Ostatnie dwa dni to już klasyczna islandzka pogoda: słońce, deszcz, chmury, znowu słońce, znowu deszcz. W powietrzu jest sporo wody – nie tylko tej padającej, ale też wilgoci, która też może niespodziewanie wyłączyć elektronikę. Zawilgocony przedwczoraj Nikon D3200 wysuszony odżył i ma się dobrze, zanurzony w strumieniu obiektyw – również. Wczoraj podczas sesji przy wodospadzie Dettifos Ewie w pewnej chwili zaczęła się lać na rękę woda z… komory baterii aparatu. Dzisiaj jej 60D już robił zdjęcia.Selfoss, Islandia
Deszcz się zdarza, zwłaszcza pejzażystom i choć można próbować zabezpieczyć przed nim aparat, to mimo wszystko woda może się dostać tam, gdzie jej nie powinno być. Jeszcze trudniej zabezpieczyć się przed wilgocią w powietrzu, która czasem wystarczy, aby elektronika wysiadła. Jeśli to się zdarzy, nie ma powodów do rozpaczy, natomiast trzeba działać.
Pierwszą i najważniejszą rzeczą jest natychmiastowe wyjęcie akumulatora. Nie wystarczy wyłączyć aparat – wyłączniki są elektroniczne i wcale nie odcinają zasilania. Jeśli do aparatu lub obiektywu dostała się woda, należy spróbować ją wylać. Gdy wrócimy do domu (lub przynajmniej znajdziemy się pod dachem), możemy przystąpić do suszenia: otwieramy wszystkie klapki i zaślepki (klapa blokująca akumulator, klapka do gniazda kart pamięci, zaślepka gniazd wężyka i wyjścia wideo itp.). Najlepiej umieścić sprzęt w pomieszczeniu suchym i ciepłym. Można przyspieszyć procedurę ratunkową za pomocą suszarki do włosów, byle nie dmuchać nią zbyt blisko i nie narażać sprzętu na kontakt z gorącym powietrzem (ciepłe jest ok). No i absolutnie nie spieszyć się – lepiej poczekać dłużej niż włączyć nadal zawilgocony aparat. Pośpiech może skutkować zwarciem gdzieś w układach elektronicznych i wówczas aparat lub obiektyw (lub oba) wymagają wizyty w serwisie – w najlepszym razie.

Fotografowanie w deszczu, Islandia
Sprzęt elektroniczny nie lubi wilgoci. Jeśli jednak nam zastrajkuje z powodu deszczu lub tylko nadmiaru H2O w powietrzu, to nie jest jeszcze tragedia. Jeśli nie stracimy głowy ani nie zlekceważymy sytuacji, to jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że nawet solidnie zamoczony sprzęt wróci do życia. Oczywiście ten optymistyczny scenariusz dotyczy zamoczenia deszczówką lub wodą z górskiego strumienia – zanurzenie w słonej wodzie morskiej to już znacznie gorsza sytuacja.
U góry wodospad Selfoss, powyżej Ewa fotografująca w deszczu, na dole siarczane pola Namafjall.

Namafjall, Islandia

  1. Córcia mówi, że jakbyście mieli Pentaksy z uszczelnieniami i obiektywami WR to by folii mniej było trzeba i suszenia. Ma rację, czy przesadza, jak wszyscy pentaksjanie zresztą?

    1. … i córcia ma rację. Fotograficznym podróżnikom i pejzażystom zalecane są uszczelnione body a w szczególności obiektywy (zoomy zasysają powietrze!). Mojego lumixa jeszcze nie wodowałem ale na monsunową wilgoć w Wietnamie nie zareagował a nieuszczelnione canikony miały problemy. Wspomnienie sprzed roku – spacerek przed i za Seljalandsfossem bez stresu 🙂

      1. Na zeszłorocznej fotowyprawie do Islandii żaden aparat ani obiektyw nie miał problemów, a były tam Canony i Nikony, także te mało uszczelniane. Trudno z tamtego wyjazdu wyciągać jakieś generalizacje, podobnie jak z tego.

    2. Oczywiście lepiej mieć jakieś uszczelki niż ich nie mieć. I lepiej mieć więcej uszczelek niż mniej. Niemniej najważniejsze jest mieć szczęście, bo prawie żaden aparat nie ma określonej szczelności i odporności na wodę – za wyjątkiem (jeśli czegoś nie pominąłem) tylko jednego Nikona 1 (wodoszczelnych kompaktów nie liczę, choć oczywiście są konkretnie wodoszczelne).
      Jeśli producent nie podaje normy IP, którą aparat spełnia, to wszelkie deklaracje wodoszczelności to takie poklepywanie: „będzie dobrze, ale jakby nie było, to martw się sam”. Poszukiwane oznaczenie to IPX i cyferka: https://pl.wikipedia.org/wiki/IP_(stopie%C5%84_ochrony)

        1. Zawsze to coś, szczególnie jeśli jest to w oficjalnych materiałach producenta. IPX3 to ochrona przed deszczem islandzkim 🙂 – kroplami wody padającymi niekoniecznie pionowo.
          Jak zwykle trzeba uważać na mały druczek – w instrukcjach do wodoszczelnych kompaktów Olympusa lub Panasonica było coś o tym, że uszczelki trzeba wymieniać w serwisie co roku, a zaniechanie wymian oznacza utratę gwarancji…

  2. To ja trochę o(d)powiem. Mój zestaw, Pentax K-5 z obiektywem Tamron 70-300, na statywie przewrócił się do rzeki. Chwilę trwało zanim go wydobyłem. Odpiąłem obiektyw i jedyna woda jaka była w aparacie, to parę kropel na bagnecie (gdyby jakaś uszczelka była na obiektywie, to pewnie i nawet tego by nie było). Wytarłem, założyłem inny obiektyw i robiłem dalej zdjęcia. Obiektyw zaciągnął wodę, po jego wysuszeniu parę plam pozostało od wewnątrz na pierwszej soczewce. Na zdjęciach tego nie widać, chociaż pewnie jakoś jakość zdjęć spadła.
    Drugie zdarzenie z tym samym zestawem, to lot krzywą paraboliczną na odległość ok. 2-3 metrów, zakończony upadkiem na asfalt. W obiektywie wewnątrz pękł kawałek plastiku, co spowodowało, że zoom jest manualny i w zdjęciach zapisywana jest zawsze krótsza ogniskowa. Przesłona jest zawsze otwarta, chociaż w zdjęciach zapisywana jest
    przesłona ustawiana w aparacie. A aparat działa nadal.
    A poza tym 😉 https://www.youtube.com/watch?v=Eo61t5fH6Qw

    1. Dawno temu mój plastikowy Canon 300D spadł z metra na cementową podłogę i nic mu się nie stało. Nieco później F-Lexowy Nikon D3s spadł z podobnej wysokości na beton i wymagał serwisu. Nie wyciągałbym z tego wniosku, że Canon 300D jest bardziej pancerny niż Nikon D3s.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *