Nie drażnić fana!

Każdy twórca lubi mieć publiczność, a szczególnie – wierną, oddaną publiczność, która chętnie i często przychodzi oglądać swojego ulubionego artystę. A najfajniejsza jest publiczność, która gotowa jest za to oglądanie płacić – najlepiej słone kwoty, dzięki którym artysta może w spokoju oddawać się dalszemu tworzeniu. Na taką publiczność zapracował sobie William Eggleston, którego fotografie „chodzą” na aukcjach nawet za ponad sto tysięcy dolarów od sztuki. Jednym z najlepszych (w sensie: najlepiej płacących) fanów był Jonathan Sobel – kolekcjoner, który kupił prawie 200 zdjęć Egglestona o łącznej wartości między 3 a 5 milionów dolarów. Fan się jednak trochę zdenerwował na artystę i pozwał go do sądu.

Co tak zdenerwowało kolekcjonera? Otóż Eggleston w marcu tego roku na aukcji sprzedał wydruki fotografii, które wcześniej zostały sprzedane właśnie Sobelowi jako limitowana kolekcja. Wprawdzie tamte egzemplarze wykonane były techniką przenoszenia barwnika (dye-transfer), a te nowe to wydruki, ale kolekcjoner uznał, że nowe egzemplarze „dewaluują” wartość jego kolekcji, bo posiadane przez niego odbitki nie będą już tak „limitowane”, jak miały być. Sobel czuje się oszukany i domaga się, aby sąd zakazał Egglestonowi sporządzania kolejnych kopii prac, które wcześniej zostały sprzedane jako „limitowane”. Podobno takie dodrukowywanie sobie ponad limit kolekcji limitowanych jest niezgodne z jakimś nowojorskim prawem. Na ile pozew Sobela ma podstawy, rozstrzygnie sąd (chyba że się artysta z kolekcjonerem dogadają). Z pewnością jednak jeden wniosek z tej historii już można wyciągnąć: nie wkurzać fana!

Idea limitowania kolekcji ma sens tam, gdzie owo limitowanie jest naturalne, np. w malarstwie, natomiast w fotografii, gdzie wykonanie dowolnej liczby identycznych odbitek zawsze było możliwe, jest… dyskusyjne. Wielu uznanych fotografów nie bawi się zresztą w „limitowane” edycje, czyli nie obiecuje, że ktoś kupując jedną z 15 kopii do końca świata będzie tylko jednym z 15 posiadaczy odbitki. Jeśli jednak bawimy się w limitowanie, to lepiej nie zmieniać reguł gry w jej trakcie i nie drażnić fanów.

Zdjęcie powyżej na razie jest wydrukowane w jednym egzemplarzu, ale nic nie obiecuję co do limitowania go 🙂

  1. Chyba nie mam zadatków na artystę, gdyby ktoś mi zapłacił 3-5 mln dolarów za moje zdjęcia to mogę robić je tylko dla niego 🙂 🙂 🙂

  2. „Zdjęcie powyżej na razie jest wydrukowane w jednym egzemplarzu”
    To w takim wypadku tylko ja posiadam to wydanie DFV? Był nakład jednosztukowy?
    😉

    1. Trafna uwaga! 🙂 Gazety, internet itp. nie liczą się do liczenia egzemplarzy fotografii 🙂 Siódme zdjęcie od góry (to z rowerkiem) http://www.egglestontrust.com/ jest dość znane, więc można śmiało założyć, że ma solidne dziesiątki tysięcy kopii internetowych i książkowych. A jest ono jednym z punktów spornych powyżej opisanej awantury, bo było ono w tej limitowanej serii sprzedanej w latach 70. i również weszło do nowej edycji. I to właśnie ta nowa kolekcjonerska edycja jest problematyczna, a nie internetowe czy książkowe kopie.

      1. Nie znając faktów chyba argumentacja „fana” wydaje mi się całkiem możliwa do zaakceptowania. Pewnie też jest gdzieś umowa i się sprawa wyjaśni. Wiadomo, że kupowanie sztuki to inwestycja taka sama jak każdy inny biznes. Chodzi o niezłe pieniądze i nikt łatwo nie zrezygnuje. Nie dziwię się, że rower zabolał najbardziej. Jest najpopularniejszy.

        1. Darek (F-lex) się poczuł prowokowany tą notką, może się da sprowokować i napisze, jakie szanse ma kolekcjoner w takim sporze z fotografem.

    2. A może należało by napisać: Jakie szanse ma fotograf w sporze z kolekcjonerem, który groszem nie śmierdzi i stać go na najlepszych prawników 🙂

      A swoją drogą to nie gryzie się ręki która jeść daje…

  3. Na DFV wstawiłem kiedyś coś takiego jak to zdjęcie z żarówką w czerwonym pomieszczeniu. Tytuł brzmiał „Być jak William Eggleston ;)”.

    Trzy osoby komentowały, żadna nie oceniła.
    Jedna napisała „zastanawiam się, czy ten kąt nie wyglądałby lepiej pionowo wyprostowany”, druga „U niego światło było ciekawsze.” i tylko jednej się spodobało „fajne rzeczy robisz Andrzeju”.
    Nikt nie chciał kupić 🙂

    Na innym portalu komentarze były m.in. takie:
    „Tak se z wyra jak król fotografować :)”
    „Za malo oczytany jestem – nie kapuje :-)”
    I też nikt nie chciał kupić 🙂

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *