo starego i bardzo ograniczonego funkcjonalnie z dzisiejszej perspektywy. Dzisiaj zrobiłbym to zdjęcie inaczej. Ale nie dlatego, że miałbym inny aparat.

  1. Jedyna rewolucja, jaka się szukuje, to aparaty, które pozwalają ostrzyć po fakcie. Nie wiem, czy to chwyci, ale technologicznie to duża zmiana, zupełnie nowe podejście do rejestracji zdjęcia.

    1. To jest ciekawostka technologiczna, a nie sensowna oferta. I nie chodzi mi nawet jak dzisiaj wygląda i co oferuje Lytro, ale o samą technologię. W wersji kompaktowej (rozmiar matrycy) to pole manewru jest niewielkie, bo już sama matryca wymusza sporą głębię ostrości (a obiektywy do kompakta ze światłem f/0.3 nie jest tak łatwo zrobić 🙂 ). W wersji dla aparatu z dużą matrycą końcowa rozdzielczość leci na pysk, wykluczając właściwie wszelkie zastosowania poza internetowymi miniaturkami, gdzie i tak tę głębię ostrości słabo widać. Jak zrobili prototyp na bazie aparatu średnioformatowego z cyfrową tylną ścianką, to im zdjęcia wyszły, jeśli dobrze pamiętam, w granicach kilkuset pikseli na bok.

  2. A jeżeli kiedyś wszystko będzie 3D ?
    Trójwymiarowa telewizja, trójwymiarowe kino, trójwymiarowy system operacyjny i programy komputerowe, trójwymiarowe obrazy na ścianach, trójwymiarowe zdjęcia?
    Czy zmieni się wtedy również sposób patrzenia fotografa?

    1. A jeżeli kiedyś wszystko będzie 3D ?
      Ewa mówi, że wtedy co piąty człowiek będzie chodził i rzygał 🙂

      Ja jestem entuzjastą nowych technologii okołofotograficznych, ale akurat 3D to moim zdaniem niewypał, a dokładniej próba narzucenia pewnego trendu przez producentów sprzętu. Próba, co już widać, po raz kolejny nieudana. Próby wprowadzania 3D mają miejsce średnio co 10 lat, więc to z pewnością jeszcze nie koniec 🙂
      Zresztą pomijając już sensowność i atrakcyjność 3D, to naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żeby takie zdjęcia robić dzisiaj. Są aparaty 3D, są przystawki lub obiektywy do normalnych aparatów, pozwalających robić 3D. W końcu można całkiem zwykłym aparatem robić zdjęcia, łącząc je później w 3D. Możliwości są dzisiaj – tylko brać i robić. Cokolwiek się pojawi w przyszłości może tylko ułatwić wykonanie, obróbkę lub prezentację. Natomiast nie pomoże na najważniejsze – co fajnego z tym 3d zrobić? Oprócz robienia wrażenia na dzieciakach (które zresztą już w części rzygają od 3D). Sens, pomysł i idea to największy problem z 3D, bo możliwości są dostępne.

  3. Skoro poniekąd wywołałem temat, to uściślę. Jestem realistą i rzeczywiście w cyfrze takiej rewolucji nie należy się spodziewać (z naciskiem na słowo „spodziewać”, bo co będzie, to insza inszość) ;-). Liczyłem w tej wypowiedzi, o której Piotr wspomina, na jakieś istotne wynalazki w sprzęcie foto, dając wyraz świadomości, że raczej rozwój ma charakter software`owy a cyfra jako technologia fotograficzna nie jest zagrożona. Na razie. Nie wiemy jak będzie ewoluować technologia i jakie jej zastosowania będą ważne – vide kariera internetu, który w swych początkach wydawałaby się, że będzie służył wyłącznie uniwersyteckim molom książkowym.

    Ale wracając do rewolucji: przeżywamy je stale – ot, choćby teraz cyfrowa telewizja. Ja taką rewolucję przeżyłem jako fotograf analogowy; pamiętam sądy autorytetów mówiących, że cyfra to chwilowa nowinka techniczna, która do pięt nie dorasta aparatom na film. Tak było i co!? A może coś zastąpi cyfrę? Fotografia analogowa panowała ok.160 lat (licząc od dagerotypów). Jaka będzie za 160 lat technika utrwalania obrazu? Nawet nie śmiem sobie wyobrazić. Joseph Nicéphore Niépce i Louis Jacques Daguerre z pewnością nie wyobrażali sobie fotografii cyfrowej …

  4. nie wierzę w 3d, nie wierzę w hologramy itp rewolucje.. nic nie pooradzę ze foty uwielbiam ogladać (i dotknąć czasem) na papierze, zwłaszcza te dobre:)

    1. Racja. Też nie lubię takich bajerów. To jest ciekawostka, coś co można raz wykorzystać, zobaczyć efekt i więcej tego nie robić.

      1. Macie rację, ale załóżmy że technologia 3D jest w powijakach (kłopotliwe i mało efektywne). Jak się rozwinie w atrakcyjny przekaz, to kto wie! Analogia, żebym był lepiej zrozumiany: z dzieciństwa pamiętam cz-b telewizory. Żeby ochronić widza przed promieniowaniem i uatrakcyjnić obraz zakładało się na kineskop taką szybkę: na dole zielona (trawa) przechodziła w jasny pomarańcz, a na górze płynnie w niebieski (niebo). Też był kolor 😉 ale się nie przyjął. Telewizory marki Rubin i Sony (z Peweksu) wymiotły wszystko – i to się przyjęło do dziś!

        1. załóżmy że technologia 3D jest w powijakach (kłopotliwe i mało efektywne)

          Z 3D jest problem zupełnie podstawowy – człowiek wcale nie postrzega świata w 3D. Tak naprawdę trójwymiarowo widzimy tylko to, co jest blisko – tak do 2 metrów od nas. To, co jest dalej, interpretujemy jako przestrzenne przez rozumienie tego, co widzimy, a także przez zmianę pozycji przedmiotów w różnych płaszczyznach przy zmianie pozycji. To wszystko ma się nijak do robienia trójwymiarowych efektów, gdzie nawet odległe obiekty są 3D, a te bliskie – 3D do kwadratu. To po prostu wygląda sztucznie i dziwacznie. I jest znacznie mniej zbliżone do ludzkiego postrzegania niż dwuwymiarowe fotografie.

      2. To ja bym jeszcze zwróciła uwagę na co innego. Popatrzcie sobie na jakieś zdjęcia, na przykład swoje, i zastanówcie: ile z nich zyskałoby (zyskało, a nie „mogło być”) w wersji 3D?

        Jaka jest przewaga telewizora kolorowego nad czarno-białym, to jest dość jasne i nikt nie ma wątpliwości, że taka przewaga istnieje. Z 3D to już nie jest takie oczywiste – nawet zostawiając na boku przykry fakt, że całkiem sporo ludzi reaguje chorobą symulacyjną (to coś podobnego do choroby lokomocyjnej), nie ma właściwie pewności, czy takie 3D faktycznie coś istotnego do przekazu wizualnego wnosi. Poza ciekawostkowością.

  5. A moja rewolucja to rybie oko! O dzięki Ci wielki Samyangu, że zrobiłeś dla mnie ten obiektyw!·Chodzę po Pradze i robię te same miejsca, które obfotografowałem już ze 20 razy, rybim okiem. Dziś o mało co nie przejechał mnie samochód, bo robiłem most kolejowy pod Wyszehradem stojąc na środku ulicy. Najpierw sprawdziłem, przez rybie oko oczywiście, jak daleko są samochody, potem zacząłem komponować kadr, i okazało się, że w świecie bez rybiego oka wszystko jest znacznie bliżej i trąbi.
    Czyli rewolucja może polegać na cofnięciu się do czegoś, co już dawno istniało, ale jakoś nie wzbudziło naszego zainteresowania. Nie ukrywam, że zainspirował mnie Jarek. Też ma rybie oko.

    1. :))) Cieszę się, że zainspirowałem! Dobrych zdjęć życzę, Włodku! Tylko trzeba uważać, żeby z fishem nie przesadzić, bo to szkło bardzo wciąga 🙂
      To dobry kierunek rewolucji: odkrywać to co już było, a co dla nas jest nowe. Świat jest taki różnorodny… Jednak ciągle gonimy za jakimiś nowościami. Dlaczego? Może dlatego, że różnorodność jest twórcza, inspiruje i stymuluje do nowych spojrzeń. Dla mnie fish jest już starym rozwiązaniem (fotografuje nim ok. 2 lata), ale nadal mam do niego entuzjastyczny stosunek. Żeby iść za nowościami zamówiłem sobie przeciekawy obiektyw. Ręczna robota! Jest ich kilkanaście w naszym pięknym kraju, w Czechach chyba nie ma. Jeszcze zdjęć nie wystawiam, najpierw muszę rozgryźć „duszę” (a to się Piotr uśmieje ;-)) tego szkiełka. Może na najbliższych warsztatach się uda… Dla mnie to będzie kolejna rewolucja 😉

  6. Pytanko z ciekawości – czym jest ten aparat bardzo stary i bardzo ograniczony funkcjonalnie z dzisiejszej perspektywy?
    Edit: dobra, wiem – 300D 🙂

  7. Ewo, przejrzałem swoje pstryki. Zadne by nie zyskało na 3d. Kilka byłoby tylko zupełnie innymi fotaki:)

    1. No właśnie… a czy te hipotetyczne „inne foty” są warte zachodu? Można już teraz przerabiać zwykłe zdjęcia na 3D – chwilę to trwa, ale da się. Tylko pozostaje do ustalenia kwestia, na ile warto. I to nie chodzi konkretnie o Twoje zdjęcia, tylko o pytanie natury bardziej ogólnej – na ile ta technologia wnosi w przekaz coś więcej, niż tylko ciekawostkę, która się szybko opatrzy. Na przykładzie konkretnych, własnych zdjęć chyba łatwiej to sobie przemyśliwać.

      1. Wiele razy próbowałem zrobić zdjęcie przepaści.
        Za każdym razem oglądając efekt uznawałem, że nie widać na nim tej przerażającej odległości…

        1. Nie jestem pewien, czy 3D Ci pomoże, ale próbuj 🙂 Proponowałbym też spróbować tradycyjnych fotograficznych środków dla pokazania dystansu – głębi ostrości, skali znanych (rozpoznawalnych) obiektów, perspektywy powietrznej.

      2. Kiedy oglądałem w kinie film Avatar, zobaczyłem na ekranie to, czego nigdy nie potrafiłem uzyskać. Dlatego jestem pewien: w tym przypadku nic nie jest w stanie zastąpić trzeciego wymiaru. Bo to mózg musi spróbować zogniskować oczy na krawędzi przepaści, a potem na jej dnie, żeby zdać sobie sprawę z odległości.

        Oczywiście nie uważam, że 3D jest odpowiedzią na wszystko. Wręcz przeciwnie. Po prostu podałem przykład, z którego zdaję sobie sprawę. Ale jeżeli ktoś powie, że to jedyny sensowny przykład – nie będę się kłócił…

        1. Zwróć jeszcze uwagę, że Avatar jest filmem – przestrzenność łatwo i naturalnie oddać ruchem kamery, bo to, co blisko, przesuwa się szybko, a to, co daleko – prawie się nie przesuwa. To jest skuteczny trik nawet bez 3D, a do tego jest bardzo naturalny z punktu widzenia postrzegania, bo człowiek tak samo ocenia dystans odległych rzeczy – do tych 2-3 metrów działa widzenie stereoskopowe, ale dalej to już właśnie relacje przestrzenne postrzega się przez pozorne zmiany położenia obiektów przy zmianie pozycji patrzącego.
          Ale próbuj z tym 3D i daj znać, co z tego wychodzi.

      3. Może po prostu sprawdź: przy okazji jakiejś następnej przepaści zrób zdjęcie 3D i zobacz, czy to naprawdę pomaga. Avatar jest rysowanką, to trochę co innego.

      4. Niestety nie mam obiektywu, którym uzyskam jednocześnie ostre moje nogi nad urwiskiem i dno przepaści 🙁
        Chyba, że spróbuję to złożyć z czterech zdjęć zamiast z dwóch?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *