Petra, amfiteatr

Kopanie z Kodakiem

Ostatnia aktualizacja:

Choć styczeń dopiero dociąga do połowy, to ta wiadomość ma duże szanse na największe kuriozum fotograficzne roku. Kodak zaprasza (za drobną opłatą) do kopania bitcoina, a do tego zapowiada własną kryptowalutę i chce za jej pomocą chronić prawa autorskie fotografów. Tak, chodzi o legendarną firmę, która nie tylko była jedną z najważniejszych marek w czasach analogowych, ale także zaczęła cyfrową rewolucję w fotografii. Ale po kolei, zacznijmy od rzeczy bardziej śmiesznych.

Zamiast aparatu – kup koparkę

Kodak zapowiedział wprowadzenie na rynek Kodak KashMiner – urządzenia do „kopania” bitcoinów (czyli pozyskiwania nowych wirtualnych monet drogą obliczeniową). „Koparki”, która jest specjalizowanym komputerem, nie można kupić – można ją tylko wynająć za 3400 dolarów na dwa lata. Taką samą koparkę, jedynie bez loga Kodaka, można kupić na własność za 2300 USD – ile kosztuje to ładne logo, można sobie policzyć samemu. Oprócz słonej opłaty za wynajem koparki, chętni na kryptowalutę będą musieli oddać połowę tego, co wykopią. Rachunki za prąd za to zapłacą sami, tym się nie trzeba będzie dzielić z Kodakiem. To jednak nie koniec pomysłów Kodaka na zabawy z kryptogórnictwem.

Godziny szczytu w Amsterdamie, Holandia

KODAKCoin – prawa autorskie chronione kryptowalutą

Niezależnie od KashMinera i kopania bitcoinów Kodak wprowadzi własną kryptowalutę – KODAKCoin, która ma być używana na portalu KODAKOne. Na razie nie wiadomo, kto będzie wykopywał KODAKCoiny, natomiast podano, że ta waluta ma służyć dwóm celom: ma być walutą sprzedaży fotografii na portalu KODAKOne, a dodatkowo ma chronić prawa autorskie fotografów.

Pierwszy cel jest dziwaczny, ale jeśli ktoś woli sprzedawać zdjęcia w zamian za KODAKCoiny zamiast dolary czy euro… Drugi jest ciekawszy i bardziej kontrowersyjny. W Europie prawa autorskie do zdjęć mamy natychmiast po ich wykonaniu – nie musimy ich nigdzie zgłaszać, rejestrować, nie potrzebujemy do tego wypełniać żadnych dokumentów (więcej o tym, a nawet bardzo dużo – do poczytania na F-Lexie). Inaczej jest w USA, gdzie pełną ochronę praw autorskich do własnych fotografii uzyskuje się dopiero po rejestracji każdej z nich w U.S. Copyright Office. Kodak (a także inne firmy przed nim) proponuje, aby zastąpić oficjalną procedurę przez rodzaj znacznika (blockchain) – rodzaj znaku wodnego. Mechanizm kryptowalut ma dodatkowo być wykorzystany do wyszukiwania w Internecie nielegalnych kopii fotografii. Kodak obiecuje, że wówczas będzie ścigał tych, którzy zamieszczają kradzione zdjęcia, i ściągał z nich opłatę.

Petra, amfiteatr

Brzmi nieźle – nie trzeba samemu rejestrować fotografii w urzędzie patentowym, nie trzeba samemu szukać złodziei, nie trzeba później z nimi walczyć w sądzie. Ale… I tych „ale” jest, według prawnika Leslie Burnsa, kilka. Po pierwsze, przy procesie sądowym blockchain nie ma znaczenia – liczy się tylko rejestracja w Urzędzie Patentowym. Po drugie, w sądzie można wygrać znacznie wyższe odszkodowanie. Po trzecie, niższe kwoty odszkodowań uzyskane za pośrednictwem Kodaka zmniejszają szanse na wyższe odszkodowanie przed sądem w przypadku innych zdjęć fotografa. Po czwarte wreszcie, skuteczność pozyskiwania odszkodowania przez Kodaka czy inne systemy oparte o blockchain jest dużą niewiadomą – wydobycie pieniędzy od złodzieja bywa trudne nawet przy użyciu procedur sądowych, więc niby dlaczego jakiś mechanizm kryptowalutowy miałby bardziej skłaniać do płacenia?

My możemy się cieszyć, że prawa autorskie w Europie są tak bardzo inne od tych w USA, czytać F-Lexa i trzymać się z daleka od kuriozalnych ofert Kodaka.

Chaos na kanałach Amsterdamu i osiołki w Jordanii nie mają nic wspólnego z Kodakiem.