Że filtr polaryzacyjny pomaga w fotografii krajobrazowej, to wiadomo. Doniebieszczy niebo, dozieleni roślinki, a i wodę uładni. Wszystko jasne. Ale czy przyda się w kościele?
Odpowiedź jest już pewnie oczywista: gdyby się nie przydawał, to nie byłoby ani tego wpisu, ani widocznego powyżej zdjęcia salzburskiego kościoła. No więc: owszem, przydaje się, a nawet warto nim pokręcić dwa razy bardziej niż zwykle. Dlaczego dwa razy bardziej? Filtr polaryzacyjny może odcinać światło odbite od powierzchni ustawionej pod określonym kątem. Można nim więc zgasić odblaski na błyszczących powierzchniach – jeśli się go tylko odpowiednio przekręci. A w kościołach jest mnóstwo połyskliwych powierzchni: obrazy, ławki, a czasem też podłogi czy zdobione ściany. Dość oczywiste jest, że obraz leży na innej powierzchni niż dajmy na to podłoga. W zależności od położenia „polara”, da się więc zgasić odblaski na jednym albo drugim, ale nie na obu naraz.
Powyższe zdjęcie zostało złożone z czterech ujęć składowych. Dwa z nich miały polaryzację ustawioną „na obrazy”, a pozostałe dwa – na gładką, kamienną podłogę. Z każdej takiej pary jedno było jaśniejsze a drugie ciemniejsze, bo kontrast sceny był zbyt duży by go zmieścić w jednym naświetleniu. Później powstały z tego materiału dwa jednakowo złożone HDR-y. Z jednego wzięłam podłogę i boczne kolumny, z drugiego resztę. No i jeszcze trzeba było na gotowej składance wyklonować takiego jednego gościa ze statywem, ale to już zupełnie niezależnie od położenia filtra polaryzacyjnego.
Jak widać, warto kręcić szybką nie tylko w plenerze.