Stół jest gotowy

Jak długo można robić taki dajmy na to stół? Wersja 1.0 to będzie prosty blat na nogach. Ikea dla początkujących. Może się trochę chwiać, która to wada zostanie usunięta w wersji 1.1. A potem przychodzą nowe pomysły i wersja 2.0, czyli stół z szufladką pod blatem. W wersji 3.0 prawdziwa rewolucja: ozdobny kancik, dzięki któremu długopisy nie spadają na ziemię. Dostępny w różnych wersjach stylistycznych. Potem można jeszcze rzeźbić nogi, dodawać poprzeczki, zmieniać kształt blatu, a gdzieś w okolicy wersji 33.0 w przypływie twórczej rozpaczy dorzucić serwetkę zmieniającą kolor pod wpływem ciepła. Ale rzeczywistość jest nieubłagana: ile by nie kombinować, w końcu będzie dla wszystkich oczywiste, że stół jest gotowy i lepiej spełniać swojej funkcji nie będzie. Nie ma już co udoskonalać albo jest to tak trudne, że nieopłacalne. Coraz trudniej przekonać kogokolwiek, że nowa, udoskonalona wersja jest lepsza od poprzedniej. Pozostaje sprzedawać stół taki jak jest i zabrać się za rzeźbienie krzeseł. Albo próbować wymyślić antygrawitacyjny blat, ale szczerze mówiąc, krzesła są prostsze.

Nie, nie przekwalifikowuję się na meblarstwo. Cała ta historia o stołach to tylko metafora, zainspirowana ostatnimi poczynaniami Adobe (innych firm w sumie też, ale inne są w mojej branży mniej ważne). Ogłoszony parę dni temu jako nowinka Photoshop Elements 11 z istotnych nowości ma… tuning interfejsu i trzy filtry graficzne. Owszem, po tuningu wygląda OK (nie żeby wcześniej wyglądał źle…) a filtry są bardzo fajne, ale to jest nowatorstwo na poziomie nowego wzoru serwetek. Poprzednie wersje były podobnie „nowatorskie”, a i rozwój dużego Photoshopa jest jakby coraz mniej imponujący. I jak tu kogoś przekonać, że powinien kupić aktualizację?

I myślę, że Adobe wie, że stół jest już od pewnego czasu gotowy. Przerzuca siły na krzesła – rodzina programów i programików CS jest coraz liczniejsza. A najlepszym dowodem tej świadomości jest Creative Cloud, czyli pomysł, że klienci zamiast kupować pełny program, wykupują abonament, płacąc co miesiąc tyle, że w ciągu około 3 lat wpłacą cenę całego programu (no chyba, że wcześniej zrezygnują, co jest oczywiście możliwe). W pakiecie Kreatywnej Chmurki są wszystkie aktualizacje, jakie się pojawią – instalowane od razu, bez dodatkowych opłat czy jakichś specjalnych zabiegów ze strony użytkownika. W sumie, fajna rzecz taka chmurka.

Ale popatrzmy na to od strony firmy sprzedającej program. Regularny przychód w przewidywalnej wysokości to dobra rzecz – to chyba oczywiste dla wszystkich. W dodatku, w takim systemie nie trzeba nikogo przekonywać, że powinien wydać dodatkowe pieniądze na nową wersję programu. Pieniądze wydaje i tak co miesiąc na tę wersję, którą ma, a każda ewentualna nowość jest miłym bonusem, a nie powodem do marudzenia, że świeżynka mało świeża. Nie trzeba wysilać się na rewolucyjne narzędzia i ogromne zmiany, bo nie ma potrzeby zaskakiwania dotychczasowych użytkowników tak bardzo, żeby byli skłonni wysupłać tysiaka. Wystarczy, żeby się nie obrazili i jak do tej pory, wysupływali pięćdziesiątaka co miesiąc. Mogą nawet nie zauważać, że coś się zmienia – i siłą rzeczy, nie widzieć problemu, gdyby się nie zmieniało.

W świetle powyższego uważam, że nie ma co oczekiwać dużych zmian i nowatorskich narzędzi w programach graficznych. Programy są już gotowe – a ci, którzy je przez długie lata tworzyli, dobrze o tym wiedzą.

  1. Myślę, że to Fürstenstein, dziś Książ, Sala Maksymiliana. Jest tam sporo ładnych wnętrz.
    Co do meritum, to muszę powiedzieć, że u mnie ostatnie upgrade były związane z koniecznością kupna nowego sprzętu, np. LR 4 nie działał na XP, rozumiem, że cloud rozwiąże te problemy.

  2. To na pewno Książ.
    Co do softu i jego nowych wersji to wiem, że m.in. wprowadzone są łatki różnych błędów, zabezpieczenia itp, ale funkcjonalności raczej nie poprawiają.

  3. Tak, Książ. A ze statywem to było tak: zadzwoniliśmy do marketingu, że chcemy przyjechać sesję zrobić z DFV. Pytanie z drugiej strony: ile osób i ile sprzętu? Noooo, 2 osoby, 2 statywy, 2 aparaty… A to przyjeżdżajcie kiedy chcecie 🙂
    Spodziewali się ekipy z ciężarówką oświetlenia, więc 2 statywy to była ulga 🙂

  4. W Książu warto pochwalić osoby aranżujące wnętrza, dobrze dobrane kolory i kwiaty. Z tym bywa niekiedy różnie.
    PS. Ka_ula, masz chyba błąd logiczny, zwrot „zbyt dawno w Książu nie byłam” ja odczytuję że niedawno byłaś :-). To nie jest złośliwość, tylko dowód na to, jak wszystko dokładnie czytam …

  5. Wtedy, czyli ładnych parę lat temu, nie było w Książu problemu ze statywami. Nasz bonus z akredytacji sprowadzał się do możliwości robienia zdjęć poza normalnymi godzinami otwarcia, co tutaj było kluczowe – było już po zachodzie słońca i światło na zewnątrz równoważyło się z oświetleniem sztucznym w środku. Ale to się da utrafić i bez specjalnego załatwiania – koło listopada-grudnia zachód słońca wypada jeszcze w godzinach otwarcia wszelkich zamków i muzeów. Niedługo będzie sezon na takie zdjęcia 🙂

  6. Czy ktoś zrobił kalkulację co bardziej się finansowo opłaca? Kupić program czy płacić abonament. Trzy lata i płaci się równowartość rynkowej ceny. Przy tam mało rewolucyjnych, kolejnych wersjach programu można używać z 5 lat spokojnie. Z drugiej strony jak wnioskuję w abonamencie wliczane są wszystkie uaktualnienia, za które normalnie trzeba dodatkowo zapłacić.

    1. To zależy czego potrzebujesz. Jeśli korzystasz z tylko jednego programu i nie masz parcia na upgrady – abonament nie ma sensu, bo z raz kupionego programu możesz korzystać i przez 6 lat, nie tylko 3.

      Z kolei jeśli potrzebujesz Photoshopa, InDesigna, Ilustratora, a czasem czegoś jeszcze – abonament wychodzi tanio.

      A najtaniej wychodzi mieć dzieci w wieku późnoszkolnym, bo Adobe prowadzi wyjątkową politykę prorodzinną, z gigantyczną zniżką dla uczniów.

      1. No ja nie mam parcia na upgrade-y więc właśnie myślałem o korzystaniu z photoshopa tak przez 5-6 lat 🙂

        Ale za to mam legitymację doktorancką 🙂

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *