Był sobie raz program do edycji RAW-ów. Był coraz lepszy, rozwijany przez ludzi, którzy wiedzieli, co taki program ma robić i po co. Potem miał już za dużo funkcji i stał się niewygodny w korzystaniu – więc w następnej wersji całkowicie przebudowano i unowocześniono interfejs. Operacja się udała, program ma wszystkie narzędzia pięknie poukładane w zakładkach i jest super. Występuje w wersjach na różne systemy operacyjne, w tym Linuksa. Mowa o Bibble, a ta unowocześniona wersja to numer 5.
Ale więcej już Bibbli nie będzie – szef firmy poinformował na swoim forum, że Bibble Labs zostało wykupione przez Corela, a wypuszczona właśnie wersja 5.2.3 będzie ostatnia. Zespół będzie od tej pory pracował nad jakimś projektem Corela opartym na technologiach Bibble – a przynajmniej tak tam napisano.
Pora na trochę historii. Był sobie kiedyś Ulead – miał całkiem fajne programy do edycji zdjęć i wideo. Potem kupił go Corel. Gdzie dziś jest Ulead i jego programy? Oficjalnie niby istnieje…
Był sobie też niejaki Jasc. Stworzył Paint Shopa Pro i program albumowy jako komplet do niego. No i zgadnijcie co się stało? Kupił go Corel! Stało się to tuż przed wypuszczeniem wersji 10, która jest ostatnią w miarę sensowną (jeszcze bardziej sensowna jest 9, a był to rok 2005). Obecnie wyszła wersja 14, ale różnic w stosunku do 10 jest tyle co kot napłakał. A sensownych różnic jeszcze mniej. Rozwój programu drepcze w kółko – coś niby dodadzą, coś odejmą, w sumie postępu brak. A w fotografii cyfrowej trochę się od tych sześciu lat zmieniło. Program, który wtedy mógł w zastosowaniach fotograficzno-amatorskich spokojnie stawać w szranki z dziesięć razy droższym Photoshopem, teraz już jest mocno w tyle. A ostatnio Corel kupił Bibble. Mam wierzyć, że będzie go rozwijać?
Jak to się dzieje, że dobre programy, tworzone przez małe firmy lub nawet pojedynczych ludzi, po wykupieniu przez duży koncern zatrzymują się w rozwoju, ale wciąż są sprzedawane i mają „nowe wersje”, stając się dziwacznymi skamielinami ery cyfrowej? Czy użytkownicy Zonera, Machinery, SNS i innych tego typu, powinni zacząć się bać?
Jedno jednak nie ulega wątpliwości: GIMP-a nikt nie wykupi. I to jest pozytywne zakończenie tej historyjki.