Dowiedz się czego chcesz

Świat, jaki jest, każdy widzi. Wprawdzie trzeba wziąć poprawkę na to, że niektórzy zapomnieli okularów, a inni od razu dostrzegają pajęczyny pod sufitem, ale generalnie wyjaśnienie, że jest to co jest, bo tak jest albo przynajmniej w danym momencie było, trafia do wszystkich.

Z fotografią stety-niestety jest inaczej. To, jak będzie na końcu wyglądać zdjęcie, zależy trochę od wyglądu świata w danym momencie, ale też trochę od decyzji (i pomyłek…) fotografa tuż przed wciśnięciem spustu migawki, od światła, od sprzętu, od algorytmów przetwarzania obrazu w aparacie, i last but not least, od kadrowania. Ale najważniejszym czynnikiem są decyzje fotografa: te dotyczące doboru ogniskowej, ekspozycji i kadrowania przed wykonaniem zdjęcia i te późniejsze, podejmowane przed ekranem komputera, gdy trzeba zdecydować o postprodukcji: jaśniej czy ciemniej? Chłodniej czy cieplej? Kolorowo czy nie? A bardzo kolorowo czy tak trochę? Przyciąć, wyklonować, wygładzić, podkreślić detale? Szukać kontrastu czy miękkich tonów?

Na te wszystkie jakże istotne pytania nie da się znaleźć odpowiedzi, póki nie odpowiemy sobie na jedno, podstawowe: Czy mam pomysł, jak to zdjęcie ma wyglądać?

Stwierdziłabym nawet, że nie ma co się zabierać za edycję zdjęcia, póki nie wiemy, co ma z niej na końcu wyjść. Najpierw potrzebny jest plan w głowie. Czy będzie to ogólny przepis „ma być eterycznie”, czy szczegółowy („tu jaśniej, tam więcej czerwonego, a to trzeba schować”) – ale jakiś być musi. Inaczej skończymy, korygując przez cały wieczór jedno zdjęcie, z którego na końcu i tak nie będziemy zadowoleni. Bo po czym poznać, że jest właściwie, jeśli nie wiadomo, jak ma ten właściwy stan wyglądać? I będzie jak w tej anegdocie o fotografie i edytorze, którzy siedzą nad zdjęciem, a fotograf mówi: ten kawałek chyba za ciemny, tu by trzeba wyciągnąć faktury… albo nie, za bardzo, cofnij, to może bardziej na niebiesko, albo z drugiej strony żółto, nie, też źle, a spróbuj… I tak po półgodzinie kombinacji okrzyk fotografa: „O, teraz jest dobrze, co zrobiłeś???” I zrezygnowana odpowiedź edytora: „Wyłączyłem podgląd tych wszystkich zmian”.

Miłej zabawy w cyfrowej ciemni życzę.

    1. Dodam nie od rzeczy, że warto wiedzieć, co się chce osiągnąć już w momencie kupna aparatu… 🙂
      A co do edycji to mam wrażenie, że są dwie szkoły: falenicka i otwocka 😉
      W przypadku, gdy wiemy, co chcemy osiągnąć już przy wciśnięciu migawki, jedna szkoła mówi: mam już te zdjęcie, tylko lekko poedytuję. Druga mówi, że prawie mam to zdjęcie, jak mocno peedytuję, to będzie ok. Ja tam jestem z tej pierwszej szkoły 🙂

      1. Może i tak… ale nie w tym rzecz, czy się lubi mocno czy lekko, tylko czy się wie, czy tym razem mocno, czy jednak lekko. I w którą stronę.

    2. Darek: Ano, to też prawda. Inna sprawa, że wtedy jeszcze bardziej się widzi to, co miało wyjść, a niekoniecznie to, co wyszło. Ale zasiadanie do obróbki to naprawdę ostatni moment 😉

      1. Najlepszym przykładem Wasze zdjęcie w listopadowym numerze. Od samego początku pomysł, konsekwencja wykonania, a na koniec już tylko szybka postprodukcja.

        W sumie Piotr to bez Ciebie by zginął, bo kto by przytrzymał, wyzwolił, nacisnął i jeszcze wywołał? 😉

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *