Atrament wyszedł

No i stało się: po półtora roku eksploatacji, w drukarce Epson Stylus Pro 3880 skończyły się pierwsze dwa tusze: jasnoróżowy i szary, prawie jednocześnie jeden po drugim. W tym czasie powstał spory plik wydruków, w tym ponad 20 w formacie A2, trochę A3 i trochę więcej A4, do tego trudna do policzenia ilość pocztówek. Tak, to są duże pojemniki, co zresztą widać na zdjęciu. Pięciozłotówka nie wchodzi w skład wyposażenia.

Byłam ciekawa, jak zachowa się drukarka, gdy nabój się skończy. I zostałam zaskoczona na plus. Najpierw były ostrzeżenia: Mało tuszu. 5% tuszu. 4%… kilka wydruków dalej: 1% tuszu. I co? Ano nie ma problemu, możesz drukować albo zmienić tusz teraz. Co tam, drukuję! (Zapasowy tusz czeka w szufladzie.) W połowie arkusza nagle stop! Atrament się skończył, wymień nabój. OK. Kolejne polecenia wyświetlają się na ekranie: otworzyć drukarkę (najpierw sprawdzić, czy nic na niej nie leży, hehe, a przed złożeniem wózka wyjąć dziecko), wyjąć stare pudełko, włożyć nowe, klik. Drukarka podjęła pracę tam, gdzie ją skończyła, na wydruku nie ma śladów przestoju. Pięknie.

Już widać, że następnym pojemnikiem do wymiany będzie jasnoszary, choć jeszcze nie krzyczy, że jest go mało. Oba szare są najwyraźniej mocno eksploatowane, mimo że prawie wszystkie drukowane zdjęcia były kolorowe. Najwięcej zostało ciemnoróżowego i niebieskich.

Niby pojemniki z atramentem tanie nie są… ale biorąc pod uwagę półtora roku zabawy w drukowanie, ozdabiania ścian i rozdawania pocztówek znajomym – warto.